Moja teściowa chciała odebrać mi dom: historia o zaufaniu, zdradzie i rodzinnych układach
– Aniu, musimy porozmawiać. To ważne – głos mojej teściowej, pani Haliny, brzmiał przez telefon chłodno i stanowczo. Była środa, godzina 19:17. Mój mąż, Tomek, właśnie wrócił z pracy i rozpakowywał zakupy w kuchni. Ja siedziałam na kanapie, próbując zebrać myśli po ciężkim dniu w pracy.
– O co chodzi? – zapytałam, czując jak serce zaczyna mi bić szybciej. Z Haliną nigdy nie miałam łatwych relacji. Zawsze była wymagająca, kontrolująca, a jej uwagi potrafiły zranić bardziej niż najostrzejszy nóż.
– Chciałabym, żebyście zamienili się z nami domami – wypaliła bez ogródek. – Ale pod jednym warunkiem: przepiszesz wasz dom na mnie.
Zaniemówiłam. Przez chwilę słyszałam tylko własny oddech i szum w uszach. Nasz dom był wszystkim, co mieliśmy. Kupiliśmy go z Tomkiem po ślubie, biorąc kredyt na trzydzieści lat. Remontowaliśmy go własnymi rękami, cegła po cegle. Każdy kąt miał swoją historię: tu pierwszy wspólny obiad, tam ślady po dziecięcych rysunkach naszej córki Zosi.
– Mamo, ale dlaczego? – zapytał Tomek, który usłyszał ostatnie słowa rozmowy i podszedł do mnie zaniepokojony.
– Bo wasz dom jest większy i bliżej centrum. My już nie potrzebujemy tyle miejsca, ale chcę mieć pewność, że nie zostanę na starość bez dachu nad głową. Jeśli przepiszecie dom na mnie, zamienimy się i będziecie mieli spokój – odpowiedziała Halina tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Poczułam się jak dziecko postawione pod ścianą. Przez głowę przelatywały mi obrazy: Halina przejmująca nasz dom, my z Tomkiem i Zosią w jej starym mieszkaniu na obrzeżach miasta, daleko od szkoły Zosi i mojej pracy. Czy to naprawdę się dzieje?
– Nie możemy tak po prostu oddać ci domu – powiedziałam cicho. – To nasza przyszłość.
– Aniu, nie przesadzaj. Przecież jestem twoją rodziną! – syknęła Halina. – Chcesz mnie zostawić na starość bez niczego? Po tym wszystkim, co dla was zrobiłam?
Tomek patrzył na mnie bezradnie. Wiedziałam, że jest rozdarty między lojalnością wobec matki a mną. Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Halina dzwoniła codziennie, przypominając o swojej „propozycji”. Zaczęła nawet rozmawiać z Zosią, sugerując jej, jak fajnie byłoby mieszkać bliżej babci.
Pewnego wieczoru usiedliśmy z Tomkiem przy kuchennym stole.
– Aniu, może powinniśmy się zgodzić? Mama naprawdę się boi o swoją przyszłość…
– A co z naszą przyszłością? – przerwałam mu ze łzami w oczach. – Jeśli przepiszemy dom na twoją mamę, to już nie będzie nasz dom. Co jeśli kiedyś się pokłócimy? Co jeśli ona zdecyduje się go sprzedać?
Tomek spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie chce mnie zranić, ale presja ze strony matki była ogromna.
Zaczęłam rozmawiać z przyjaciółkami. Każda miała swoją opinię:
– Nie rób tego! – krzyczała Magda przez telefon. – To klasyczna manipulacja! Potem zostaniesz z niczym!
– Może Halina naprawdę się boi? – zastanawiała się Kasia. – Ale to nie powód, żebyś ryzykowała wszystko.
W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa zwróciła mi uwagę na błędy w raportach. W nocy budziłam się zlana potem, wyobrażając sobie najgorsze scenariusze.
W końcu postanowiłam porozmawiać z Haliną twarzą w twarz.
– Pani Halino – zaczęłam spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. – Rozumiem pani obawy, ale nie mogę oddać pani naszego domu. To jedyne zabezpieczenie dla mnie i Zosi.
Halina spojrzała na mnie z pogardą.
– Myślałam, że jesteś lepsza niż twoja matka! Ona też zawsze tylko o sobie myślała! – wykrzyczała i trzasnęła drzwiami.
Po tej rozmowie Tomek przez kilka dni milczał. Widziałam w jego oczach żal i rozczarowanie. Czułam się winna, choć wiedziałam, że postępuję słusznie.
Minęły tygodnie. Halina przestała dzwonić. W domu było cicho jak nigdy wcześniej. Zosia pytała:
– Mamo, dlaczego babcia już do nas nie przychodzi?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
W końcu Tomek powiedział:
– Może mama kiedyś zrozumie…
Ale czy naprawdę? Czy rodzina powinna stawiać nas przed takimi wyborami? Czy miłość do bliskich oznacza rezygnację z własnych granic?
Czasem patrzę na nasz dom i zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla rodziny? I czy warto ufać bezgranicznie tylko dlatego, że ktoś jest „nasz”? Co wy byście zrobili na moim miejscu?