Znowu problem… Czy naprawdę jestem sama?

– Jula, no chodź, proszę – błagała Zosia, stojąc w progu mojego pokoju. Jej głos drżał, a w oczach widziałam cień rozczarowania. – Nie chce mi się. Nikogo tam nie znam. Idź sama albo weź ze sobą Anię czy Kasię – odparłam, nawet nie odrywając wzroku od notatek. – Sesja za pasem, trzeba się uczyć.

– Kasia wkuwa, Ania bez swojego Darka się nie ruszy, a samej jakoś głupio… – Zosia westchnęła ciężko i przez chwilę patrzyła na mnie z nadzieją, której nie potrafiłam spełnić. W końcu odwróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając lekko drzwiami. Zostałam sama w dusznym pokoju akademika, otoczona stertą książek i własnymi myślami, które coraz częściej przybierały ciemniejsze barwy.

Otworzyłam dziennik i zapisałam: „Znowu problem…”. To już kolejny raz w tym tygodniu. Odkąd zaczęła się sesja, wszystko wydaje się trudniejsze. Zosia coraz częściej wychodzi gdzieś bez słowa, a ja czuję się jak piąte koło u wozu. Kasia zamknęła się w swoim świecie wzorów i definicji, Ania żyje tylko swoim chłopakiem. A ja? Ja chyba po prostu nie umiem być częścią tej układanki.

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. Mama. Przez chwilę miałam ochotę nie odbierać, ale sumienie zwyciężyło.

– Cześć, mamo – powiedziałam cicho.

– Julka, wszystko w porządku? Jakoś tak rzadko dzwonisz ostatnio…

– Dużo nauki – skłamałam odruchowo.

– Martwię się o ciebie. Tata mówił, że jesteś jakaś inna przez telefon. Może powinnaś wrócić na weekend do domu? Odpoczniesz trochę.

– Nie mogę, mamo. Mam kolokwium w poniedziałek.

– Julka… – westchnęła mama. – Pamiętaj, że zawsze możesz do nas zadzwonić. Nawet w nocy.

– Wiem – odpowiedziałam szybko i rozłączyłam się, zanim głos mi się załamał.

Wpatrywałam się w ekran telefonu jeszcze długo po zakończeniu rozmowy. W głowie kłębiły się myśli: „Czy naprawdę jestem taka sama? Czy tylko ja sobie nie radzę?”. Próbowałam wrócić do nauki, ale litery rozmazywały się przed oczami. W końcu zamknęłam książkę i położyłam się na łóżku, gapiąc się w sufit.

Wieczorem Zosia wróciła późno. Słyszałam jej ciche kroki na korytarzu i szelest kurtki. Przez chwilę miałam nadzieję, że wejdzie do mnie i powie coś miłego, ale drzwi jej pokoju zamknęły się bez słowa.

Następnego dnia na uczelni czułam się jak cień samej siebie. Na wykładzie siedziałam z tyłu, udając, że robię notatki. W rzeczywistości myślałam tylko o tym, jak bardzo chciałabym być gdzie indziej. Po zajęciach spotkałam Kasię na korytarzu.

– Hej, Jula! – zawołała radośnie. – Idziesz na kawę?

– Nie mam czasu – odpowiedziałam chłodno.

Kasia spojrzała na mnie zdziwiona.

– Coś się stało?

– Nic – skłamałam po raz kolejny tego dnia.

Wróciłam do akademika i znów zamknęłam się w pokoju. Wieczorem usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Jula? – to była Zosia. – Możemy pogadać?

Nie odpowiedziałam od razu. W końcu jednak otworzyłam drzwi.

– Przepraszam za wczoraj – zaczęła niepewnie Zosia. – Po prostu… czuję się ostatnio strasznie samotna. Myślałam, że może razem będzie nam raźniej.

Poczułam ukłucie winy.

– Ja też… – wyszeptałam. – Ale nie umiem już chyba nikomu powiedzieć, co czuję. Wszystko mnie przytłacza.

Usiadłyśmy razem na moim łóżku i przez chwilę milczałyśmy.

– Może powinniśmy więcej ze sobą rozmawiać? – zaproponowała Zosia cicho.

Kiwnęłam głową. Było mi lżej, choć wiedziałam, że to nie rozwiąże wszystkich problemów.

Następnego dnia zadzwoniła mama.

– Julka, tata miał dziś gorszy dzień…

Zamarłam. Tata od kilku miesięcy walczył z depresją po utracie pracy. W domu było coraz trudniej.

– Może powinnam wrócić na weekend – powiedziałam cicho.

– Byłoby nam raźniej – odpowiedziała mama łamiącym się głosem.

Zgodziłam się bez wahania. W pociągu do domu patrzyłam przez okno na mijające pola i lasy. Myślałam o tym, jak bardzo wszyscy jesteśmy samotni w swoich problemach i jak rzadko potrafimy o nich mówić.

W domu tata siedział przy stole z pustym wzrokiem. Mama krzątała się po kuchni, udając spokój.

– Cześć, tato – powiedziałam cicho.

Tata spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado.

Wieczorem usiedliśmy razem przy herbacie. Nikt nie mówił o tym, co naprawdę nas boli. Każdy udawał, że wszystko jest w porządku.

Wróciłam na uczelnię z ciężkim sercem. Zosia czekała na mnie w pokoju.

– Jak było w domu? – zapytała delikatnie.

– Trudno… Ale chyba musimy nauczyć się mówić o tym, co nas boli – odpowiedziałam szczerze.

Zosia uśmiechnęła się smutno.

Wieczorem znów otworzyłam dziennik:
„Znowu problem… Ale może nie muszę być z nim sama?”.

Czasem zastanawiam się: dlaczego tak trudno jest poprosić o pomoc? Czy naprawdę musimy być silni za wszelką cenę? Może właśnie wtedy, gdy pokazujemy swoją słabość, jesteśmy naprawdę odważni.