Między czterema ścianami: walka o własne miejsce
„Co chcę, to zrobię! To też moje mieszkanie. Nie podoba się – wynoś się!” – krzyknął Krzysztof, patrząc spode łba na mnie. Stałam w przedpokoju, ściskając w dłoniach klucz, który jeszcze rano wydawał mi się symbolem bezpieczeństwa. Teraz był ciężarem. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz upadnę – nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam. Drzwi zamknęły się za mną z hukiem, który rozbrzmiał w mojej głowie jak wyrok. Schodziłam po schodach powoli, jakbym liczyła każdy krok, który oddalał mnie od syna. Łzy zasłaniały mi wzrok. Dotarłam do ławki na placu zabaw i ciężko na nią opadłam. Ciasniej otuliłam się płaszczem. Choć czerwiec zbliżał się ku końcowi, wieczory bywały chłodne.
Patrzyłam na blok, w którym mieszkałam od ponad trzydziestu lat. Każda cegła była świadkiem mojego życia: śmiechu dzieci, kłótni z mężem, wspólnych śniadań i cichych wieczorów przy herbacie. Teraz wszystko to wydawało się obce. Krzysztof… Mój jedyny syn. Kiedyś był moim oczkiem w głowie. Po śmierci męża zostaliśmy tylko we dwoje. Myślałam, że damy radę. Że będziemy rodziną, choć niepełną.
Ostatnie miesiące były trudne. Krzysztof stracił pracę w warsztacie samochodowym. Najpierw był zły na cały świat, potem zaczął coraz częściej wychodzić wieczorami z kolegami. Wracał późno, czasem pod wpływem alkoholu. Próbowałam z nim rozmawiać – delikatnie, bez wyrzutów. Ale on tylko wzruszał ramionami albo wybuchał gniewem.
– Mamo, daj mi spokój! – powtarzał coraz częściej.
Dziś rano znów próbowałam go namówić, żeby poszedł do urzędu pracy. Zamiast odpowiedzi usłyszałam trzask drzwi i ciszę. Wieczorem wrócił rozdrażniony.
– Co ty tu jeszcze robisz? – rzucił od progu.
– Krzysiu… To nasz dom…
– Nasz? To ja tu płacę rachunki! Ty tylko siedzisz i narzekasz!
Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Przecież przez lata to ja utrzymywałam dom, gotowałam mu obiady, prałam ubrania…
Teraz siedziałam na ławce i myślałam: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo go chroniłam? Czy powinnam była być twardsza?
Obok mnie usiadła sąsiadka, pani Wanda.
– Halinko, co się stało? – zapytała cicho.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Tylko pokręciłam głową i otarłam łzy.
– Znowu Krzysiek? – domyśliła się.
– On… on powiedział, żebym się wyniosła – wyszeptałam.
Pani Wanda westchnęła ciężko.
– Dzieci potrafią być okrutne. Ale nie możesz mu na to pozwolić! To twój dom!
Wiedziałam, że ma rację. Ale nie miałam siły wracać do mieszkania, w którym czułam się niechciana.
Siedziałyśmy w milczeniu przez dłuższą chwilę. W końcu pani Wanda wstała.
– Chodź do mnie na herbatę. Nie możesz tak siedzieć na zimnie.
Poszłam za nią jak dziecko. W jej kuchni pachniało ciastem drożdżowym i miętą. Przez chwilę poczułam się bezpieczna.
– Halinko, musisz z nim porozmawiać – powiedziała stanowczo pani Wanda. – Albo postawić warunki. On nie ma prawa cię wyrzucać!
Zastanawiałam się nad tym całą noc. Nie spałam prawie wcale. Nad ranem wróciłam do mieszkania. Krzysztof spał na kanapie w salonie, telewizor grał cicho w tle.
Usiadłam naprzeciwko niego i czekałam, aż się obudzi.
– Mamo… co ty tu robisz? – mruknął nieprzytomnie.
– To ja powinnam zapytać: co ty tu robisz? – odpowiedziałam spokojnie.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Przepraszam za wczoraj… Byłem zmęczony…
– Krzysiu, musimy porozmawiać – przerwałam mu. – Tak dalej być nie może. Jeśli chcesz tu mieszkać, musisz szanować mnie i ten dom.
Milczał długo.
– Nie rozumiesz mnie…
– Może nie rozumiem wszystkiego, ale jestem twoją matką i chcę dla ciebie dobrze – powiedziałam cicho.
Widziałam w jego oczach gniew i bezradność jednocześnie.
– Nie mam pracy… Czuję się nikim…
Podniosłam się i usiadłam obok niego.
– Jesteś moim synem. I zawsze będziesz dla mnie ważny. Ale nie pozwolę ci mnie ranić.
Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś w bok.
Od tamtej rozmowy minęło kilka dni. Krzysztof zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Ja też zaczęłam myśleć o sobie – pierwszy raz od lat poszłam do fryzjera, zapisałam się na zajęcia jogi w domu kultury.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy matka powinna zawsze wybaczać? A może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym?
Może ktoś z was zna odpowiedź?