Idealny kandydat na męża – historia Oli

Ola stała przy oknie i patrzyła na opustoszały podwórzec. Ubity śnieg lśnił od brokatu z petard, a na nagich gałęziach krzewów wisiały strzępy bożonarodzeniowej girlandy. Miasto wydawało się wymarłe. Wszyscy spali po wyczerpującej sylwestrowej nocy. W Oli czuła się taka sama pustka. Jak mogła się tak pomylić? Dlaczego nie wyczuła fałszu? Teraz wiele rzeczy stało się jasnych, ale wtedy… wtedy chciała tylko wierzyć, że znalazła idealnego kandydata na męża.

– Ola, co ty tam robisz? – głos mamy rozległ się z kuchni. – Chodź, zjedz coś, przecież nic nie jadłaś od wczoraj.

Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w ślady butów na śniegu, które prowadziły donikąd. W głowie wciąż słyszałam słowa Pawła z poprzedniego wieczoru: „Nie rozumiesz mnie, Ola. Ty zawsze musisz mieć rację. Może powinniśmy zrobić sobie przerwę?”

Przerwę? Po trzech latach związku, po zaręczynach, po planach na wspólne mieszkanie? Próbowałam sobie przypomnieć moment, w którym zaczęło się psuć. Może wtedy, gdy Paweł zaczął coraz częściej zostawać dłużej w pracy? A może kiedy jego telefon nagle stał się dla mnie niedostępny?

Mama weszła do pokoju i położyła mi rękę na ramieniu.
– Olu, on nie jest wart twoich łez. Zobaczysz, jeszcze spotkasz kogoś lepszego.

Zacisnęłam usta. Mama nigdy nie lubiła Pawła. Uważała go za zbyt pewnego siebie i chłodnego. Ale ja widziałam w nim coś więcej – czułość, którą okazywał tylko mi, plany na przyszłość, które snuliśmy razem przy herbacie w jego kawalerce na Pradze.

Wróciłam myślami do sylwestrowej nocy. Paweł spóźnił się prawie dwie godziny. Przyszedł rozdrażniony, nie patrzył mi w oczy. Wszyscy już byli – Anka z mężem, Tomek z nową dziewczyną, nawet moja młodsza siostra z chłopakiem. Paweł usiadł obok mnie i od razu zaczął przeglądać telefon.

– Coś się stało? – spytałam cicho.
– Daj spokój, Ola. Nie zaczynaj – odburknął.

Wtedy jeszcze próbowałam tłumaczyć jego zachowanie zmęczeniem. Ale potem zobaczyłam wiadomość na jego ekranie: „Tęsknię za tobą. Kiedy będziemy mogli się zobaczyć?”

Serce mi zamarło. Paweł szybko schował telefon, ale widziałam już wszystko.

Po północy wyszliśmy na balkon oglądać fajerwerki. Ludzie śmiali się, obejmowali, całowali. Ja stałam obok Pawła jak cień.

– Kim ona jest? – zapytałam nagle.
Zamarł.
– O czym ty mówisz?
– Widziałam wiadomość.

Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. Potem wzruszył ramionami.
– To nie twoja sprawa.

To nie moja sprawa? Po trzech latach bycia razem?

Wróciliśmy do środka w milczeniu. Do końca imprezy udawaliśmy przed innymi parą idealną – śmialiśmy się z żartów Tomka, tańczyliśmy do „Last Christmas”, piliśmy szampana. Ale we mnie już wszystko pękło.

Rano Paweł wyszedł bez słowa pożegnania.

Teraz stałam przy oknie i próbowałam zrozumieć, jak mogłam być tak ślepa. Przecież były sygnały – jego nieobecność duchem, unikanie rozmów o przyszłości, coraz rzadsze spotkania z moją rodziną.

W kuchni mama rozmawiała przez telefon z ciotką:
– Tak, wyobraź sobie, Paweł ją zostawił! W sylwestra! No mówię ci, chłopak bez serca…

Zacisnęłam pięści. Nie chciałam być tematem rodzinnych plotek. Chciałam tylko spokoju.

Po południu zadzwoniła Anka:
– Ola, jak się trzymasz?
– Jakoś…
– Słuchaj, wiem, że to trudne, ale może powinnaś pogadać z Pawłem? Może to tylko nieporozumienie?
– Nie chcę go widzieć – przerwałam jej ostro.

Wieczorem przyszła siostra z paczką lodów i butelką wina.
– Ola, wiem, że boli – powiedziała cicho. – Ale lepiej teraz niż za dziesięć lat i dwójkę dzieci…

Przytuliłam ją mocno i po raz pierwszy od rana pozwoliłam sobie zapłakać naprawdę.

Następne dni były jak we śnie. Wszyscy próbowali mnie pocieszać: tata zabrał mnie na spacer do Łazienek, mama gotowała moje ulubione pierogi ruskie, Anka codziennie pisała wiadomości. Ale ja czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.

W pracy szefowa spojrzała na mnie uważnie:
– Ola, jeśli potrzebujesz wolnego…
– Nie trzeba – przerwałam jej szybko. Musiałam mieć zajęcie.

Wieczorami wracałam do pustego mieszkania i zastanawiałam się, co zrobiłam źle. Czy byłam zbyt wymagająca? Zbyt nudna? Może powinnam była bardziej walczyć o Pawła?

Pewnego dnia zobaczyłam go przypadkiem w centrum handlowym. Szli razem – on i ta dziewczyna z wiadomości. Trzymali się za ręce i śmiali się do siebie tak beztrosko, jakby świat należał tylko do nich.

Zatrzymałam się jak wryta. Paweł spojrzał na mnie przez chwilę i odwrócił wzrok. Ona nawet mnie nie zauważyła.

Wróciłam do domu i długo siedziałam w łazience patrząc w lustro. Kim jestem bez niego? Czy potrafię jeszcze komuś zaufać?

Minęły tygodnie zanim zaczęłam oddychać pełną piersią. Zaczęłam chodzić na jogę, spotykać się ze znajomymi z pracy, czytać książki wieczorami zamiast czekać na wiadomość od Pawła.

Mama czasem pytała:
– Olu, a może spróbujesz randkowania przez internet?
Kręciłam głową ze śmiechem:
– Mamo, daj mi czas.

Ale pewnego dnia napisał do mnie Bartek – kolega ze studiów, którego nie widziałam od lat:
„Cześć Ola! Może kawa?”

Zgodziłam się bez większych oczekiwań. Spotkaliśmy się w małej kawiarni na Powiślu. Bartek był taki sam jak kiedyś – trochę nieśmiały, ale szczery i uważny.

Rozmawialiśmy godzinami o wszystkim: o pracy, podróżach, marzeniach… O Pawle nie wspomniałam ani słowem.

Kiedy wracałam do domu czułam coś dziwnego – lekkość i spokój zamiast bólu.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba przejść przez piekło rozczarowania, żeby zobaczyć swoje życie naprawdę. Może idealny kandydat na męża to nie ten, który wygląda dobrze na zdjęciach i mówi właściwe rzeczy przy rodzinie… Może to ktoś, kto po prostu jest wtedy, gdy najbardziej tego potrzebujesz?

Czy można jeszcze zaufać po zdradzie? Czy warto dawać drugą szansę miłości? Czasem sama nie znam odpowiedzi…