„Gdy rodzina staje się wrogiem: Moja walka o spokój po śmierci męża”
– Aurora, nie zostawisz mnie bez niczego. Jako żona Natana mam prawo do połowy tego, co po nim zostało – Scarlett patrzyła na mnie zimnym wzrokiem, a jej głos drżał od tłumionych emocji. Stałyśmy naprzeciwko siebie w salonie, gdzie jeszcze niedawno śmialiśmy się razem przy kawie. Teraz czułam się jak intruz we własnym domu.
Moje dłonie zacisnęły się na poręczy fotela. – Scarlett, proszę cię… Przecież wiesz, w jakiej jestem sytuacji. Lily potrzebuje leczenia, a ja… – głos mi się załamał. Nie chciałam pokazać słabości, ale łzy napłynęły mi do oczu.
Scarlett wzruszyła ramionami. – To nie mój problem. Ja też straciłam męża. I nie zamierzam odpuścić. Jeśli nie dogadamy się po dobroci, pójdę do sądu.
Wtedy poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez całe życie byłam samodzielna – nauczyła mnie tego mama, która po rozwodzie musiała radzić sobie sama z trójką dzieci. Gdy poznałam Natana, wydawało mi się, że wreszcie znalazłam kogoś, kto będzie moim wsparciem. Był ambitny, pracowity, miał własną firmę budowlaną i zawsze powtarzał, że rodzina jest najważniejsza.
Nasze życie układało się dobrze. Mieszkaliśmy w dużym domu pod Warszawą, jeździliśmy na wakacje do Chorwacji, a wieczorami siadaliśmy razem z Lily i czytaliśmy bajki. Kiedy zaszłam w ciążę, Natan był szczęśliwy jak dziecko. Ale wszystko zmieniło się po porodzie.
Lily urodziła się z wadą serca. Lekarze od razu powiedzieli nam, że czeka nas długa walka i kosztowne leczenie. Natan rzucił się w wir pracy, żeby zarobić na operacje i rehabilitację córki. Ja rzuciłam pracę w szkole i zajęłam się domem oraz opieką nad Lily. Było ciężko, ale trzymaliśmy się razem.
Aż do tamtego dnia. Natan wracał z delegacji i zginął w wypadku samochodowym pod Piasecznem. Wszystko rozpadło się w jednej chwili – dom pełen śmiechu zamienił się w pustkę przesyconą żałobą i strachem o przyszłość.
Początkowo Scarlett była dla mnie wsparciem. Przychodziła codziennie, przynosiła zakupy, pomagała przy Lily. Ale kiedy tylko zaczęły się rozmowy o spadku, jej twarz stwardniała.
– Aurora, ja nie mam z czego żyć! – krzyczała pewnego dnia przez telefon. – Ty masz dom, samochód i oszczędności Natana! A ja? Mam tylko wspomnienia!
Próbowałam tłumaczyć jej sytuację Lily, pokazywałam faktury za leki i rehabilitację. Ale Scarlett nie chciała słuchać. Zaczęła rozmawiać z prawnikami i grozić sądem.
Moja rodzina też nie była wsparciem. Mama powtarzała: – Aurora, musisz być twarda. Nie możesz pozwolić sobie wejść na głowę. Ale sama ledwo wiązała koniec z końcem i nie mogła mi pomóc finansowo.
Każdy dzień był walką – o zdrowie Lily, o pieniądze na kolejne zabiegi, o zachowanie resztek godności wobec Scarlett i jej roszczeń. Czułam się osaczona ze wszystkich stron.
Pewnego wieczoru siedziałam przy łóżku Lily i patrzyłam na jej drobne rączki podłączone do kroplówki. – Mamusiu, czy tata wróci? – zapytała cicho.
Zacisnęłam powieki, żeby nie płakać przy niej. – Nie kochanie… Tata jest teraz naszym aniołem stróżem. Ale ja tu jestem i będę zawsze przy tobie.
Wtedy poczułam przypływ siły. Musiałam walczyć dla niej, nawet jeśli wszyscy inni byli przeciwko mnie.
Następnego dnia zadzwonił telefon. To był mecenas Nowakowski – prawnik Scarlett.
– Pani Auroro, moja klientka domaga się połowy majątku po zmarłym mężu. Proszę przygotować dokumenty dotyczące nieruchomości i oszczędności.
Ręce mi drżały, ale odpowiedziałam spokojnie:
– Proszę przekazać pani Scarlett, że najpierw zadbam o zdrowie mojej córki. Jeśli trzeba będzie walczyć w sądzie – zrobię to.
Wieczorem przyszła do mnie sąsiadka, pani Jadwiga.
– Aurora, słyszałam co się dzieje… Jeśli będziesz potrzebować pomocy przy Lily albo chociaż rozmowy – przyjdź do mnie.
Te słowa były jak plaster na ranę. Przez chwilę poczułam się mniej samotna.
Wkrótce zaczęły przychodzić pisma z sądu. Scarlett żądała podziału majątku i groziła eksmisją z domu. Moja codzienność zamieniła się w koszmar papierów, rozpraw i nieprzespanych nocy.
Czasem łapałam się na myśli: „Czy naprawdę rodzina może być tak okrutna? Czy pieniądze są ważniejsze niż więzi?” Przypominałam sobie chwile sprzed lat – wspólne święta, uśmiechy przy stole… Jak to możliwe, że teraz stoimy po przeciwnych stronach barykady?
Lily coraz częściej pytała o tatę i martwiła się moim smutkiem.
– Mamusiu, nie płacz… Ja wyzdrowieję i będziemy szczęśliwe!
Te słowa dawały mi siłę każdego dnia.
Po kilku miesiącach walki sądowej udało mi się wywalczyć prawo do domu i części oszczędności na leczenie Lily. Scarlett dostała swoją część pieniędzy i zniknęła z naszego życia.
Ale blizny pozostały – nie tylko na moim sercu, ale też w relacjach rodzinnych. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem największy wróg czai się tam, gdzie spodziewamy się wsparcia.
Dziś patrzę na Lily bawiącą się w ogrodzie i zastanawiam się: czy kiedykolwiek będziemy mogły zaufać rodzinie tak jak kiedyś? Czy pieniądze zawsze będą dzielić ludzi bardziej niż śmierć?