Kiedy prawda boli: Przyjaźń, zdrada i tajemnica dziecka
— Oddychaj, Zosiu, już prawie! — krzyczałam, ściskając jej dłoń tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Pot lał się z jej czoła, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi. To był ten moment, kiedy wszystko miało się zmienić — choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo.
Byłam przy niej od początku ciąży. Zosia była moją najlepszą przyjaciółką od podstawówki. Razem przeżyłyśmy pierwsze miłości, rozstania, egzaminy i rodzinne dramaty. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży i ojciec dziecka nie chce mieć z tym nic wspólnego, obiecałam jej, że będę przy niej do końca. Nawet wtedy, gdy sama ledwo radziłam sobie z własnym małżeństwem.
Mój mąż, Michał, był lekarzem. Często nie było go w domu — dyżury, konferencje, wieczne zmęczenie. Ostatnio coraz częściej się kłóciliśmy. O drobiazgi: o to, że nie wyniósł śmieci, o to, że zapomniał o moich urodzinach. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłby mnie zdradzić.
Poród był trudny. Zosia krzyczała z bólu, a ja próbowałam ją uspokoić. W końcu usłyszałyśmy pierwszy płacz dziecka. Położna położyła dziewczynkę na piersi Zosi. Wtedy to zobaczyłam: oczy — ciemnoniebieskie, głębokie jak jezioro w środku zimy. I małe znamię pod lewą łopatką. Dokładnie takie samo miał Michał. Zawsze śmiał się, że to jego „znak rozpoznawczy”.
Przez chwilę myślałam, że to tylko zbieg okoliczności. Przecież takie rzeczy się zdarzają, prawda? Ale im dłużej patrzyłam na dziecko, tym bardziej czułam narastający niepokój. Wróciłam do domu roztrzęsiona. Michał spał już na kanapie w salonie. Przykryłam go kocem i usiadłam obok. Patrzyłam na niego długo — na jego spokojną twarz, na to znamię wystające spod rękawa piżamy.
Następnego dnia odwiedziłam Zosię w szpitalu. Była zmęczona, ale szczęśliwa. — Dziękuję ci za wszystko — powiedziała cicho. — Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
Chciałam zapytać ją o ojca dziecka. Chciałam powiedzieć jej o moich podejrzeniach. Ale nie mogłam. Coś mnie blokowało — może strach przed odpowiedzią?
Przez kolejne tygodnie próbowałam żyć normalnie. Pomagałam Zosi przy dziecku, gotowałam jej obiady, robiłam zakupy. Michał coraz częściej wychodził z domu bez słowa wyjaśnienia. Zaczął unikać kontaktu wzrokowego ze mną i z naszym synem, Antkiem.
Pewnego wieczoru nie wytrzymałam.
— Michał — zaczęłam drżącym głosem — muszę cię o coś zapytać.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
— Czy ty… czy ty masz coś wspólnego z dzieckiem Zosi?
Zbladł momentalnie.
— Co ty wygadujesz? — próbował się śmiać, ale jego głos był nienaturalnie wysoki.
— Oczy tej dziewczynki… i to znamię… Michał, proszę cię, powiedz mi prawdę.
Milczał długo. W końcu spuścił głowę.
— To był tylko jeden raz — wyszeptał. — Byliśmy pijani po imprezie u Tomka… Ty wtedy wyjechałaś do mamy… To nic nie znaczyło.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg. Wszystko zaczęło wirować. Zosia? Michał? Jak mogli mi to zrobić? Przecież ufałam im najbardziej na świecie!
Wybiegłam z domu i pobiegłam do Zosi. Otworzyła drzwi zaspana, z dzieckiem na rękach.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam przez łzy.
Zosia patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu. W jej oczach zobaczyłam strach i wstyd.
— Przepraszam — wyszeptała w końcu. — Nie chciałam cię skrzywdzić…
Usiadłyśmy razem na kanapie. Dziecko spało spokojnie w ramionach Zosi.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — zapytałam cicho.
— Bałam się… Bałam się cię stracić. Bałam się wszystkiego.
Nie pamiętam już dokładnie tej rozmowy. Pamiętam tylko ból i rozczarowanie. Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Michał wyprowadził się do kolegi. Zosia przestała odbierać moje telefony.
W pracy wszyscy pytali mnie o zdrowie, o rodzinę. Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam, że wszystko jest w porządku. Ale w środku czułam się pusta.
Najgorsze były wieczory — kiedy Antek zasypiał i zostawałam sama ze swoimi myślami. Przeglądałam stare zdjęcia: nasze wspólne wakacje nad morzem, święta u rodziców Zosi, pierwsze urodziny Antka… Wszystko wydawało się takie odległe i nierealne.
Po kilku tygodniach Michał przyszedł do mnie z prośbą o rozmowę.
— Przepraszam cię za wszystko — powiedział szczerze. — Wiem, że tego nie da się naprawić… Ale chcę być ojcem dla Antka i pomóc ci jak tylko potrafię.
Nie odpowiedziałam mu wtedy niczego konkretnego. Wiedziałam tylko jedno: nigdy już mu nie zaufam.
Zosia napisała do mnie list. Przepraszała za wszystko i prosiła o wybaczenie. Pisała, że nie potrafi żyć ze świadomością tego, co zrobiła.
Minęły miesiące zanim zaczęłam powoli wracać do siebie. Terapia pomogła mi poukładać myśli i emocje. Nauczyłam się żyć bez Michała i bez Zosi — choć czasem tęsknię za tymi dawnymi czasami.
Często zastanawiam się: czy można wybaczyć taką zdradę? Czy można jeszcze zaufać ludziom po czymś takim? A może lepiej nauczyć się żyć samemu ze sobą i własnymi ranami?
Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania?