Sprzedałam mieszkanie, by pomóc synowi. Dziś nie wiem, czy dobrze zrobiłam…
– Mamo, naprawdę nie musisz tego robić – powiedział Tomek, patrząc na mnie z troską, ale i z ulgą w oczach. Stałam w kuchni mojego mieszkania na warszawskim Ursynowie, trzymając w dłoni akt notarialny. Właśnie sprzedałam swoje dwupokojowe mieszkanie, by pomóc Tomkowi i jego rodzinie kupić większe. Wnuczka miała przyjść na świat lada dzień, a oni gnieździli się w kawalerce na Bródnie.
– Muszę, Tomek. Chcę, żebyście mieli lepiej niż ja z twoim ojcem – odpowiedziałam, choć w środku czułam ścisk w żołądku. To była moja decyzja. Moje poświęcenie. Ale czy naprawdę tego chciałam?
Wprowadziłam się do nich z myślą, że będę pomagać przy dziecku i odciążać Magdę, moją synową. Zawsze była dla mnie trochę obca – cicha, zamknięta w sobie, z dystansem. Ale miałam nadzieję, że wspólne życie nas do siebie zbliży.
Pierwsze tygodnie były pełne napięcia. Magda nie chciała mojej pomocy przy kąpieli małej Zosi.
– Dziękuję, pani Haniu, ale dam sobie radę – mówiła chłodno.
– Magda, przecież jestem tu po to, żeby ci pomóc! – próbowałam przekonać ją któregoś wieczoru.
– Wiem… Ale wolę robić to po swojemu.
Czułam się niepotrzebna. Własny syn był wiecznie zmęczony po pracy i nie miał czasu na rozmowy. Wieczorami zamykał się z Magdą w sypialni. Ja zostawałam sama w salonie, który stał się moją sypialnią – rozkładana kanapa, szafa na ubrania i kilka pudeł z rzeczami z mojego dawnego mieszkania.
Zosia płakała nocami. Słyszałam kłótnie za ścianą:
– Tomek, twoja mama znowu się wtrąca! – syczała Magda.
– Przesadzasz! Przecież tylko chce pomóc.
– Ale ja nie chcę jej pomocy!
Leżałam wtedy na kanapie i płakałam w poduszkę. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Pewnego dnia Magda wróciła ze spaceru z Zosią i rzuciła mi krótkie „dzień dobry”, nawet na mnie nie patrząc. Próbowałam zagaić rozmowę:
– Jak było na spacerze?
– Dobrze.
– Spotkałyście kogoś znajomego?
– Nie.
Cisza. Wzięła dziecko na ręce i poszła do pokoju. Zostałam sama przy stole z herbatą. Wtedy zadzwoniła moja siostra Basia.
– Hania, jak tam u was?
– Dobrze… – skłamałam.
– Nie brzmisz przekonująco.
Zaczęłam płakać. Basia słuchała cierpliwie.
– Może powinnaś wrócić do siebie? – zapytała cicho.
– Nie mam już dokąd…
To był moment, kiedy dotarło do mnie, jak bardzo jestem zależna od Tomka i Magdy. Straciłam swoją niezależność. Nie miałam już swojego kąta, swoich znajomych sąsiadów, nawet ulubionego parapetu z widokiem na park.
Z czasem napięcie narastało. Magda coraz częściej zamykała się ze Zosią w pokoju. Tomek unikał rozmów o problemach. Ja starałam się być niewidzialna – gotowałam obiady, sprzątałam, robiłam zakupy. Ale nawet wtedy słyszałam kąśliwe uwagi:
– Mamo, nie musisz codziennie gotować schabowych…
– Magda nie je mięsa od roku…
Nie wiedziałam już, co robić dobrze. Każdy mój gest był odbierany jako wtrącanie się.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka i Magdy przez uchylone drzwi:
– Tomek, ja tak dłużej nie wytrzymam! Albo twoja mama się wyprowadzi, albo ja!
– Magda… Ona sprzedała mieszkanie dla nas…
– To nie moja wina! Ja nie chcę żyć pod jednym dachem z twoją matką!
Serce mi pękło. Przez całą noc nie zmrużyłam oka.
Następnego dnia rano spakowałam kilka rzeczy do torby i wyszłam bez słowa. Poszłam do Basi. Przyjęła mnie bez pytań.
Siedziałyśmy przy kuchennym stole.
– Hania… Nie możesz tak żyć – powiedziała cicho.
– Ale co mam zrobić? Nie mam już domu…
Basia objęła mnie ramieniem.
– Może czas pomyśleć o sobie?
Przez kolejne dni Tomek dzwonił kilka razy dziennie. Odbierałam tylko raz:
– Mamo, wróć… Magda przeprasza…
Ale ja już wiedziałam, że nie mogę wrócić do tamtego życia.
Znalazłam pokój do wynajęcia u starszej pani na Mokotowie. Skromny, ale mój własny kąt. Zaczęłam chodzić na spacery po parku, zapisałam się na zajęcia jogi dla seniorów. Powoli odzyskiwałam spokój.
Tomek odwiedzał mnie rzadko. Zosia rosła – widywałyśmy się raz na miesiąc. Magda była chłodna jak zawsze.
Czasem patrzę przez okno na dzieci bawiące się na placu zabaw i zastanawiam się: czy poświęcenie dla rodziny zawsze ma sens? Czy warto oddać wszystko dla innych kosztem siebie?
Może powinnam była postawić granice? Może powinnam była walczyć o swoje?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?