Mój były mąż żałuje pełnoetatowego ojcostwa, tęskni za swoim dawnym życiem

Kiedy Aleksander i ja zdecydowaliśmy się zakończyć nasze małżeństwo, oboje byliśmy zdeterminowani, aby nasze dzieci, Kacper i Hania, nie stały się ofiarami naszej nieudanej relacji. Widzieliśmy to zbyt często w naszym otoczeniu i byliśmy zdeterminowani, aby napisać inną historię. Sędzia, pod wpływem prawnika Aleksandra i jego własnych deklaracji, przyznał nam wspólną opiekę. Wydawało się to najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich zaangażowanych, szczególnie dla Kacpra i Hani. Ale w miarę upływu miesięcy, pęknięcia w naszych starannie ułożonych planach zaczęły się pokazywać, szczególnie po stronie Aleksandra.

Aleksander zawsze był ojcem z zaangażowaniem, przynajmniej tak mi się wydawało. Podczas naszego małżeństwa był zabawnym rodzicem, zawsze gotowym na grę lub niespodziewaną wycieczkę do parku. Jednak rzeczywistość bycia samotnym ojcem wydawała się go mocno uderzyć. Nieskończony cykl odwożenia do szkoły, odrabiania pracy domowej, gotowania i sprzątania, na dodatek do pracy, zaczął go męczyć. Mężczyzna, który kiedyś z zapałem argumentował w sądzie o swoich prawach i zdolnościach jako ojciec, teraz dzwonił do mnie, brzmiąc zmęczonym i pokonanym, kwestionując swoją decyzję o walce o wspólną opiekę.

„Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, że będzie to takie trudne,” Aleksander wyznał pewnego wieczoru przez telefon. Jego głos był ledwie słyszalny, w ostry kontraście do pewnego siebie, prawie zuchwałego tonu, którego używał w sądzie. „Tęsknię… Tęsknię za moim dawnym życiem, Marysia.”

To był cios w żołądek. Tu byłam ja, godząca moje obowiązki jako matka z moją karierą, a jednak ani razu nie żałowałam naszych dzieci. Były najlepszą częścią mojego dnia, nawet kiedy dni były długie i ciężkie. Ale Aleksander, wydawało się, opłakiwał swoją utraconą wolność.

W miarę jak miesiące zamieniały się w rok, wizyty Aleksandra stawały się coraz rzadsze. Kacper i Hania czekali przy oknie, odliczając minuty do momentu, gdy samochód ich taty wjedzie na podjazd. Ale coraz częściej byli pozostawieni na czekaniu. Wymówki napływały – praca, nagła choroba, nieuniknione zobowiązanie. Stało się jasne, że serce Aleksandra już w tym nie tkwi.

Ostatnią kroplą była nieobecność Aleksandra na urodzinach Hani. Bez telefonu, bez prezentu, bez wyjaśnienia. Tylko cisza. Kacper próbował ukryć swoje rozczarowanie, ale Hania była niepocieszona. Tamtej nocy, trzymając ją w ramionach, słuchając jej szlochów, zdałam sobie sprawę, że nasze dzieci stały się kolateralne w poszukiwaniu Aleksandra własnego „ja”.

Nasza historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Wizyty Aleksandra zmniejszyły się do sporadycznego kroplowania, każda bardziej niezręczna i napięta niż ostatnia. Nasze dzieci nauczyły się radzić sobie z jego nieobecnością, ale pytania wciąż tkwią w ich oczach. Dlaczego tata nie chce nas odwiedzać? Czy zrobiliśmy coś złego?

Co do mnie, nauczyłam się być zarówno matką, jak i ojcem dla Kacpra i Hani. To nie jest życie, jakie sobie wyobrażałam dla nas, ale to nasza rzeczywistość. I pomimo bólu serca i wyzwań, nie zamieniłabym tego na nic innego. Bo w przeciwieństwie do Aleksandra, nie mogę sobie wyobrazić życia bez naszych dzieci w centrum.