Filtr dobra: marzenie, które powinno stać się rzeczywistością
— Ola, pamiętasz, jak prosiłeś, żebym ci mówiła, jeśli usłyszę o czyjejś potrzebie, która jeszcze nawet nie została wyrażona? Właśnie taki przypadek mi się trafił — powiedziała Kinga, zatrzymując się w progu mojego gabinetu i patrząc na mnie z nadzieją.
Oderwałem wzrok od ekranu komputera. Ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkie — w pracy narastały napięcia, a w domu czułem się coraz bardziej obco. Kinga jednak zawsze potrafiła mnie zaskoczyć. — Już mnie zaciekawiłaś, Kochanie. Mów.
— Wiesz, czego mi strasznie brakuje w tej całej naszej codzienności? — zaczęła, siadając na brzegu biurka. — Filtru dobra. Takiego prawdziwego filtru, który pozwalałby nam widzieć potrzeby innych zanim jeszcze je wypowiedzą. Żebyśmy mogli pomagać zanim ktoś poprosi.
Poczułem ukłucie w sercu. Przecież zawsze chciałem być kimś, kto pomaga. Ale ostatnio… Ostatnio nawet nie zauważałem własnych dzieci, nie mówiąc już o ludziach wokół. — Myślisz, że to możliwe? — zapytałem cicho.
Kinga uśmiechnęła się smutno. — Nie wiem. Ale wiem, że powinniśmy próbować. Chociażby dla naszych dzieci.
Wtedy do pokoju wbiegła Zosia, nasza dziesięcioletnia córka. — Mamo! Tata! Kuba znowu mnie przezywa! — krzyknęła, rzucając się Kingze na szyję.
Westchnąłem ciężko. Kuba i Zosia kłócili się ostatnio coraz częściej. Próbowałem rozmawiać z synem, ale on zamykał się w sobie. Kinga patrzyła na mnie wymownie: „Widzisz? Nawet w domu nie umiemy być dla siebie dobrzy”.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. Myśli krążyły wokół słów Kingi. Filtr dobra… Czy to w ogóle możliwe? Przecież ludzie są zajęci własnymi sprawami, problemami, frustracjami. Sam byłem tego najlepszym przykładem.
Następnego dnia postanowiłem spróbować. Zacząłem od rzeczy prostych: zapytałem sąsiadkę z dołu, czy nie potrzebuje pomocy z zakupami (od lat mieszka sama), w pracy przyniosłem kawę koleżance z działu księgowości, która zawsze wyglądała na zmęczoną. Ale kiedy wróciłem do domu, wszystko wróciło do normy: Kuba trzaskał drzwiami, Zosia płakała w swoim pokoju, a Kinga patrzyła na mnie z wyrzutem.
— Ola, nie możesz tylko udawać dobrego człowieka na zewnątrz — powiedziała cicho podczas kolacji. — Najpierw musisz być nim tutaj.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałem przyznać. Przecież próbowałem! Ale może właśnie w tym był problem — próbowałem tylko tam, gdzie było łatwiej.
Wieczorem usiadłem z Kubą na łóżku. — Synu, co się dzieje? Czemu jesteś taki zły?
Kuba wzruszył ramionami i spojrzał gdzieś w bok. — Nikt mnie nie słucha. Zawsze tylko Zosia i Zosia… A ja?
Zrozumiałem wtedy, jak bardzo zaniedbałem własne dziecko. Obiecałem sobie, że to zmienię.
Następne dni były trudne. Próbowałem rozmawiać z rodziną, słuchać ich naprawdę, a nie tylko przytakiwać bezmyślnie. Zosia zaczęła opowiadać mi o swoich rysunkach, Kuba pokazał mi swoje ulubione gry komputerowe. Kinga patrzyła na mnie z coraz większą nadzieją.
Ale wtedy wydarzyło się coś, co wszystko zmieniło.
Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. To była moja mama. — Ola… Tata miał zawał. Jest w szpitalu.
Świat mi się zawalił. W jednej chwili wszystkie moje „filtry dobra” przestały mieć znaczenie. Liczyła się tylko rodzina.
W szpitalu zobaczyłem ojca podłączonego do aparatury. Mama płakała cicho w kącie sali. Usiadłem obok niej i pierwszy raz od lat przytuliłem ją mocno.
— Przepraszam, mamo… Za wszystko — wyszeptałem.
— Ola… Ty zawsze chciałeś dobrze. Tylko czasem zapominasz o tych najbliższych — odpowiedziała łamiącym się głosem.
Wróciłem do domu późno w nocy. Kinga czekała na mnie w kuchni.
— Jak tata? — zapytała cicho.
— Przeżyje… Ale będzie musiał zmienić całe życie — odpowiedziałem zmęczonym głosem.
Usiedliśmy razem przy stole. Milczeliśmy długo.
— Wiesz… Może ten filtr dobra to nie jest coś magicznego — powiedziała nagle Kinga. — Może to po prostu codzienny wybór? Żeby widzieć tych najbliższych i tych trochę dalszych… I próbować być lepszym człowiekiem każdego dnia?
Patrzyłem na nią długo. W jej oczach widziałem łzy i nadzieję jednocześnie.
Od tamtej pory staram się pamiętać o tym każdego dnia. Nie zawsze mi wychodzi — czasem znowu krzyknę na Kubę albo zapomnę zapytać Zosię o jej dzień w szkole. Ale wiem już jedno: filtr dobra to nie jest coś, co można założyć raz na zawsze. To wybór, który trzeba podejmować każdego dnia od nowa.
Czasem zastanawiam się: czy gdyby każdy z nas próbował choć trochę bardziej widzieć potrzeby innych — tych najbliższych i tych zupełnie obcych — świat naprawdę byłby lepszy? Czy to tylko naiwne marzenie?
A może właśnie od takich marzeń wszystko się zaczyna?