Córka chciała mnie wysłać do kawalerki. A moje mieszkanie wystawić na wynajem – historia matki, która musiała walczyć o swoje miejsce

– Mamo, musimy porozmawiać – głos Moniki drżał, choć próbowała brzmieć stanowczo. Stała w moim salonie, opierając się o kredens, który jeszcze z Tadeuszem składaliśmy z instrukcją na kolanach. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a światło latarni odbijało się w szybie.

– O czym? – zapytałam, choć przeczuwałam, że nie będzie to rozmowa o pogodzie ani o chłopcach.

– Chodzi o twoje mieszkanie… – zaczęła, unikając mojego wzroku. – Wiesz, sama wychowuję Antosia i Jasia. Ciężko mi. Ty masz trzy pokoje, a jesteś sama. Może… może powinnaś pomyśleć o czymś mniejszym? Kawalerka byłaby wygodniejsza, mniej sprzątania, mniej schodów.

Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Przez chwilę nie mogłam wydobyć głosu. To był mój dom. Tu przeżyłam całe życie. Tu z Tadeuszem sadziliśmy lipę pod oknem, tu dzieci stawiały pierwsze kroki, tu płakałam po śmierci mamy. A teraz Monika chciała mnie wysłać do kawalerki? Jakby chciała mnie upchnąć w kącie życia.

– Chcesz mnie wyrzucić z domu? – zapytałam cicho.

– Nie wyrzucić! – zaprzeczyła gwałtownie. – Po prostu… wynajmiemy to mieszkanie, będziesz miała dodatkowe pieniądze, a ja z chłopcami mogłabym się przeprowadzić bliżej centrum. Tobie będzie wygodniej…

Wygodniej? Czy ktoś pytał mnie o wygodę? Czy ktoś pytał, czego ja chcę?

Od tamtej rozmowy nie mogłam spać. W nocy chodziłam po mieszkaniu, dotykałam ścian, patrzyłam na zdjęcia na półkach: Tadeusz z wąsem, uśmiechnięta Basia na komunii, Monika z warkoczykami na tle tej samej lipy. Każdy kąt miał swoją historię. A teraz miałam to wszystko zostawić?

Następnego dnia zadzwoniła Basia, moja starsza córka.

– Mamo, Monika mówiła mi o waszej rozmowie. Nie przejmuj się nią. Ona zawsze była praktyczna do bólu. Ale to twoje mieszkanie. Nikt nie ma prawa cię zmuszać.

– Ale ona jest sama z dziećmi… – zaczęłam tłumaczyć Monikę, choć czułam żal.

– Sama wybrała takie życie – przerwała Basia ostro. – Ty też miałaś ciężko po śmierci taty i nie prosiłaś nikogo o pomoc.

Z jednej strony czułam ulgę, że Basia mnie rozumie. Z drugiej – bolało mnie to rozdarcie między córkami. Zawsze marzyłam o zgodnej rodzinie, a teraz byłam powodem konfliktu.

Przez kolejne dni Monika coraz częściej dzwoniła, przysyłała linki do ogłoszeń: „Zobacz, jaka ładna kawalerka na parterze”, „Tu blisko przychodnia”. Czułam się jak intruz we własnym domu. Nawet sąsiadka Zosia zauważyła moją zmianę:

– Coś taka przygaszona, Haniu? – zapytała pewnego ranka na klatce.

Opowiedziałam jej wszystko. Zosia pokiwała głową.

– Dzieci czasem myślą tylko o sobie. Ale pamiętaj: to twoje życie. Nie daj się wypchnąć.

Wieczorem usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do Moniki. Pisałam długo, łzy kapały mi na kartkę:

„Moniko,
Zawsze chciałam dla ciebie jak najlepiej. Wiem, że masz ciężko i chciałabym ci pomóc. Ale to mieszkanie to całe moje życie. Nie jestem gotowa go oddać ani zamienić na kawalerkę. Proszę, zrozum mnie.”

Nie miałam odwagi jej tego dać.

W sobotę Monika przyszła z chłopcami. Antoś od razu pobiegł do swojego ulubionego pokoju – tego z widokiem na lipę.

– Babciu, mogę tu spać? – zapytał z nadzieją.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Zawsze możesz tu spać, kochanie.

Monika patrzyła na mnie uważnie.

– Mamo… ja nie chcę cię skrzywdzić – powiedziała nagle cicho. – Po prostu… boję się o siebie i chłopców. Boję się przyszłości.

Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko dorosłą kobietę, ale zagubioną dziewczynkę, która szuka wsparcia.

Przytuliłam ją mocno.

– Wiem, Moniko. Ale ja też się boję. Boję się samotności i tego, że stracę wszystko, co dla mnie ważne.

Siedziałyśmy tak długo w ciszy.

Od tamtej pory Monika przestała naciskać. Częściej przychodziła z chłopcami na obiady, czasem zostawali na noc. Zaczęłyśmy rozmawiać o innych rozwiązaniach: może zamienimy jej mieszkanie na większe? Może znajdziemy dla niej lepszą pracę?

Czasem myślę: czy bycie matką to wieczna rezygnacja z siebie? Czy mam prawo walczyć o swoje miejsce nawet wtedy, gdy dzieci oczekują ode mnie poświęcenia?

A wy? Czy kiedykolwiek czuliście się obco we własnym domu?