Moja siostra próbowała odebrać mi dom marzeń – czy rodzina naprawdę jest najważniejsza?
— To nie jest twoje miejsce, Aniu! — krzyknęła Marta, stojąc w progu mojego salonu, z oczami pełnymi łez i gniewu. — Nigdy nie powinnaś była go kupować!
Zamarłam z filiżanką kawy w dłoni. Słońce wpadało przez ogromne okno, rozświetlając nasz nowy dom, który jeszcze pachniał świeżą farbą i spełnionymi marzeniami. Przez chwilę miałam wrażenie, że to jakiś koszmarny żart. Ale Marta nie żartowała. Stała tam, moja własna siostra, z mężem Piotrem za plecami, gotowa do walki.
Nie tak wyobrażałam sobie pierwszy miesiąc w domu, na który z Michałem pracowaliśmy przez dziesięć lat. Odkładaliśmy każdą złotówkę, rezygnowaliśmy z wakacji, nowych ubrań, nawet z kina. Wszystko po to, by kiedyś zamieszkać w miejscu, które będzie nasze – z ogrodem pełnym róż, tarasem i kominkiem. Kiedy w końcu podpisaliśmy akt notarialny i odebraliśmy klucze, płakałam ze szczęścia.
Marta zawsze była tą bardziej przebojową. To ona miała lepsze oceny, szybciej znalazła pracę, wyszła za mąż za Piotra – prawnika z aspiracjami. Ja byłam tą „cichą”, „rozważną”, „zawsze na drugim planie”. Ale dom był moim marzeniem. Naszym marzeniem.
— O czym ty mówisz? — zapytałam cicho, próbując opanować drżenie głosu.
— O tym, że ten dom powinien być nasz! — wybuchła Marta. — Piotr miał już wszystko dogadane z właścicielem! Mieliśmy podpisać umowę tydzień później! A ty… ty się wtrąciłaś!
Piotr tylko wzruszył ramionami, jakby cała sytuacja go nie dotyczyła. Michał stał obok mnie, ściskając moją dłoń pod stołem.
— Marta, nawet nie wiedziałam, że się interesujecie tym domem — powiedziałam szczerze. — Nie powiedziałaś mi ani słowa.
— Bo nie musiałam! — syknęła. — Ale ty zawsze musisz mieć wszystko pierwsza! Nawet jeśli udajesz skromną.
Wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Przecież nigdy nie rywalizowałam z Martą. Zawsze jej kibicowałam, cieszyłam się z jej sukcesów. A teraz ona patrzyła na mnie jak na wroga.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była nie do zniesienia. Mama próbowała nas godzić, ale każda rozmowa kończyła się kłótnią. Marta przestała odbierać moje telefony. Na rodzinnych obiadach unikała mojego wzroku. Nawet tata, zawsze spokojny i wyważony, zaczął się denerwować.
— Może powinniście im oddać ten dom? — rzuciła kiedyś mama podczas jednej z naszych rozmów w kuchni.
— Mamo! — wybuchłam. — Przecież to niemożliwe! To nasze życie! Nasze pieniądze!
— Ale to twoja siostra…
— A ja? Czy ja się nie liczę?
Czułam się rozdarta. Z jednej strony miałam dom marzeń – miejsce, które miało być symbolem naszej miłości i ciężkiej pracy. Z drugiej – rodzinę, która zaczęła się rozpadać przez zazdrość i niedopowiedzenia.
Michał próbował mnie wspierać.
— Aniu, nie możesz oddać im domu tylko dlatego, że są źli na ciebie. To byłoby niesprawiedliwe wobec nas samych.
Ale nocami nie spałam. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się: czy naprawdę warto było? Czy dom jest ważniejszy od rodziny?
Pewnego dnia spotkałam Martę przypadkiem na rynku. Stała przy stoisku z warzywami, wyglądała na zmęczoną i przygaszoną.
— Marta…
Odwróciła się powoli.
— Czego chcesz?
— Porozmawiać. Tak po prostu.
Przez chwilę milczałyśmy. W końcu Marta westchnęła.
— Piotr jest na mnie wściekły. Mówi, że przez ciebie straciliśmy jedyną szansę na taki dom…
— Przez mnie? Przecież nawet nie wiedziałam…
— Wiem — przerwała mi cicho. — Ale łatwiej mu zrzucić winę na ciebie niż przyznać się do własnych błędów.
Patrzyłyśmy na siebie długo. W jej oczach zobaczyłam żal i zmęczenie. Może nawet cień skruchy.
— Marta… Ja cię kocham. Jesteś moją siostrą. Ale nie mogę oddać ci domu tylko dlatego, że tego chcesz.
Łzy napłynęły jej do oczu.
— Wiem… Przepraszam.
To jedno słowo wystarczyło, bym poczuła ulgę – ale też ogromną pustkę po tym wszystkim, co straciłyśmy po drodze.
Rodzina już nigdy nie była taka sama. Mama do końca życia miała nadzieję, że wrócimy do dawnych relacji. Tata milczał coraz częściej. Marta i Piotr wyprowadzili się do innego miasta. Spotykamy się rzadko – na święta albo urodziny rodziców. Rozmawiamy o pogodzie, dzieciach, pracy – nigdy o tym, co naprawdę nas podzieliło.
Czasem siedzę wieczorem na tarasie mojego wymarzonego domu i pytam samą siebie: czy warto było? Czy dom może być szczęściem, jeśli kosztował tak wiele łez? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza – nawet wtedy, gdy rani najmocniej?