Zamieniłam Ośmieszanie na Ciszę – Jak Mój Głos Zdominował Całą Szkołę

– Znowu przyszła w tych samych spodniach! – usłyszałam za plecami, gdy przekraczałam próg klasy 2B w Liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie. Głos należał do Oli, królowej szkolnych korytarzy, której markowe sneakersy błyszczały nawet w pochmurne dni. Udawałam, że nie słyszę, choć policzki paliły mnie ze wstydu. Wszyscy patrzyli na mnie z góry – dosłownie i w przenośni. Wśród zadbanych nastolatków z najnowszymi telefonami i luksusowymi plecakami, ja byłam tą dziewczyną w spodniach z lumpeksu i swetrze po starszej siostrze.

Nazywam się Zuzanna Maj. Mam siedemnaście lat i od dwóch lat uczę się w tej szkole, choć czasem mam wrażenie, że bardziej tu przetrwałam niż żyłam. Moja mama jest pielęgniarką, tata odszedł, gdy miałam dziesięć lat. Z siostrą dzielimy pokój w niewielkim mieszkaniu na Nowej Hucie. Każda złotówka się liczy, a ja nauczyłam się nie prosić o więcej niż naprawdę potrzebuję.

W tej szkole wszystko było inne niż w podstawówce. Tu liczyło się, czy masz kurtkę z najnowszej kolekcji, czy twoje włosy są idealnie ułożone, czy twoje zdjęcia na Instagramie zbierają setki lajków. Ja nie miałam nawet smartfona – korzystałam z wysłużonej Nokii po tacie. Każdego dnia czułam się jak intruz.

Najgorsze były przerwy. Ola i jej paczka zawsze znajdowali powód, by mnie wyśmiać: a to za stare buty, a to za kanapkę z domowym pasztetem zamiast sushi z dostawy. – Zuzka, może chcesz pożyczyć moją bluzę? – rzuciła kiedyś ironicznie Magda, śmiejąc się głośno. Wszyscy dookoła też się śmiali. Ja milczałam. Z czasem nauczyłam się być niewidzialna.

W domu nie mówiłam o tym mamie. Miała już dość własnych problemów – nocne dyżury, rachunki do zapłacenia, wieczne zmęczenie. Siostra była starsza i miała własne życie. Czułam się sama jak nigdy wcześniej.

Pewnego dnia, gdy wracałam ze szkoły, zobaczyłam ogłoszenie o konkursie recytatorskim. „Twój głos ma znaczenie” – głosił plakat przy wejściu do biblioteki. Przeszłam obok obojętnie, ale coś we mnie drgnęło. Przecież kiedyś lubiłam czytać na głos… Jeszcze zanim tata odszedł, wieczorami recytowałam mu wiersze Szymborskiej. On zawsze mówił: „Masz piękny głos, Zuziu”.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam słowa Oli i śmiech klasy. Ale gdzieś pod tym wszystkim był cichy głosik: „Spróbuj”.

Następnego dnia zapisałam się na konkurs. Nikomu nie powiedziałam – nawet mamie. Wybrałam wiersz „Kot w pustym mieszkaniu” Szymborskiej. Przez dwa tygodnie ćwiczyłam po nocach, zamykając się w łazience, żeby nikt nie słyszał.

Dzień konkursu był jak koszmar na jawie. W auli zebrała się cała szkoła – nawet Ola z paczką przyszły „dla beki”. Stałam za kulisami i czułam, jak trzęsą mi się ręce. Kiedy wyczytali moje nazwisko, przez chwilę chciałam uciec… Ale wtedy przypomniałam sobie tatę i jego słowa.

Wyszłam na scenę. Przez pierwsze sekundy widziałam tylko światła reflektorów i rozmazane twarze. Zaczęłam mówić – cicho, niepewnie. Ale z każdym wersem czułam, jak rośnie we mnie siła. Głos przestał mi drżeć. Słowa płynęły same.

Po ostatnim wersie zapadła cisza. Przez chwilę myślałam, że wszyscy śmieją się ze mnie w duchu… Ale wtedy rozległy się brawa – najpierw pojedyncze, potem coraz głośniejsze. Nawet nauczycielka polskiego miała łzy w oczach.

Ola patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Po konkursie podeszła do mnie Magda: – Ej… Zuza… To było naprawdę mocne.

Wygrałam konkurs. Po raz pierwszy ktoś zobaczył we mnie coś więcej niż biedną dziewczynę w starych spodniach.

Od tego dnia coś się zmieniło. Ludzie zaczęli mnie zauważać – niektórzy pytali o książki, inni prosili o pomoc z polskim. Nawet Ola przestała mnie wyśmiewać – choć nigdy nie przeprosiła.

W domu mama przytuliła mnie mocno: – Jestem z ciebie dumna, Zuziu.

Ale nie wszystko było takie proste. Siostra zaczęła być zazdrosna o moją „popularność” w szkole. W domu częściej wybuchały kłótnie o drobiazgi: kto ma sprzątać łazienkę, kto zabrał mój szampon? Mama była coraz bardziej zmęczona i coraz mniej obecna.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:
– Nie wiem już, co robić z Zuzą… Ona jest taka zamknięta w sobie…

Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie docinki Oli razem wzięte.

Zaczęłam zamykać się jeszcze bardziej. W szkole byłam „tą od konkursu”, ale w domu czułam się jak ciężar dla wszystkich.

Któregoś dnia po lekcjach podeszła do mnie Ania z równoległej klasy:
– Zuza… Chciałabyś pójść ze mną na herbatę? Wiem, że nie mamy wielu wspólnych znajomych… ale podziwiam cię za odwagę.

To był pierwszy raz od dawna, kiedy ktoś zaprosił mnie gdzieś bez ukrytej drwiny.

Z Anią zaczęłyśmy się spotykać coraz częściej. Okazało się, że ona też ma swoje demony – jej rodzice są po rozwodzie, a ona czuje się rozdarta między dwoma domami.

Zrozumiałam wtedy, że każdy niesie swój ciężar – tylko nie każdy go pokazuje.

Dziś wiem jedno: cisza może być tarczą albo więzieniem. Ja wybrałam moment, kiedy zamieniłam ją na głos – i to zmieniło wszystko.

Czasem zastanawiam się: ile osób wokół nas milczy ze strachu? Ile historii nigdy nie zostanie opowiedzianych? Może warto czasem posłuchać tych najcichszych głosów…