Słowa, które zmieniły wszystko: Historia Krystyny

Zatrzymałam samochód przed znajomą, szarą kamienicą na Pradze i spojrzałam na zegarek. Była siedemnasta trzydzieści, pół godziny za wcześnie. Westchnęłam, poprawiłam włosy w lusterku i sięgnęłam po pudełko z tortem, które miało osłodzić dzisiejszy wieczór u teściowej. „Co tam, mama Andrzeja zawsze się cieszy, gdy ją odwiedzam” – pomyślałam, choć w środku czułam dziwny niepokój. Może to przez ostatnie tygodnie, kiedy Andrzej był coraz bardziej nieobecny, zamyślony, a nasze rozmowy kończyły się milczeniem.

Weszłam na klatkę schodową, niosąc tort i bukiet tulipanów. Drzwi do mieszkania były lekko uchylone, więc zapukałam cicho i weszłam, jak zawsze. W przedpokoju słychać było głosy z kuchni. Zatrzymałam się, bo rozpoznałam głos Andrzeja. „Nie wiem, mamo, po prostu nie mogę już tak dłużej. Krystyna nic nie rozumie, żyjemy obok siebie. Ona myśli, że wszystko jest dobrze, a ja… ja już nie czuję nic. Nawet nie wiem, czy ją jeszcze kocham.”

Zamarłam. Tort prawie wypadł mi z rąk. Serce waliło mi jak młotem. Chciałam wejść, krzyknąć, zapytać: „Co ty wygadujesz?!”, ale nogi miałam jak z waty. Usłyszałam jeszcze głos teściowej, pani Haliny: „Andrzej, nie mów tak. Małżeństwo to nie bajka, czasem trzeba przetrwać trudne chwile. Krystyna to dobra dziewczyna, nie rób głupstw.”

Andrzej westchnął ciężko. „Mamo, ja już nie chcę udawać. Spotykam się z kimś innym. Z Anią z pracy. Ona mnie rozumie, przy niej czuję się żywy. Z Krystyną… czuję się jak cień.”

Świat zawirował mi przed oczami. Stałam w przedpokoju, słysząc, jak mój mąż przyznaje się do zdrady. Przez chwilę miałam ochotę rzucić tortem o ścianę, wybiec z płaczem na ulicę, ale stałam jak sparaliżowana. W głowie dudniło mi tylko jedno: „To nie może być prawda. To nie może być prawda.”

Nie wiem, ile tam stałam. W końcu usłyszałam, jak Andrzej mówi: „Muszę jej to powiedzieć. Dłużej nie mogę. Dziś, po kolacji.” Teściowa próbowała go powstrzymać, ale on był nieugięty. Wtedy zrozumiałam, że nie mogę wejść do kuchni i udawać, że nic nie wiem. Odwróciłam się na pięcie, wyszłam na klatkę i usiadłam na schodach. Oddychałam ciężko, łzy same płynęły mi po policzkach. Przez chwilę miałam ochotę zadzwonić do mamy, ale wstydziłam się. Jak powiedzieć, że mój mąż mnie zdradza? Że wszystko, w co wierzyłam, właśnie się rozsypało?

Po kilku minutach usłyszałam kroki. To była teściowa. Zobaczyła mnie i zamarła. „Krystynko, co się stało? Dlaczego siedzisz tutaj?” Spojrzałam na nią, a ona od razu zrozumiała. „Słyszałaś?” – zapytała cicho. Skinęłam głową. Usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem. „Wiem, że to boli. Ale Andrzej… on zawsze był uparty. Może to tylko kryzys, może jeszcze się opamięta.”

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko obraz Andrzeja, który mówi, że mnie nie kocha. Że spotyka się z inną. Przypomniałam sobie wszystkie nasze wspólne chwile: ślub, narodziny syna, pierwsze wakacje nad morzem. Czy to wszystko było kłamstwem? Czy naprawdę nic już nie znaczę?

Po chwili usłyszałam, jak Andrzej wychodzi z kuchni. Zobaczył mnie na schodach, z oczami pełnymi łez. „Krystyna…” – zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć. „Wszystko słyszałam. Nie musisz nic mówić.”

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Widziałam w jego oczach żal, ale i ulgę. „Przepraszam” – powiedział cicho. „Nie chciałem cię ranić. Po prostu… już nie potrafię udawać.”

Wstałam, otrzepałam spódnicę i spojrzałam mu prosto w oczy. „A ja nie potrafię ci wybaczyć. Nie dzisiaj. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiała.”

Teściowa próbowała nas pogodzić, mówiła o rodzinie, o synu, o tym, że trzeba walczyć. Ale ja czułam, że coś we mnie pękło. Że już nie jestem tą samą Krystyną, która jeszcze godzinę temu cieszyła się na rodzinny wieczór.

Wróciłam do samochodu, tort zostawiłam na schodach. Przez całą drogę do domu płakałam. W głowie miałam tysiące pytań: co zrobiłam źle? Czy mogłam coś zmienić? Czy to naprawdę koniec?

Dziś mija tydzień od tamtego wieczoru. Andrzej wyprowadził się do Anny. Syn pyta, kiedy tata wróci. Ja nie mam siły mu tłumaczyć. Teściowa dzwoni codziennie, próbuje mnie pocieszać, ale wiem, że nic już nie będzie takie samo.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można jeszcze zaufać? Czy warto walczyć o coś, co się rozpadło? A może lepiej nauczyć się żyć na nowo, bez złudzeń, ale z nadzieją, że kiedyś znów będę szczęśliwa?

Czy zdrada zawsze oznacza koniec? Czy można wybaczyć i zacząć od nowa? A może są rzeczy, których serce nigdy nie zapomni?