Sprzedam dom, sprzedam rodzinę? Jak decyzja teściowej o sprzedaży domu podzieliła naszą rodzinę

— Nie rozumiesz, Agnieszka! Ja już nie mam siły tu mieszkać sama! — głos teściowej odbijał się echem od pustych ścian salonu, w którym jeszcze niedawno rozbrzmiewały śmiechy dzieci.

Stałam przy oknie, patrząc na ogród, który od lat był tłem naszych rodzinnych spotkań. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy, a ja czułam, jak narasta we mnie gniew i bezradność. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole z głową w dłoniach. Nie odzywał się od kilku minut.

— Mamo, ale to jest nasz dom… — zaczął cicho, ale teściowa przerwała mu gwałtownie:

— Twój dom? A kto tu wszystko utrzymywał przez te lata? Kto płacił rachunki, remontował dach, dbał o ogród? Ty? — Jej głos był ostry jak brzytwa.

Zawsze starałam się być dla niej wsparciem. Po śmierci teścia to ja jeździłam z nią do lekarza, robiłam zakupy, pomagałam w papierach. Ale odkąd zaczęła mówić o sprzedaży domu i przeprowadzce do mieszkania w centrum miasta, czułam się coraz bardziej jak intruz. Jakbyśmy byli tylko przeszkodą na drodze do jej nowego życia.

Tomek był rozdarty. Wychował się w tym domu. Każdy kąt miał dla niego znaczenie — tu pierwszy raz złamał rękę, tam uczył się jeździć na rowerze. Dla mnie to miejsce było symbolem stabilności, której tak bardzo brakowało mi w dzieciństwie. Moja własna matka wyjechała do Niemiec, gdy miałam dziesięć lat. Zostawiła mnie z ojcem alkoholikiem i babcią, która nie miała już siły na wychowywanie kolejnego dziecka.

Może dlatego tak bardzo zależało mi na tej rodzinie. Na tym, żebyśmy trzymali się razem.

— Mamo, a co z nami? Gdzie będziemy spędzać święta? — zapytał Tomek z rozpaczą w głosie.

Teściowa wzruszyła ramionami.

— Możecie przyjeżdżać do mnie do mieszkania. Albo sami coś zorganizować. Ja już swoje zrobiłam.

Poczułam ukłucie żalu. Przecież wiedziała, że nie stać nas na własny dom. Wynajmowaliśmy dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta. Nasza córka, Zosia, miała tam swój kąt, ale marzyliśmy o czymś większym. O ogrodzie, o miejscu na rowery i huśtawkę.

Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą jesienią. Teściowa zaczęła pokazywać dom potencjalnym kupcom. Przychodzili obcy ludzie, zaglądali do szafek, komentowali kolor ścian i stan podłóg. Czułam się upokorzona.

— Agnieszka, nie możesz jej zabronić — mówiła moja przyjaciółka Magda przez telefon. — To jej własność.

Wiedziałam o tym. Ale czy własność to wszystko? Czy nie liczy się historia tego miejsca? Wspomnienia?

Tomek coraz częściej wracał późno z pracy. Unikał rozmów o domu. Zosia pytała:

— Mamo, a gdzie będziemy teraz jeździć na wakacje?

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Pewnego wieczoru usiadłam z teściową przy kuchennym stole. Było już ciemno, za oknem padał deszcz.

— Pani Basiu… — zaczęłam niepewnie. — Czy naprawdę musi pani sprzedawać ten dom?

Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

— Agnieszko, ja już nie mam siły tu być sama. Każdy kąt przypomina mi o twoim teściu. O tym, że dzieci wyrosły i mają swoje życie. Ja też chcę mieć swoje życie. Chcę chodzić do kina, do teatru… Nie chcę już codziennie podlewać ogrodu i martwić się o dach nad głową.

Zrozumiałam ją wtedy po raz pierwszy. Ale jednocześnie poczułam ogromną pustkę. Jakby ktoś wyrywał mi kawałek serca.

Kiedy dom został sprzedany, płakałam razem z Tomkiem i Zosią. Ostatni raz przeszliśmy się po ogrodzie, zerwaliśmy kilka jabłek z drzewa, które posadziliśmy razem pięć lat temu.

Teściowa przeprowadziła się do nowego mieszkania i zaczęła nowe życie. My zostaliśmy z poczuciem straty i żalu.

Od tamtej pory nasze relacje są chłodne. Spotykamy się rzadko. Tomek zamknął się w sobie. Ja próbuję być silna dla Zosi.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była walczyć mocniej? A może każdy ma prawo do własnego szczęścia — nawet jeśli oznacza to rozpad rodziny?

Czy dom to tylko mury i dach? Czy może coś więcej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?