Zostawił mnie w dziewiątym miesiącu ciąży. Po trzech latach wrócił z prośbą o wybaczenie – czy można zapomnieć o takim bólu?

– Nie możesz mi tego zrobić! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Michał stał w progu naszego mieszkania, z walizką w ręku, a jego twarz była zimna jak luty za oknem. Byłam w dziewiątym miesiącu ciąży, ledwo mogłam się schylić, a on… on po prostu odszedł.

– Przepraszam, Marto. Ja… nie potrafię. To mnie przerasta – powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy. Usłyszałam trzask drzwi i wtedy wszystko się we mnie rozpadło. Zostałam sama. Sama z dzieckiem pod sercem, sama z lękiem, sama z pytaniami bez odpowiedzi.

Przez pierwsze dni nie wychodziłam z łóżka. Mama przyjechała z Wrocławia, żeby się mną zająć, ale nawet jej obecność nie koiła bólu. Czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce i zostawił pustą skorupę. Każdy dźwięk na klatce schodowej sprawiał, że miałam nadzieję – może wrócił? Może się rozmyślił? Ale Michała nie było.

Poród był szybki i bolesny. Kiedy położna położyła mi na piersi moją córeczkę, Zosię, poczułam coś nowego – nie tylko miłość, ale i siłę. Wiedziałam, że muszę być dla niej wszystkim. Tata nie przyszedł nawet do szpitala. Przez pierwsze miesiące płakałam nocami, kiedy Zosia spała. W dzień uczyłam się być matką – przewijać, karmić, tulić. Każda decyzja była na mojej głowie: szczepienia, lekarze, żłobek.

Ludzie mówili: „Dasz radę”, „Jesteś silna”, „On nie był ciebie wart”. Ale nikt nie widział tych chwil, kiedy patrzyłam na Zosię i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będzie miała prawdziwą rodzinę.

Michał nie dzwonił, nie pisał. Słyszałam tylko plotki – że wyjechał do Warszawy, że ma nową kobietę, że dobrze mu się powodzi. Każda taka informacja bolała jak nóż w plecy. Próbowałam go znienawidzić, ale nie potrafiłam. Byliśmy razem siedem lat zanim się pobraliśmy. Myślałam, że znam go na wylot.

Minęły trzy lata. Zosia zaczęła mówić „tata” do każdego mężczyzny na placu zabaw. Bolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Pracowałam jako nauczycielka w podstawówce i ledwo wiązałam koniec z końcem. Mama pomagała jak mogła, ale sama była schorowana.

Pewnego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i… stanął przede mną Michał. Wyglądał inaczej – starszy, zmęczony, z siwymi pasmami we włosach.

– Marta… muszę z tobą porozmawiać – zaczął niepewnie.

Zosia wybiegła z pokoju i spojrzała na niego wielkimi oczami.

– Kim jesteś? – zapytała cicho.

Michał ukląkł przed nią i łzy napłynęły mu do oczu.

– Jestem twoim tatą…

Zamarłam. Przez chwilę chciałam go wyrzucić za drzwi, nakrzyczeć, uderzyć. Ale Zosia patrzyła na niego z ciekawością i… nadzieją?

Usiedliśmy przy stole. Michał opowiedział mi wszystko – o depresji, o tym jak się pogubił, o kobiecie, która go zostawiła tak samo jak on mnie. O samotności w Warszawie i o tym, jak codziennie myślał o Zosi.

– Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę – powiedział cicho. – Ale chciałbym być częścią waszego życia. Chociaż trochę.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Przez trzy lata budowałam wokół siebie mur z bólu i rozczarowania. Ale widząc łzy w oczach Michała i radość Zosi… coś we mnie pękło.

Zgodziłam się na spotkania Michała z córką. Na początku było trudno – Zosia była nieufna, ja byłam pełna żalu. Ale powoli zaczęliśmy rozmawiać. Michał starał się jak mógł – zabierał Zosię do zoo, na lody, czytał jej bajki przez telefon.

Ludzie pytali: „Nie boisz się, że znowu was zostawi?” Bałam się każdego dnia. Ale widziałam też jak Zosia rozkwita przy ojcu.

Po roku Michał poprosił mnie o wybaczenie. Przyszedł do mnie wieczorem, kiedy Zosia już spała.

– Marta… wiem, że zraniłem cię jak nikt inny. Ale kocham was i chciałbym spróbować jeszcze raz…

Patrzyłam na niego długo w milczeniu. W głowie miałam wszystkie te noce spędzone samotnie przy łóżeczku Zosi, wszystkie łzy i strachy.

– Nie wiem czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam szczerze. – Ale mogę spróbować… dla niej.

Dziś mijają dwa lata odkąd Michał wrócił do naszego życia. Nie jest idealnie – czasem wracają stare lęki i żale. Ale widzę jak bardzo się stara i jak bardzo kocha Zosię.

Czasem pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć tak wielką zdradę? Czy da się odbudować rodzinę po takim bólu? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?