Nieproszony gość z lasu – historia, która zmieniła moje życie na zawsze

– Mamo! Kto to jest?! – krzyk Julki przeszył popołudniową ciszę jak nóż. Wyrwałam się z zamyślenia nad grządką marchewek i spojrzałam w stronę lasu. Na skraju podwórka, tuż przy starej sośnie, stał mężczyzna. Brudny, zarośnięty, w podartej kurtce. Jego oczy były dzikie, a spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilki.

– Proszę pana, czego pan tu szuka? – zapytałam, starając się ukryć drżenie głosu.

Nie odpowiedział. Patrzył tylko na nas, jakby próbował sobie przypomnieć, kim jesteśmy. Julka schowała się za moimi plecami, a ja poczułam, jak serce wali mi jak młotem. W głowie kołatały mi się wszystkie historie o włamaniach i dziwnych ludziach kręcących się po okolicy.

– Mamo, zadzwoń po tatę – szepnęła Julka.

Mój mąż, Tomek, był wtedy w pracy w tartaku. Zawsze powtarzał, że las to nasz przyjaciel, ale ja nigdy nie ufałam tym cieniom między drzewami. Teraz miałam dowód, że miałam rację.

– Proszę odejść! – powiedziałam głośniej. – Zaraz zadzwonię na policję!

Wtedy nieznajomy zrobił krok do przodu. Zamarłam. Ale on tylko wyciągnął rękę i upuścił coś na ziemię – stary portfel. Odwrócił się i zniknął w lesie tak szybko, jak się pojawił.

Podniosłam portfel. W środku była stara legitymacja szkolna na nazwisko „Krzysztof Nowak” i zdjęcie chłopca z jasnymi włosami. Coś mnie tknęło – przecież Nowakowie mieszkali kiedyś w tej okolicy. Ich syn zaginął dwadzieścia lat temu…

Wieczorem Tomek wrócił do domu i od razu wyczuł napiętą atmosferę.

– Co się stało? – zapytał, patrząc na mnie i Julkę.

Opowiedziałam mu wszystko. Pokazałam portfel. Tomek pobladł.

– To niemożliwe… Krzysiek Nowak? Przecież on…

– Zaginął w lesie jako dziecko – dokończyłam za niego.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Każdy szelest za oknem sprawiał, że podskakiwałam ze strachu. Julka zaczęła bać się wychodzić do ogrodu. Tomek próbował nas uspokoić, ale sam coraz częściej patrzył w stronę lasu z niepokojem.

W końcu postanowiłam pójść do sołtysa, pana Władka. Opowiedziałam mu o nieznajomym i pokazałam portfel.

– To niemożliwe – powtórzył jak echo Tomek. – Krzysiek był moim kolegą z podstawówki. Po jego zaginięciu cała wieś szukała go tygodniami…

– Może wrócił? Może coś mu się stało? – zapytałam cicho.

Sołtys pokręcił głową.

– Ludzie mówią różne rzeczy o tym lesie… Że tam straszy, że ktoś widział postać błąkającą się nocami… Ale to tylko bajki dla dzieci.

Ale ja wiedziałam, co widziałam.

Tego wieczoru w domu wybuchła kłótnia. Tomek był wściekły, że rozpowiadam po wsi „głupoty” i robię z naszej rodziny pośmiewisko.

– Chcesz, żeby wszyscy myśleli, że zwariowałaś? – krzyczał. – Zostaw to! To nie nasza sprawa!

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym chłopcu ze zdjęcia i o oczach nieznajomego.

Julka zaczęła mieć koszmary. Budziła się z płaczem, mówiąc, że ktoś ją woła z lasu. Próbowałam ją uspokoić, ale sama czułam coraz większy lęk.

Pewnej nocy obudził mnie hałas za oknem. Wstałam i zobaczyłam cień przemykający między drzewami. Bez namysłu narzuciłam kurtkę i wybiegłam na dwór.

– Proszę! Proszę poczekać! – wołałam za postacią.

Nieznajomy zatrzymał się na skraju polany. Zbliżyłam się powoli.

– Kim pan jest? Dlaczego pan tu wraca?

Spojrzał na mnie smutno.

– Szukam domu…

Jego głos był cichy, złamany. W oczach miał łzy.

– Krzysiek? – zapytałam szeptem.

Skinął głową.

– Nie mogłem wrócić… Bałem się…

Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedział mi swoją historię: jak zgubił się w lesie jako dziecko, jak przez lata żył na marginesie społeczeństwa, tułał się po Polsce i Europie, aż w końcu wrócił do miejsca, które pamiętał z dzieciństwa.

– Nikt mnie tu nie chce… – powiedział gorzko. – Nawet własna matka nie poznała mnie na ulicy kilka lat temu.

Poczułam ból ściskający gardło. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo, samotność po śmierci mamy…

– Może powinieneś spróbować jeszcze raz? Porozmawiać z rodziną?

Krzysiek pokręcił głową.

– Nie mam już rodziny. Została mi tylko ta ziemia… ten las…

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Tomek nie chciał słuchać mojej opowieści.

– To nie nasz problem! – powtarzał uparcie.

Ale ja wiedziałam, że muszę coś zrobić.

Następnego dnia poszłam do pani Nowakowej. Była już staruszką, schorowaną i zgorzkniałą po latach samotności. Pokazałam jej portfel syna.

Z początku patrzyła na mnie z niedowierzaniem, potem wybuchła płaczem.

– On żyje?! Gdzie on jest?!

Opowiedziałam jej wszystko, co wiedziałam. Umówiłyśmy się na spotkanie z Krzyśkiem na skraju lasu.

To było jedno z najbardziej wzruszających spotkań w moim życiu. Matka i syn padli sobie w ramiona po dwudziestu latach rozłąki. Płakali oboje, a ja stałam obok ze ściśniętym sercem.

Wieść o powrocie Krzyśka rozeszła się po wsi lotem błyskawicy. Jedni patrzyli na niego z litością, inni z podejrzliwością. Tomek długo nie mógł mi wybaczyć tego „zamieszania” i przez wiele tygodni unikał rozmów ze mną.

Ale Julka przestała mieć koszmary. Znowu zaczęła wychodzić do ogrodu i bawić się pod starą sosną.

Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy warto było ryzykować spokój rodziny dla obcego człowieka? A może to właśnie dzięki temu przypomnieliśmy sobie wszyscy, co znaczy być człowiekiem?