Mój mąż nie rozumie, dlaczego wciąż rozmawiam z byłą teściową. Czy to naprawdę zdrada?

– Znowu do niej dzwonisz? – głos Marka przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, ścierając łzy, które spływały mi po policzkach. Telefon wciąż drżał w mojej dłoni, a na ekranie świeciło się imię: „Mama Teresa”.

– Marek, ona jest dla mnie jak matka… – zaczęłam cicho, ale on już odwracał się na pięcie, trzaskając drzwiami do salonu.

To nie był pierwszy raz. Od kiedy wyszłam za Marka, temat mojej relacji z byłą teściową wracał jak bumerang. Teresa była matką mojego pierwszego męża, Pawła. To on odszedł ode mnie po dziesięciu latach małżeństwa, zostawiając mnie z naszym synem, Kubą, i pustką, której nie potrafiłam wypełnić przez długi czas. Ale Teresa… ona została. Przychodziła do mnie z rosołem, kiedy miałam grypę, odbierała Kubę ze szkoły, kiedy musiałam zostać dłużej w pracy. Była przy mnie, kiedy umierała moja mama. To ona trzymała mnie za rękę na pogrzebie.

Kiedy poznałam Marka, wydawało mi się, że wreszcie mogę zacząć od nowa. Był czuły, troskliwy, a jego rodzina przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Ale Marek nigdy nie rozumiał mojej więzi z Teresą. Dla niego była ona symbolem przeszłości, której nie potrafił zaakceptować.

– To chore – powiedział pewnego wieczoru, kiedy wróciłam późno po spotkaniu z Teresą. – Jesteś moją żoną. Powinnaś być lojalna wobec mnie i mojej rodziny.

– Ale ona jest babcią Kuby! – broniłam się. – I… po prostu ją kocham.

– To nie jest normalne – rzucił i wyszedł z domu.

Zostałam wtedy sama w kuchni, patrząc na zdjęcie Teresy i Kuby na lodówce. Przypomniałam sobie dzień, kiedy Paweł wyprowadził się do innej kobiety. Teresa przyszła wtedy do mnie z ciastem drożdżowym i powiedziała: „Nie jesteś już moją synową, ale zawsze będziesz moją córką”.

Czasem myślę, że to ona uratowała mnie przed rozpaczą. Kiedy Kuba miał zapalenie płuc i spędzałam noce przy jego łóżku, Teresa gotowała mi herbatę z malinami i mówiła: „Wyśpij się choć chwilę, ja popilnuję”.

A teraz… teraz muszę wybierać między nią a Markiem?

Ostatnio konflikt narastał. Marek coraz częściej wypominał mi rozmowy telefoniczne z Teresą, spotkania na kawie czy wspólne wyjazdy na cmentarz do mojej mamy.

– Nie rozumiesz? – krzyczał pewnego wieczoru. – Ona cię manipuluje! Chce cię zatrzymać przy swojej rodzinie!

– To nieprawda! – odpowiedziałam ze łzami w oczach. – Ona po prostu mnie kocha!

– A ja? – zapytał cicho. – Czy ja się nie liczę?

Zamilkłam. Bo przecież Marek miał rację – jego uczucia też były ważne. Ale czy naprawdę muszę wybierać?

Kuba coraz częściej pytał: – Mamo, dlaczego tata Marek nie lubi babci Teresy?

Nie umiałam mu odpowiedzieć. Przecież Teresa była dla niego drugą babcią. Zawsze pamiętała o jego urodzinach, piekła ulubione pierogi i zabierała go na spacery do parku.

Pewnego dnia Marek postawił sprawę jasno:

– Albo ona, albo ja.

Zamarłam. W głowie dudniło mi jedno pytanie: czy można kogoś zmusić do zerwania więzi tylko dlatego, że jest niewygodna?

Wieczorem zadzwoniłam do Teresy.

– Mamo…

– Co się dzieje, kochanie?

– Marek nie chce, żebym się z tobą widywała…

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Kochanie… ja cię rozumiem. Ale nie chcę być powodem twojego nieszczęścia.

– Ale ty jesteś dla mnie rodziną!

– Rodzina to nie tylko więzy krwi – szepnęła Teresa. – Ale czasem trzeba pozwolić ludziom odejść.

Po tej rozmowie długo płakałam. Czułam się rozdarta na pół.

Następnego dnia Marek przyszedł do mnie z kwiatami.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Po prostu boję się cię stracić.

Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich lęk i miłość.

– Nie chcę wybierać – wyszeptałam. – Chcę mieć was oboje.

Marek objął mnie mocno.

– Spróbuję to zrozumieć – powiedział w końcu. – Ale proszę cię… bądź ze mną szczera.

Od tamtej pory staram się dzielić czas między Marka a Teresę. Nie jest łatwo. Czasem czuję się jak akrobatka balansująca nad przepaścią.

Czy można kochać dwie rodziny naraz? Czy lojalność wobec przeszłości zawsze musi oznaczać zdradę teraźniejszości?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę muszę wybierać? Czy ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji?