Nie zaprosili mnie na ślub, ale oczekują, że oddam im mieszkanie: Moja walka z podwójnymi standardami w rodzinie

– Mamo, musimy poważnie porozmawiać – głos Ivana był napięty, a jego wzrok uciekał w bok, jakby bał się spojrzeć mi w oczy. Siedzieliśmy przy moim kuchennym stole, tym samym, przy którym przez lata odrabiał lekcje i jadł moje pierogi. Teraz był dorosłym mężczyzną, a ja czułam, jakbyśmy byli sobie obcy.

– O czym chcesz rozmawiać? – zapytałam, choć przeczuwałam, że ta rozmowa nie będzie łatwa. Od tygodni czułam narastające napięcie. Lejla, jego żona, coraz częściej rzucała aluzje o ciasnocie ich mieszkania i o tym, jak „niektórzy rodzice potrafią zadbać o przyszłość swoich dzieci”.

Ivan odchrząknął. – Wiesz, że z Lejlą i Mają jest nam ciężko w tym dwupokojowym mieszkaniu. Maja dorasta, potrzebuje własnego kąta. Myśleliśmy…

– Myśleliście? – przerwałam mu, czując jak serce zaczyna mi walić. – Myśleliście o czym?

– Że może… mogłabyś nam oddać swoje mieszkanie. Ty przecież możesz zamieszkać u babci albo wynająć coś mniejszego. Nam byłoby łatwiej…

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Przed oczami stanęły mi wszystkie chwile, kiedy byłam dla nich – dla Ivana, Lejli i jej córki Mai – podporą. Kiedy Lejla zachorowała na grypę i przez tydzień gotowałam im obiady. Kiedy Maja miała problemy w szkole i to ja pomagałam jej z matematyką. Kiedy Ivan miał kryzys w pracy i to ja pożyczyłam mu pieniądze na ratę kredytu.

A potem przypomniałam sobie tamten dzień dziesięć lat temu. Dzień ich ślubu.

Dowiedziałam się o nim przypadkiem, od sąsiadki. „Snježana, widziałam twojego syna w garniturze z jakąś piękną kobietą pod urzędem!” – powiedziała z uśmiechem. Myślałam, że to żart. Ale potem zobaczyłam zdjęcia na Facebooku. Ivan i Lejla uśmiechnięci, Maja w białej sukience. A ja? Ja nawet nie wiedziałam, że się pobierają.

Kiedy zapytałam Ivana dlaczego mnie nie zaprosili, odpowiedział wymijająco: „Lejla nie chciała robić dużego zamieszania. To był tylko formalność.” Bolało mnie to wtedy tak bardzo, że przez kilka tygodni nie mogłam spać. Ale wybaczyłam. Bo przecież rodzina jest najważniejsza.

Teraz jednak czułam, jakby ktoś wyrywał mi serce.

– Ivanie – powiedziałam cicho – czy ty naprawdę myślisz, że po tym wszystkim powinnam oddać wam swoje mieszkanie?

Spojrzał na mnie z wyrzutem. – Mamo, przecież jesteśmy rodziną! Każdy by tak zrobił dla swoich dzieci.

– Naprawdę? – zapytałam gorzko. – A czy każda matka jest pomijana na ślubie swojego jedynego syna?

W kuchni zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem.

Lejla przyszła po chwili. Weszła bez pukania, jakby to już było jej miejsce.

– Snježana, nie rozumiem twojego oporu – powiedziała chłodno. – Przecież to logiczne: młodzi powinni mieć lepsze warunki. Ty jesteś sama, masz duże mieszkanie…

Poczułam się jak intruz we własnym domu.

– Lejlo – odpowiedziałam spokojnie – przez dziesięć lat starałam się być dla was wsparciem. Nigdy nie robiłam różnicy między tobą a moim synem. Ale teraz czuję się wykorzystywana.

Lejla wzruszyła ramionami. – To twoja decyzja. Ale pamiętaj, że kiedyś możesz potrzebować naszej pomocy.

Zamknęłam oczy i próbowałam powstrzymać łzy. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Rodzina to nie tylko krew, to także szacunek”.

Przez kolejne dni Ivan przestał się odzywać. Maja przestała do mnie przychodzić po pomoc z lekcjami. W domu zapanowała cisza, która bolała bardziej niż krzyk.

Zaczęłam analizować wszystko od początku. Czy naprawdę byłam złą matką? Czy powinnam była bardziej walczyć o swoje miejsce w ich życiu? Czy może po prostu byłam wygodnym rozwiązaniem na trudne czasy?

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja siostra, Anna.

– Snježana, nie możesz dać się wykorzystywać! – powiedziała stanowczo. – Zasługujesz na szacunek i wdzięczność.

Ale czy rodzina naprawdę powinna być miejscem walki o sprawiedliwość? Czy miłość matki zawsze musi być bezwarunkowa?

Minęły tygodnie. Ivan przyszedł raz jeszcze.

– Mamo… przepraszam za wszystko. Ale Lejla nie chce już mieć ze mną kontaktu z tobą, jeśli nie zgodzisz się na mieszkanie.

Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim małego chłopca, który kiedyś tulił się do mnie po koszmarach nocnych. Teraz stał przede mną dorosły mężczyzna, który wybiera wygodę ponad relację z matką.

– Ivanie, kocham cię i zawsze będę twoją matką – powiedziałam drżącym głosem – ale nie mogę oddać wam wszystkiego tylko dlatego, że tego oczekujecie. Szacunek nie jest na sprzedaż.

Odszedł bez słowa.

Czasem siedzę sama przy tym samym stole i zastanawiam się: czy naprawdę rodzina powinna wymagać od nas poświęceń bez granic? Czy miłość matki to coś oczywistego i niewyczerpanego? Może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym… Co wy o tym myślicie?