„Niekończąca się debata: Ile czasu powinnam spędzać z dziećmi na świeżym powietrzu?”
Był rześki sobotni poranek, kiedy zdecydowałam, że nadszedł wreszcie czas, aby zabrać dzieci na plac zabaw w naszej okolicy. To było coś, co planowałam od tygodni, ale życie zawsze zdawało się stawać na drodze. Między pracą, obowiązkami domowymi a zajęciami szkolnymi dzieci, znalezienie czasu na prosty spacer wydawało się zadaniem nie do pokonania. Ale dzisiaj było inaczej. Dzisiaj byłam zdeterminowana.
Plac zabaw znajduje się zaledwie 20 minut spacerem od naszego domu, w małym parku, który zazwyczaj tętni życiem rodzin i dzieci. Kiedy zbierałam dzieci i przygotowywałam się do wyjścia, moja teściowa, która mieszkała z nami od kilku tygodni, postanowiła dorzucić swoje trzy grosze do naszych planów.
„Wiesz,” zaczęła, jej głos niósł ten znajomy ton nieproszonych rad, „naprawdę powinnaś częściej zabierać je na dwór. Dzieci potrzebują świeżego powietrza i ruchu.”
Skinęłam uprzejmie głową, starając się stłumić irytację narastającą we mnie. Nie chodziło o to, że się z nią nie zgadzałam; wiedziałam, jak ważne są aktywności na świeżym powietrzu dla dzieci. Ale jej ciągłe przypomnienia brzmiały jak ocena moich umiejętności rodzicielskich.
Kiedy wyszliśmy z domu, dzieci były pełne entuzjazmu. Uwielbiały plac zabaw, a ich zapał był zaraźliwy. Szliśmy ulicą, ich małe rączki trzymały moje, a one opowiadały o grach, które zamierzają grać.
Spacer był całkiem przyjemny, ale moje myśli ciągle wracały do słów teściowej. Czy naprawdę nie robię wystarczająco dużo dla moich dzieci? Ta myśl dręczyła mnie, gdy dotarliśmy do parku.
Plac zabaw tętnił śmiechem i energią. Dzieci natychmiast pobiegły do swoich przyjaciół, zostawiając mnie na pobliskiej ławce. Patrzyłam, jak się bawią, ich twarze rozświetlone radością i przez chwilę poczułam spokój.
Ale ten spokój nie trwał długo. Kiedy tam siedziałam, mój telefon zawibrował z wiadomością od teściowej. „Nie zapomnij upewnić się, że mają wystarczająco dużo ruchu,” brzmiała wiadomość. Westchnęłam, czując ciężar jej oczekiwań ponownie naciskający na mnie.
Popołudnie mijało i wkrótce nadszedł czas powrotu do domu. Dzieci niechętnie opuszczały plac zabaw, ich twarze były zarumienione od szczęścia i zmęczenia. Kiedy wracaliśmy, nie mogłam pozbyć się uczucia niedosytu, które osiadło we mnie.
W domu teściowa przywitała nas uśmiechem. „Czy dobrze się bawiły?” zapytała, jej oczy skanowały dzieci w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak niezadowolenia.
„Tak,” odpowiedziałam, starając się utrzymać lekki ton głosu.
„To dobrze,” powiedziała z aprobatą kiwając głową. „Ale pamiętaj, ważne jest, aby to stało się regularną rzeczą.”
Wymusiłam uśmiech i skinęłam głową, ale wewnętrznie czułam się pokonana. Bez względu na to, jak bardzo się starałam, wydawało się, że to nigdy nie wystarcza. Niekończąca się debata o tym, ile czasu powinnam spędzać z dziećmi na świeżym powietrzu wisiała nade mną jak cień.
Kiedy tego wieczoru kładłam dzieci spać, ich senne uśmiechy były małą pociechą. Były szczęśliwe i to powinno mi wystarczyć. Ale leżąc w łóżku i patrząc w sufit, nie mogłam przestać się zastanawiać, czy kiedykolwiek spełnię oczekiwania mojej teściowej — lub swoje własne.