Moje wesele zamieniło się w koszmar: Brat wyszedł z sali przez prezent od teściowej!
– Naprawdę musiałaś to przyjąć? – głos mojego brata, Michała, drżał z tłumionego gniewu. Stał naprzeciwko mnie w kącie sali weselnej, gdzie światła migotały, a zza drzwi dobiegały dźwięki disco polo. Goście śmiali się i tańczyli, a ja czułam, jakby świat się zatrzymał.
– Michał, proszę cię, nie rób sceny… – szepnęłam, próbując go uspokoić. Ale on już był nie do zatrzymania.
– Sceny? To ty robisz scenę, przyjmując taki prezent od tej kobiety! – wskazał na moją teściową, panią Grażynę, która właśnie rozmawiała z moją mamą przy stole z ciastami.
Wszystko zaczęło się kilka godzin wcześniej. Byłam szczęśliwa, choć zmęczona przygotowaniami. W końcu to miał być najpiękniejszy dzień mojego życia. Michał, mój starszy brat, zawsze był dla mnie wsparciem. Po śmierci taty to on pomagał mamie, a mnie traktował jak swoją młodszą córeczkę. Wiedziałam, że nie przepada za moją teściową, ale nigdy nie sądziłam, że dojdzie do czegoś takiego.
Podczas składania życzeń Grażyna wręczyła mi ogromną kopertę. Uśmiechała się szeroko, a jej głos brzmiał przesadnie słodko:
– Kochani, niech wam się wiedzie, a ten drobiazg niech będzie na nowy start.
Otworzyłam kopertę. W środku był akt własności mieszkania – tego samego, które Michał od lat remontował dla siebie i mamy. Mieszkanie po babci, które miało być zabezpieczeniem dla naszej rodziny. Grażyna kupiła je od kuzynki, nie mówiąc nikomu ani słowa, i teraz wręczyła je mnie i mojemu mężowi jako prezent ślubny.
Zamarłam. Michał patrzył na mnie z niedowierzaniem, a potem jego twarz poczerwieniała.
– To jakiś żart? – wysyczał przez zęby.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszyscy patrzyli na nas, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Mama próbowała załagodzić sytuację:
– Michał, spokojnie, przecież to prezent dla twojej siostry…
Ale on już nie słuchał. Wyszedł z sali, trzaskając drzwiami. Goście szeptali, a ja stałam jak sparaliżowana, ściskając w dłoni ten przeklęty akt własności.
Przez resztę wieczoru próbowałam się uśmiechać, tańczyć, udawać, że wszystko jest w porządku. Ale w środku czułam się pusta. Mój mąż, Tomek, próbował mnie pocieszać:
– Nie przejmuj się, on się uspokoi. To przecież prezent, nie mogliśmy odmówić.
Ale ja wiedziałam, że dla Michała to coś więcej. To mieszkanie było symbolem naszej rodziny, wspólnej historii, bezpieczeństwa po śmierci taty. Teraz, przez jeden gest mojej teściowej, wszystko się rozsypało.
Po weselu próbowałam się z nim skontaktować. Pisałam, dzwoniłam, jeździłam pod jego blok. Bez skutku. Mama płakała, a ja czułam się winna. Grażyna udawała, że nic się nie stało, a Tomek coraz częściej unikał rozmów na ten temat.
Minęły tygodnie. W końcu Michał odebrał telefon.
– Czego chcesz? – jego głos był zimny jak lód.
– Michał, proszę cię… Nie chciałam tego. Nie wiedziałam, że ona kupi to mieszkanie. To nie moja wina!
– Ale przyjęłaś to. Nawet nie zapytałaś, co ja o tym myślę. Zawsze byłaś najważniejsza, a teraz… Teraz już nie mam nic.
Zamilkłam. Wiedziałam, że ma rację. Może powinnam była wtedy, na sali, oddać ten akt własności. Może powinnam była wybiec za nim, zamiast udawać, że wszystko jest w porządku.
Mama próbowała nas pogodzić. Zaprosiła nas oboje na obiad. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, a ona płakała. Grażyna zadzwoniła z życzeniami na imieniny Michała, ale on nawet nie odebrał.
W końcu przyszedł dzień, kiedy musiałam podjąć decyzję. Oddać mieszkanie? Ale gdzie wtedy zamieszkamy z Tomkiem? Sprzedać je i podzielić się pieniędzmi? Ale czy to naprawi relację z bratem?
Tomek był coraz bardziej zirytowany całą sytuacją.
– Twoja rodzina nigdy mnie nie zaakceptuje. Zawsze będziesz musiała wybierać między mną a nimi – powiedział pewnego wieczoru.
Płakałam całą noc. Czułam się rozdarta. Z jednej strony brat i mama, z drugiej mąż i nowa rodzina. Każda decyzja wydawała się zła.
Pewnego dnia spotkałam Michała przypadkiem na ulicy. Stał przy kiosku, wyglądał na zmęczonego.
– Michał… – zaczęłam nieśmiało.
Spojrzał na mnie z bólem w oczach.
– Wiesz, co jest najgorsze? Że nawet nie próbowałaś mnie zrozumieć. Zawsze byłaś tą dobrą córką, a ja… zawsze byłem tylko dodatkiem.
Nie miałam słów. Stałam tam, czując się mniejsza niż kiedykolwiek.
Dziś minęło już kilka miesięcy od ślubu. Mieszkanie stoi puste, bo nie potrafię w nim zamieszkać. Z Tomkiem coraz częściej się kłócimy. Mama jest smutna, a Michał unika kontaktu. Czasem myślę, że jeden gest może zniszczyć wszystko, co budowało się latami.
Czy można naprawić rodzinę po takim rozłamie? Czy powinnam była postąpić inaczej? Może wy też macie podobne doświadczenia – co byście zrobili na moim miejscu?