Zniknięcie mojego syna: Prawda, której nie chciałam znać

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam przed sobą zapłakaną, młodą kobietę. Miała na sobie pognieciony płaszcz i trzęsły jej się ręce. „Dzień dobry… jestem narzeczoną pani syna. Ale… on zniknął. Dwa tygodnie temu. I nikt nie wie, gdzie jest.”

Zamarłam. Spojrzałam na nią, próbując połączyć w głowie wszystkie klocki. Narzeczoną? Mój syn nie mówił mi, że się z kimś spotyka, a tym bardziej, że planuje ślub. Michał zawsze był skryty, ale żeby aż tak? Przez chwilę miałam ochotę zamknąć drzwi i udawać, że to tylko zły sen.

– Proszę wejść – powiedziałam w końcu, choć głos mi drżał. Dziewczyna weszła do środka, rozglądając się niepewnie po przedpokoju. – Jak się pani nazywa?

– Julia. Julia Nowak – odpowiedziała cicho. – Przepraszam, że tak… bez zapowiedzi. Ale już nie wiem, co robić.

Usiadłyśmy w kuchni. Zaproponowałam herbatę, ale Julia tylko pokręciła głową. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby szukała ratunku.

– Proszę mi wszystko opowiedzieć – poprosiłam, starając się brzmieć spokojnie.

– Michał… miał ostatnio dużo problemów w pracy. Ktoś go oskarżył o kradzież pieniędzy z firmy. Był załamany. Mówił, że to pomyłka, że ktoś go wrobił. Ale nikt mu nie wierzył… Nawet jego ojciec…

Poczułam ukłucie w sercu. Mój mąż, Andrzej, zawsze był surowy wobec Michała. Nigdy nie potrafili się dogadać. Ostatnia ich rozmowa skończyła się awanturą.

– Michał nie wrócił do domu od dwóch tygodni? – upewniłam się.

Julia pokręciła głową.

– Zgłosiłam zaginięcie na policji. Ale oni… mówią, że dorosły facet może gdzieś wyjechać bez słowa. Że może potrzebuje czasu… Ale ja czuję, że coś jest nie tak!

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. W głowie miałam mętlik. Michał był moim jedynym dzieckiem. Poświęciłam mu całe życie. Czy mogłam coś przeoczyć? Czy naprawdę był aż tak nieszczęśliwy?

Wieczorem czekałam na powrót Andrzeja z pracy. Kiedy wszedł do domu, od razu zauważył Julii buty w przedpokoju.

– Kto to? – zapytał szorstko.

– Narzeczona Michała – odpowiedziałam chłodno. – Przyszła, bo Michał zaginął.

Andrzej wzruszył ramionami.

– Pewnie uciekł przed odpowiedzialnością. Zawsze był tchórzem.

Julia zerwała się z krzesła.

– Jak pan może tak mówić?! On jest niewinny!

Andrzej spojrzał na nią z pogardą.

– Niewinny? To dlaczego uciekł?

Nie wytrzymałam.

– Przestań! To twój syn! Może potrzebuje naszej pomocy!

Andrzej tylko prychnął i wyszedł do salonu. Julia rozpłakała się na dobre.

Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i próbowałam sobie przypomnieć ostatnią rozmowę z Michałem. Był wtedy dziwnie spięty, unikał wzroku. Powiedział tylko: „Mamo, gdyby coś się stało… pamiętaj, że cię kocham.”

Czy wtedy już wiedział?

Następnego dnia zaczęłyśmy z Julią własne śledztwo. Pojechałyśmy do firmy Michała – małego biura rachunkowego na obrzeżach Warszawy. Szefowa, pani Ewa Majewska, przyjęła nas chłodno.

– Policja już tu była – powiedziała oschle. – Michał miał dostęp do konta firmowego. Zginęło piętnaście tysięcy złotych. Wszystko wskazuje na niego.

– Ale on tego nie zrobił! – Julia niemal krzyczała.

Pani Majewska wzruszyła ramionami.

– Może pani tak uważa. Ja muszę dbać o firmę.

Wyszłyśmy stamtąd roztrzęsione. Julia zadzwoniła do przyjaciela Michała – Pawła.

– Nie widziałem go od tygodni – powiedział Paweł przez telefon. – Ale… ostatnio mówił coś o jakimś szantażu. Że ktoś go obserwuje…

Szantaż? Poczułam zimny dreszcz na plecach.

Wieczorem w domu znów doszło do kłótni z Andrzejem.

– Przestańcie go usprawiedliwiać! – krzyczał mój mąż. – Zawsze był słaby! Nigdy nie potrafił stawić czoła problemom!

– Może dlatego, że nigdy go nie wspierałeś! – wybuchłam.

Andrzej spojrzał na mnie z nienawiścią.

– To przez ciebie! Rozpieszczałaś go! Zrobiłaś z niego maminsynka!

Julia wybiegła z domu ze łzami w oczach. Ja zostałam sama w kuchni i płakałam nad kubkiem zimnej herbaty.

Przez kolejne dni chodziłyśmy z Julią po mieście, pytałyśmy znajomych Michała, przeglądałyśmy jego rzeczy w mieszkaniu na Ochocie. W szufladzie znaleźliśmy list:

„Mamo,
Jeśli czytasz ten list, to znaczy, że nie wróciłem. Nie zrobiłem tego, o co mnie oskarżają. Ktoś mnie wrobił… ale nie mogę powiedzieć kto. Boję się o was… Jeśli coś mi się stanie, pamiętajcie, że was kocham.”

Z listem poszłyśmy na policję. Tym razem potraktowali sprawę poważniej.

Kilka dni później zadzwonił telefon.

– Pani syn się odnalazł – powiedział policjant. – Jest w szpitalu na Bielanach. Ktoś go pobił i zostawił w lesie pod Warszawą.

Serce mi stanęło. Pojechałyśmy tam natychmiast.

Michał leżał na łóżku szpitalnym, cały posiniaczony i wychudzony. Gdy mnie zobaczył, rozpłakał się jak małe dziecko.

– Mamo… przepraszam…

Przytuliłam go mocno.

– Najważniejsze, że żyjesz…

Julia stała obok i płakała ze szczęścia.

Po kilku dniach Michał opowiedział całą prawdę: to kolega z pracy – Krzysztof – szantażował go i zmusił do podpisania fałszywych dokumentów. Gdy Michał chciał zgłosić sprawę policji, Krzysztof go pobił i zostawił w lesie.

Policja aresztowała Krzysztofa kilka dni później.

Wydawało się, że wszystko wraca do normy… ale nasza rodzina już nigdy nie była taka sama. Andrzej nie potrafił przeprosić syna ani okazać mu wsparcia nawet wtedy, gdy prawda wyszła na jaw. Michał wyjechał z Julią do Gdańska i zerwał kontakt z ojcem.

Często zastanawiam się nocami: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy można naprawić rodzinę po takich ranach? Czy wy byście wybaczyli?