Zabawa w Ciągnięcie Losu – Opowieść o Pewnej Nocy i Pewnych Tajemnicach
„Wojtek, ciągnij los! No dalej, nie bądź taki poważny!” – głos Haliny przebił się przez gwar sali. Siedziałem przy stole, z kieliszkiem czerwonego wina, patrząc na roztańczonych gości. Jubilat, mój szef – pan Marian – właśnie wirował na parkiecie z jakąś młodą dziewczyną z księgowości. Kobiety śmiały się głośno, śpiewając „Boże, jaki przystojniak…”, a ja czułem się jak widz w teatrze, który nie zna swojej roli.
Halina, moja żona, siedziała obok mnie. Jej policzki były zaróżowione od alkoholu i emocji. Przez chwilę patrzyła na mnie z wyrzutem, jakby chciała powiedzieć: „Dlaczego nie potrafisz się bawić?”. Po drugiej stronie stołu Andrzej i Tomek kłócili się o to, kto pierwszy powinien był zaprosić szefa do tańca. Trzeci kolega, Jarek, spał z głową opartą na złożonych rękach. W powietrzu unosił się zapach bigosu i śledzi.
„No już, Wojtek! Losuj!” – Halina podsunęła mi miseczkę z karteczkami. To była ich ulubiona zabawa: ciągnięcie losu. Na każdej karteczce był żart lub zadanie. Zawsze bałem się tej gry. Bałem się, że wyciągnę coś, co mnie ośmieszy albo zmusi do wyznania prawdy.
Wziąłem jedną z karteczek. Ręce mi drżały. Otworzyłem ją powoli. „Wyznaj największy sekret swojego życia”. Poczułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Wszyscy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem.
„No dalej, Wojtek! Nie wymigasz się!” – Andrzej już nieco bełkotał, ale jego oczy błyszczały złośliwie.
Przez chwilę milczałem. W głowie miałem mętlik. Przypomniałem sobie tamten dzień sprzed lat – dzień, w którym wróciłem do domu wcześniej i zobaczyłem Halinę rozmawiającą przez telefon z kimś, kogo nazywała „kochanie”. Nigdy jej o tym nie powiedziałem. Nigdy nie zapytałem. Zamiast tego zamknąłem to w sobie i udawałem, że wszystko jest w porządku.
Ale miałem też swój sekret. Przed laty, kiedy Halina była w szpitalu po porodzie naszego syna, ja… ja zdradziłem ją z koleżanką z pracy. To był tylko jeden raz. Przypadek. Słabość. Ale od tamtej pory nie mogłem spojrzeć sobie w oczy.
Patrzyłem na Halinę. Jej wzrok był pełen oczekiwania i niepokoju.
„Mój największy sekret?” – zacząłem cicho. – „Może to, że czasem czuję się tu obcy. Że nie wiem, czy jestem dobrym mężem… ani czy jestem dobrym ojcem.”
Wszyscy umilkli. Nawet muzyka jakby ucichła na chwilę.
Halina spojrzała na mnie uważnie. „Wojtek… co ty mówisz?”
„Nic… po prostu czasem mam wrażenie, że żyję nie swoim życiem.”
Andrzej zaśmiał się nerwowo. „No dobra, starczy tych filozofii! Następny!”
Ale Halina już nie odpuszczała. „Wojtek… czy ty coś przede mną ukrywasz?”
Poczułem gulę w gardle. Chciałem powiedzieć prawdę. Chciałem krzyknąć: „Tak! Zdradziłem cię! Ale ty też nie jesteś bez winy!”. Ale nie mogłem. Strach był silniejszy.
Zabawa trwała dalej, ale dla mnie czas się zatrzymał. Patrzyłem na Halinę i widziałem w jej oczach łzy. Czy ona coś podejrzewała? Czy wiedziała?
Po północy wyszliśmy na zewnątrz zaczerpnąć powietrza. Było zimno, a ja drżałem nie tylko z chłodu.
„Wojtek… powiedz mi prawdę” – szepnęła Halina.
Zacisnąłem pięści w kieszeniach płaszcza.
„Halina… czy ty kiedykolwiek mnie zdradziłaś?”
Zamarła. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.
„A ty?” – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Milczenie było głośniejsze niż krzyk.
Wróciliśmy do środka jak para aktorów po nieudanym przedstawieniu. Goście bawili się dalej, jakby nic się nie stało. Ale dla mnie wszystko się zmieniło.
W domu długo leżeliśmy w łóżku bez słowa. W końcu Halina odwróciła się do mnie plecami.
„Nie chcę wiedzieć” – powiedziała cicho.
A ja poczułem ulgę i jednocześnie ból tak silny, że trudno było oddychać.
Od tamtej nocy minęły trzy miesiące. Żyjemy razem, ale jakby osobno. Syn dorasta i coraz częściej zamyka się w swoim pokoju. Czasem myślę o tamtej zabawie i o tym jednym losie, który zmienił wszystko.
Czy można budować szczęście na kłamstwie? Czy lepiej żyć w nieświadomości niż znać całą prawdę? Może każdy z nas ciągnie swój los i nigdy nie wie, co go czeka…