Przyjaciele czy wrogowie? Historia zdrady zza ściany
– Mamo, oni znowu krzyczą… – szepnęła Zosia, tuląc się do mnie w ciemnym korytarzu. Słyszałam przez cienką ścianę, jak pani Irena wrzeszczy na swojego męża. To nie pierwszy raz. Ale dziś coś było inaczej – w jej głosie czułam strach, nie tylko złość.
Zamknęłam oczy i próbowałam nie słyszeć. Ale nie dało się. Od lat byliśmy z Ireną i Andrzejem jak rodzina. Pomagaliśmy sobie, dzieliliśmy obiady, opiekowaliśmy się dziećmi. Kiedy Zosia zachorowała na zapalenie płuc, to Irena przyniosła mi rosół i czuwała przy niej, gdy ja musiałam iść do pracy. Wspólne święta, grille na balkonie, plotki przy kawie – wydawało mi się, że to nigdy się nie skończy.
Aż do tamtego dnia.
Pamiętam dokładnie – był początek listopada, szaro i zimno. Mój mąż, Tomek, odszedł dwa miesiące wcześniej. Zostawił mnie z kredytem, dzieckiem i pustką w sercu. Przez pierwsze tygodnie sąsiedzi byli wsparciem. Ale potem coś zaczęło się zmieniać.
– Wiesz, Anka, ludzie gadają… – powiedziała mi kiedyś Irena, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. – Że Tomek miał długi. Że może ty też…
Zamurowało mnie. Przecież wiedziała wszystko. Wiedziała, jak bardzo walczyłam o nasz dom, jak bardzo boję się o przyszłość Zosi.
– Irena, przecież wiesz…
– Ja wiem – przerwała mi szybko. – Ale wiesz, jak to jest. Ludzie gadają.
Od tamtej pory coraz rzadziej zapraszała mnie na kawę. Andrzej przestał mówić „dzień dobry” na klatce. Ich syn, Michał, unikał Zosi na podwórku.
Pewnego wieczoru usłyszałam pukanie do drzwi. Stała tam pani Grażyna z trzeciego piętra.
– Pani Aniu, przepraszam, że tak późno… Ale muszę pani powiedzieć…
Wpuściłam ją do środka. Usiadła na brzegu kanapy i zaczęła opowiadać: że Irena rozpowiada po całym bloku, że Tomek miał romans, że zostawił mnie dla innej, że mam długi i pewnie niedługo nas wyrzucą z mieszkania.
– Przepraszam, ale musiałam pani powiedzieć. Bo to nie w porządku…
Nie spałam całą noc. Rano poszłam do Ireny.
– Możemy porozmawiać? – zapytałam cicho.
Spojrzała na mnie chłodno.
– O czym?
– Wiesz dobrze o czym. Dlaczego rozpowiadasz takie rzeczy?
Wzruszyła ramionami.
– Ludzie pytają, odpowiadam. Nie moja wina, że masz problemy.
Zatkało mnie. Przez chwilę stałyśmy naprzeciwko siebie – ona z zimnym uśmiechem, ja z łzami w oczach.
Od tamtej pory byłam sama. Sąsiedzi zaczęli mnie unikać. Na klatce schodowej czułam na sobie spojrzenia i szeptane za plecami komentarze.
Najgorzej było z Zosią. W szkole dzieci zaczęły ją wyśmiewać.
– Twoja mama nie ma pieniędzy! – krzyczały dziewczynki na przerwie.
Zosia wracała do domu zapłakana.
– Mamo, dlaczego oni tak mówią?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Pewnego dnia dostałam pismo z banku – groźba wypowiedzenia kredytu. Siedziałam przy stole z głową w dłoniach, a Zosia tuliła się do mnie bez słowa.
Wtedy zadzwonił domofon.
– Pani Aniu? To ja, Grażyna. Proszę otworzyć.
Wpuściłam ją bez słowa. Przyniosła ciasto i herbatę.
– Niech się pani nie poddaje – powiedziała cicho. – Ja wiem, jaka pani jest naprawdę.
To był pierwszy promyk nadziei od miesięcy.
Ale Irena nie przestawała. Kiedyś usłyszałam przez drzwi:
– Lepiej nie zadawać się z Anką. Nigdy nie wiadomo, co jeszcze wyjdzie na jaw…
Zaczęłam unikać ludzi. Wychodziłam z domu tylko wtedy, gdy musiałam. Praca – dom – szkoła – dom. Zosia zamknęła się w sobie.
Któregoś dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam przez okno Irenę i Andrzeja rozmawiających z komornikiem przed wejściem do bloku. Serce mi stanęło – czy to po mnie przyszli?
Ale nie – okazało się, że Andrzej stracił pracę i sami mieli problemy finansowe.
Wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam – stała tam Irena.
– Anka… Przepraszam…
Patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
– Nie wiedziałam… Myślałam…
Nie pozwoliłam jej dokończyć.
– Wiesz co? Teraz już wiem, kto jest kim w tym bloku.
Zatrzasnęłam drzwi przed jej nosem.
Przez kolejne tygodnie Grażyna była jedyną osobą, która ze mną rozmawiała. Pomogła mi znaleźć dodatkową pracę jako korepetytorka angielskiego dla jej wnuczki. Powoli zaczęłyśmy odbudowywać życie z Zosią – bez Ireny i Andrzeja.
Czasem mijam ich na klatce schodowej. Patrzą na mnie ze wstydem w oczach. Ale ja już nie czuję żalu – tylko pustkę i smutek po straconej przyjaźni.
Wiecie co jest najgorsze? Że czasem tęsknię za tamtymi wspólnymi wieczorami przy herbacie i śmiechem dzieci na podwórku. Ale wiem już jedno: prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Czy wy też kiedyś zostaliście zdradzeni przez tych, których uważaliście za rodzinę? Jak sobie z tym poradziliście?