Miłość, która miała być bajką: Co usłyszałam za zamkniętymi drzwiami

— Anna, czy ty naprawdę myślisz, że on cię kocha? — głos mojej matki odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak usłyszałam te słowa. Stałam za drzwiami kuchni, ściskając w dłoni kubek z herbatą, który nagle wydał mi się lodowato zimny. Kilka tygodni po ślubie, kiedy powinnam była czuć się najszczęśliwszą kobietą na świecie, podsłuchałam rozmowę, która zmroziła mi krew w żyłach.

Roman i ja poznaliśmy się przypadkiem — w małej kawiarni pod Warszawą. On zamówił kawę z mlekiem i cynamonem, ja ciasto marchewkowe. Przez przypadek usiadł przy moim stoliku, bo nie zauważył, że jest zajęty. Zaczęliśmy rozmawiać i już po chwili śmialiśmy się jak starzy znajomi. Cztery miesiące później oświadczył mi się podczas spaceru po Łazienkach Królewskich. Wesele było jak z bajki — różowo-złote dekoracje, świece, muzyka na żywo i łzy wzruszenia w oczach naszych rodziców. Wszyscy mówili, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

A jednak coś zaczęło się psuć niemal od razu po ślubie. Roman coraz częściej wracał późno z pracy, a kiedy był w domu, wydawał się nieobecny. Tłumaczyłam sobie, że to stres związany z nową pracą i obowiązkami. Moja mama przychodziła do nas często — czasem z obiadem, czasem tylko na herbatę. Zawsze była troskliwa i opiekuńcza, ale od jakiegoś czasu czułam w jej spojrzeniu coś niepokojącego.

Tamtego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W domu panowała cisza, tylko z kuchni dobiegały stłumione głosy. Zatrzymałam się przed drzwiami i usłyszałam rozmowę Romana z moją matką.

— Musimy to zakończyć — powiedział Roman cicho. — Anna nie może się dowiedzieć.

— Ona niczego nie podejrzewa — odpowiedziała moja matka równie szeptem. — Ale musisz być ostrożny. Jeśli wyjdzie na jaw, co zrobiliśmy…

Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię. O czym oni mówili? Co mieli na sumieniu? W głowie kłębiły mi się najgorsze scenariusze.

— Nie mogę dłużej tego ciągnąć — Roman brzmiał na zdesperowanego. — To miało być tylko raz… Miałaś mi pomóc ją zdobyć, a teraz czuję się jakbyśmy ją zdradzali każdego dnia.

— Roman, obiecałeś mi — głos mojej matki był stanowczy. — Miała być szczęśliwa. Ty miałeś ją pokochać naprawdę.

— Ale ja jej nie kocham! — Roman niemal krzyknął. — Przepraszam… Próbowałem, naprawdę próbowałem.

W tym momencie kubek wypadł mi z ręki i rozbił się o podłogę. Drzwi kuchni otworzyły się gwałtownie. Oboje spojrzeli na mnie z przerażeniem.

— Anna… — zaczęła moja matka, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.

— Co tu się dzieje? — mój głos drżał ze złości i strachu.

Roman spuścił wzrok. Moja matka podeszła do mnie i próbowała mnie objąć, ale odsunęłam się od niej.

— Powiedzcie mi prawdę! Natychmiast!

Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy.

— Anna… — Roman podniósł głowę. — Twoja mama… pomogła mi cię zdobyć. Ona wiedziała, że jesteś zakochana w kimś innym i chciała cię ochronić przed rozczarowaniem. Poprosiła mnie, żebym udawał… żebym cię pokochał.

Poczułam, jak świat wali mi się na głowę.

— To nieprawda! — krzyknęłam do matki. — Jak mogłaś?

Mama zaczęła płakać.

— Bałam się o ciebie… Tamten chłopak był dla ciebie toksyczny! Roman miał być twoją szansą na szczęście…

— Więc postanowiłyście mnie okłamywać? Całe moje życie to kłamstwo? — łzy płynęły mi po policzkach.

Roman podszedł do mnie powoli.

— Przepraszam cię, Aniu. Chciałem być dobrym mężem… Ale nie potrafię kochać cię tak, jak na to zasługujesz.

Wybiegłam z domu i długo błąkałam się po mieście. Warszawa wydawała mi się nagle obca i zimna. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie chwile z Romanem — czy naprawdę były szczere? Czy wszystko było tylko grą?

Przez kolejne dni unikałam rozmów z matką i Romanem. Zamknęłam się w sobie, nie odbierałam telefonów od przyjaciół. Czułam się zdradzona przez najbliższych ludzi na świecie.

Pewnego wieczoru przyszła do mnie mama. Usiadła na brzegu łóżka i długo milczała.

— Wiem, że mnie nienawidzisz — powiedziała cicho. — Ale zrobiłam to z miłości do ciebie.

— Miłość nie polega na kłamstwie — odpowiedziałam jej zimno.

Roman wyprowadził się kilka dni później. Zostawił mi list: „Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz prawdziwe szczęście.”

Minęły tygodnie zanim zaczęłam oddychać pełną piersią. Zrozumiałam jedno: nawet najbliżsi mogą nas zawieść i zranić najbardziej. Czy można jeszcze zaufać po takim doświadczeniu? Czy kiedykolwiek będę potrafiła pokochać bez lęku?