Zwykła fryzjerka – historia o dumie, upokorzeniu i sile

— To jest tylko moja dziewczyna, fryzjerka — usłyszałam nagle głos Michała, kiedy przedstawił mnie swoim znajomym na imprezie u Kuby. Słowo „tylko” rozbrzmiało w mojej głowie jak dzwon. Poczułam, jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. Stałam tam, z kubkiem coli w ręku, wśród obcych ludzi, którzy patrzyli na mnie z lekkim uśmiechem politowania. Michał nawet nie spojrzał mi w oczy. Wtedy po raz pierwszy naprawdę zrozumiałam, jak bardzo jestem sama.

Miałam siedemnaście lat i życie nauczyło mnie już więcej niż niejednego dorosłego. Ojciec zniknął z naszego życia nagle — wyjechał za granicę, gdy mama zachorowała na raka. Zostawił nas bez słowa wyjaśnienia, bez pieniędzy, bez wsparcia. Jako starsza córka musiałam przejąć odpowiedzialność za młodszego brata i chorą mamę. Przerwałam liceum i zaczęłam pracować w pobliskim salonie fryzjerskim jako pomocnica. Myłam włosy klientkom, zamiatałam podłogi, parzyłam kawę i uczyłam się wszystkiego po cichu, obserwując starsze fryzjerki.

Nie miałam czasu na marzenia czy młodzieńcze szaleństwa. Każda złotówka była na wagę złota. Często wracałam do domu późnym wieczorem, zmęczona i brudna od farb do włosów. Mama leżała w łóżku, a ja starałam się ją pocieszać, choć sama płakałam po nocach w poduszkę. Brat miał dopiero dziesięć lat i nie rozumiał jeszcze wszystkiego. Czasem pytał o tatę — wtedy kłamałam, że wróci.

Michała poznałam przypadkiem — przyszedł do salonu z matką, która była stałą klientką. Był przystojny, pewny siebie i od razu zwrócił na mnie uwagę. Zaczęliśmy się spotykać. Przez chwilę czułam się jak zwyczajna nastolatka. On zabierał mnie na spacery nad Wisłę, kupował lody i mówił, że jestem piękna nawet w roboczym fartuchu. Myślałam, że przy nim mogę być sobą.

Ale tamtego wieczoru u Kuby wszystko się zmieniło. Michał przedstawił mnie swoim znajomym: „To jest tylko moja dziewczyna, fryzjerka”. Ich spojrzenia mówiły wszystko — nie pasowałam do nich. Byli z dobrych domów: lekarze, prawnicy, przedsiębiorcy. Ja byłam tylko dziewczyną od mycia włosów.

Po imprezie wracaliśmy razem tramwajem. Milczałam przez całą drogę, a on nawet nie zauważył mojej złości.

— Co się stało? — zapytał w końcu.

— Nic — odpowiedziałam chłodno.

— Przecież nie powiedziałem nic złego.

— Nazwałeś mnie „tylko fryzjerką”.

Wzruszył ramionami.

— No bo tak jest. Pracujesz w salonie. O co ci chodzi?

Poczułam gulę w gardle.

— O to, że dla ciebie to „tylko”, a dla mnie to całe życie. Dzięki tej pracy utrzymuję rodzinę. Ty nigdy nie musiałeś się o nic martwić.

Nie odpowiedział. Patrzył przez okno tramwaju, jakby chciał uciec od tej rozmowy.

Przez kolejne dni unikałam go. W pracy byłam jeszcze bardziej skupiona niż zwykle. Szefowa zauważyła moją determinację i pozwoliła mi samodzielnie strzyc dzieciaki z pobliskiego przedszkola. Byłam dumna — pierwszy raz ktoś mi zaufał.

Pewnego dnia do salonu przyszła matka Michała z koleżankami. Szeptały coś między sobą i patrzyły na mnie z góry. Jedna z nich powiedziała głośno:

— To ta dziewczyna od Michała? Taka młoda…

Zacisnęłam zęby i uśmiechnęłam się uprzejmie.

— Tak, to ja — odpowiedziałam spokojnie i zaprosiłam je na mycie włosów.

Podczas rozmowy udawały uprzejmość, ale czułam ich pogardę. Po wyjściu klientek szefowa podeszła do mnie:

— Nie przejmuj się nimi. Jesteś świetna w tym, co robisz.

Te słowa dodały mi siły.

Tego samego dnia Michał przyszedł do salonu po mnie. Chciał porozmawiać.

— Przepraszam za tamto… Nie chciałem cię urazić — powiedział cicho.

— Ale uraziłeś — odpowiedziałam stanowczo. — Wiesz co? Chciałabym zobaczyć, jak to jest być upokorzonym przy swoich znajomych.

Nie rozumiał jeszcze wtedy, co mam na myśli.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie jego matka z prośbą o strzyżenie Michała przed ważnym egzaminem na studia. Zgodziłam się pod warunkiem, że przyjdzie do salonu razem ze swoimi kolegami.

Kiedy przyszli, poprosiłam ich wszystkich do poczekalni i zaczęłam strzyc Michała na oczach jego znajomych.

— Michał zawsze był bardzo wymagający — powiedziałam głośno do jego kolegów. — Ale wiecie co? Czasem trzeba zejść na ziemię i docenić tych, którzy naprawdę ciężko pracują.

Chłopaki zaczęli się śmiać pod nosem, a Michał spąsowiał ze wstydu.

— Może teraz rozumiesz, jak to jest być ocenianym przez pryzmat pracy? — zapytałam cicho przy jego uchu.

Po wszystkim wyszedł bez słowa. Wiedziałam jednak, że dałam mu lekcję pokory.

Od tamtej pory nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Michał próbował jeszcze kilka razy się ze mną kontaktować, ale już nie chciałam wracać do tej relacji. Skupiłam się na pracy i rodzinie. Zdałam eksternistycznie maturę i dostałam się do szkoły fryzjerskiej w Warszawie.

Mama powoli wracała do zdrowia, brat dorastał i coraz lepiej radził sobie w szkole. Ja nauczyłam się być dumna z tego, kim jestem i skąd pochodzę.

Czasem zastanawiam się: dlaczego ludzie tak łatwo oceniają innych przez pryzmat zawodu czy statusu? Czy naprawdę warto ranić kogoś tylko po to, by samemu poczuć się lepiej? Może każdy z nas powinien najpierw spojrzeć w lustro i zapytać siebie: kim jestem bez swojej pracy i pieniędzy?