Szept z ulotnym dotykiem: Historia Kamili i Mikołaja
– Mówimy sobie „ty” – szepnął Mikołaj tuż przy moim uchu. Poczułam na skroni jego ciepły oddech, a przez moje ciało przebiegły ciarki, których nie potrafiłam powstrzymać. Przez chwilę świat zwolnił, a ja, Kamila Nowicka, trzydziestoletnia lekarka z warszawskiego szpitala, poczułam się jak nastolatka. W mojej głowie rozbrzmiewało echo jego słów, a serce biło szybciej niż powinno.
– Marcelinko, zobacz, czy w korytarzu ktoś jeszcze jest? Chciałabym dziś wyjść wcześniej. Mama ma urodziny – powiedziałam, próbując opanować drżenie głosu.
– Już sprawdzam, doktor Kamilo – odpowiedziała Marcelina, młoda, sympatyczna pielęgniarka, która zawsze była gotowa pomóc. Wstała od biurka, otworzyła drzwi gabinetu i wyjrzała na korytarz.
Zostałam sama z Mikołajem. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał jego cichy śmiech.
– Wiesz, Kamilo, czasem mam wrażenie, że uciekasz przede mną – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
– Nie uciekam… – zaczęłam, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przecież wiedziałam, że kłamię. Od tygodni unikałam jego spojrzeń, dotyku, rozmów, które mogłyby zaprowadzić nas za daleko.
Mikołaj był nowym rezydentem na naszym oddziale. Przystojny, pewny siebie, z tym uśmiechem, który rozbrajał nawet najbardziej zatwardziałych pacjentów. Od pierwszego dnia czułam, że coś się wydarzy. Ale przecież miałam swoje życie, swoje zasady.
– Kamilo, nie musisz się bać. Nikomu nie powiem – szepnął, zbliżając się jeszcze bardziej.
W tej chwili wróciła Marcelina.
– Korytarz pusty. Możecie spokojnie wyjść – powiedziała, nieświadoma napięcia, które wypełniało gabinet.
Zebrałam swoje rzeczy, starając się nie patrzeć na Mikołaja. Wyszłam na korytarz, a on podążył za mną.
– Odwiozę cię – zaproponował.
– Nie trzeba. Mam samochód – odpowiedziałam zbyt szybko.
– Kamilo, proszę… – jego głos był miękki, niemal błagalny.
Zatrzymałam się. Spojrzałam na niego. W jego oczach widziałam coś, czego nie potrafiłam nazwać. Może tęsknotę, może nadzieję.
– Dobrze – zgodziłam się cicho.
W samochodzie panowała cisza. Przez okno patrzyłam na szare, listopadowe ulice Warszawy. Myśli kłębiły mi się w głowie. Mama czekała na mnie z tortem, a ja jechałam z mężczyzną, który mógł zburzyć cały mój świat.
– Kamilo, dlaczego się boisz? – zapytał nagle.
– Boję się siebie – odpowiedziałam szczerze.
Zatrzymał samochód pod moim blokiem.
– Chciałbym cię jeszcze zobaczyć dzisiaj – powiedział cicho.
– Dziś nie mogę. Mama… – urwałam.
– Rozumiem – uśmiechnął się smutno. – Ale wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Weszłam do mieszkania, gdzie czekała na mnie mama z siostrą, Anią.
– Kamila, spóźniłaś się! – zawołała mama, ale w jej głosie nie było złości, tylko troska.
– Przepraszam, mamo. Dużo pracy – skłamałam.
– Zawsze praca, praca… – westchnęła Ania. – Może w końcu znajdziesz sobie kogoś i przestaniesz żyć tylko szpitalem?
Zignorowałam jej słowa, ale poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę byłam aż tak samotna?
Wieczór minął w napięciu. Mama opowiadała o dawnych czasach, Ania żartowała, a ja myślami byłam gdzie indziej. Wciąż czułam na skroni oddech Mikołaja, jego szept, jego spojrzenie.
Po kolacji mama poprosiła mnie do kuchni.
– Kamila, co się dzieje? – zapytała cicho. – Widzę, że coś cię dręczy.
– Nic, mamo. Naprawdę.
– Znam cię lepiej niż myślisz. Jeśli to przez pracę, może powinnaś odpocząć?
Pokręciłam głową. Jak miałam jej powiedzieć, że to nie praca, tylko uczucie, które nie powinno się wydarzyć?
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą chwilę spędzoną z Mikołajem. Wiedziałam, że jeśli pozwolę sobie na więcej, wszystko się zmieni. Bałam się plotek w pracy, bałam się reakcji rodziny, bałam się… siebie.
Następnego dnia w szpitalu unikałam Mikołaja. Ale on nie dawał za wygraną.
– Kamilo, musimy porozmawiać – powiedział, łapiąc mnie za rękę na korytarzu.
– Nie tutaj – syknęłam, rozglądając się nerwowo.
Zaciągnął mnie do pustej sali zabiegowej.
– Kamilo, ja… ja się w tobie zakochałem – wyznał, patrząc mi prosto w oczy.
Zamarłam. Chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam.
– Wiem, że się boisz. Ale ja nie chcę już udawać.
– Mikołaj, to nie jest takie proste…
– Dlaczego? Boisz się, co powiedzą inni? Boisz się, że nie sprostasz oczekiwaniom?
Zacisnęłam pięści.
– Boję się, że zniszczę wszystko, na co pracowałam całe życie.
– A może właśnie to jest twoja szansa na szczęście? – zapytał cicho.
Wróciłam do domu rozbita. Mama patrzyła na mnie z troską, Ania rzucała złośliwe uwagi o moim braku życia prywatnego. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec rodziny, obowiązkiem wobec pracy, a własnym pragnieniem miłości.
Wieczorem zadzwonił Mikołaj.
– Kamilo, nie chcę cię naciskać. Ale musisz zdecydować, czego naprawdę chcesz.
Siedziałam w ciemności, patrząc na swoje odbicie w oknie. Czy miałam odwagę postawić wszystko na jedną kartę? Czy powinnam wybrać siebie, czy innych?
Czasem zastanawiam się, czy szczęście naprawdę jest warte ryzyka. Czy można być wiernym sobie, nie raniąc tych, których się kocha? Może każdy z nas musi kiedyś podjąć decyzję, która zmieni wszystko…