„Mamo, nie przychodź na urodziny Antosia” — historia o bólu, winie i nadziei na pojednanie

„Mamo, proszę, nie przychodź na urodziny Antosia. Tak będzie lepiej dla wszystkich.”

Zamarłam, czytając te słowa na ekranie telefonu. Siedziałam przy kuchennym stole, a herbata w mojej ulubionej filiżance stygnęła, zapomniana. Palce drżały mi tak bardzo, że ledwo mogłam utrzymać telefon. To był SMS od mojego syna, Piotra. Mój jedyny syn, moje wszystko. A teraz prosił mnie, żebym nie przychodziła na urodziny mojego ukochanego wnuka.

W głowie szumiało mi od pytań. Co zrobiłam źle? Przecież zawsze starałam się być dobrą matką i babcią. Owszem, czasem się wtrącałam, czasem mówiłam za dużo – ale czy to powód, by mnie wykluczyć? Przecież rodzina powinna być razem, zwłaszcza w takie dni.

Wstałam i zaczęłam chodzić po kuchni tam i z powrotem. Wspomnienia wracały jak bumerang: pierwsze kroki Piotra, jego śmiech, kiedy był mały, nasze wspólne spacery do parku w Łodzi. Potem ślub z Kasią – nigdy nie byłam jej ulubioną teściową. Zawsze czułam dystans, chłód. Ale starałam się. Naprawdę się starałam.

Telefon zadzwonił. To była moja siostra, Basia.

— Haniu, co się stało? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.

— Piotr… napisał mi, żebym nie przychodziła na urodziny Antosia — wyszeptałam.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Znowu ta Kasia? — Basia nie kryła irytacji. — Ona zawsze miała coś przeciwko tobie.

— Może to moja wina… Może za dużo się wtrącałam…

— Przestań się obwiniać! — przerwała mi Basia. — To oni powinni się wstydzić.

Ale ja wiedziałam swoje. Przypomniałam sobie ostatnią wizytę u nich. Antoś bawił się klockami na dywanie, a ja zapytałam Kasię, czy nie za wcześnie pozwala mu grać na tablecie. Widziałam jej minę – zaciśnięte usta, wzrok wbity w podłogę. Piotr próbował rozładować atmosferę żartem, ale czułam napięcie.

Może rzeczywiście powinnam była milczeć? Może powinnam była po prostu cieszyć się chwilą z wnukiem?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie kłębiły się myśli. Czy naprawdę jestem taką złą matką? Czy zasłużyłam na to odrzucenie?

Następnego dnia poszłam do pracy jak zwykle – pracuję w bibliotece osiedlowej. Koleżanka, pani Zosia, od razu zauważyła, że coś jest nie tak.

— Haniu, co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie.

Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała:

— Wiesz… Moja córka też kiedyś mnie odsunęła. Myślałam, że serce mi pęknie. Ale potem porozmawiałyśmy szczerze i wszystko się ułożyło. Może spróbuj napisać do Piotra list?

List… Długo siedziałam wieczorem nad kartką papieru. Pisałam i zmazywałam kolejne zdania. W końcu napisałam:

„Piotrze,
Nie wiem, co zrobiłam źle. Jeśli cię zraniłam – przepraszam. Bardzo kocham Antosia i ciebie. Chciałabym być częścią waszego życia, ale jeśli to dla was trudne – uszanuję to. Zawsze będę na was czekać.”

Nie miałam odwagi wysłać tego listu od razu. Leżał na stole przez kilka dni.

W dniu urodzin Antosia siedziałam sama w domu. Słyszałam śmiech dzieci z podwórka za oknem i łzy same cisnęły mi się do oczu. Wyjęłam album ze zdjęciami – Piotr jako mały chłopiec z tortem urodzinowym, ja trzymająca go za rękę…

Nagle zadzwonił telefon. Numer Piotra.

— Mamo… — usłyszałam jego głos pełen napięcia.

— Tak?

— Przepraszam… Kasia bardzo się zdenerwowała po twojej ostatniej wizycie. Powiedziała, że czujesz się lepiej od niej jako matka… Ja nie wiem już, co robić.

— Piotrze… Ja tylko chciałam dobrze…

— Wiem, mamo. Ale czasem twoje rady są… trudne dla nas.

Zamilkliśmy oboje.

— Chciałbym, żebyś była częścią życia Antosia — dodał cicho — ale musimy ustalić pewne granice.

Poczułam ulgę i ból jednocześnie.

— Dobrze — powiedziałam łamiącym się głosem — postaram się być tylko babcią…

Po tej rozmowie długo płakałam. Ale potem poczułam spokój – może to początek czegoś nowego? Może jeszcze uda nam się odbudować rodzinę?

Czasem patrzę na zdjęcie Piotra i Antosia i pytam siebie: czy naprawdę można naprawić to, co zostało złamane? Czy rodzina potrafi wybaczyć i zacząć od nowa?