Zostawił mnie dla młodszej. A potem zadzwonił i zapytał, czy może wrócić… Moja historia o zdradzie, dumie i przebaczeniu

— Naprawdę? To wszystko? — zapytałam, choć głos mi się łamał. Stałam w drzwiach kuchni, z kubkiem herbaty w dłoni, patrząc jak Andrzej pakuje ostatnią koszulę do torby. Nawet nie spojrzał w moją stronę. — Muszę spróbować jeszcze raz poczuć coś prawdziwego, Anka. Przepraszam — powiedział tylko i wyszedł, zostawiając za sobą ciszę gęstszą niż kiedykolwiek.

Nie krzyczałam. Nie płakałam. Nawet nie zapytałam, jak ma na imię ta młodsza. Może bałam się odpowiedzi? Może po trzydziestu latach wspólnego życia człowiek już nie chce znać prawdy, która boli bardziej niż zdrada sama w sobie?

Przez pierwsze dni chodziłam po mieszkaniu jak cień. Każdy przedmiot przypominał mi Andrzeja: jego ulubiony kubek z napisem „Najlepszy tata”, gazety rozrzucone na stole, nawet zapach jego wody kolońskiej unoszący się jeszcze w łazience. Syn, Tomek, zadzwonił wieczorem.

— Mamo, co się dzieje? Tata nie odbiera ode mnie telefonu.

— Wyprowadził się — powiedziałam cicho.

— Jak to? Dlaczego?

— Zakochał się. W kimś innym.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Potem usłyszałam tylko: — Przyjadę jutro.

Tomek pojawił się z narzeczoną, Magdą. Przywieźli ciasto i próbę normalności. Siedzieliśmy przy stole, udając, że wszystko jest jak dawniej. Ale nie było. Magda ścisnęła mnie za rękę pod stołem.

— Pani Aniu…

— Magdo, proszę cię, mów mi po imieniu. Teraz już chyba nie jestem „panią domu”.

Zaśmiała się smutno. Tomek patrzył na mnie z troską i gniewem jednocześnie.

— Co teraz zrobisz? — zapytał.

— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze.

Przez kolejne tygodnie uczyłam się żyć sama. Odkrywałam na nowo ciszę w mieszkaniu, która czasem bolała, a czasem koiła. Zaczęłam chodzić na spacery do parku, zapisałam się na jogę dla początkujących w domu kultury. Sąsiadka, pani Zosia, zaprosiła mnie na kawę.

— Wiesz, Aniu, mój Staszek też kiedyś odszedł do młodszej. Po roku wrócił z podkulonym ogonem.

— I co zrobiłaś?

— Wpuściłam go z powrotem. Ale już nigdy nie było tak samo.

Zastanawiałam się wtedy: czy ja bym potrafiła wybaczyć?

Minęły trzy miesiące. Andrzej dzwonił czasem do Tomka, ale do mnie ani razu. Aż pewnego wieczoru telefon zadzwonił. Numer Andrzeja wyświetlił się na ekranie jak wyrzut sumienia.

— Anka…

— Czego chcesz?

— Czy mogę przyjechać? Porozmawiać?

W głowie miałam tysiąc myśli: gniew, tęsknotę, lęk przed tym, co powie. Zgodziłam się.

Przyszedł następnego dnia wieczorem. Wyglądał na starszego niż trzy miesiące temu. Siadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.

— Przepraszam — zaczął cicho. — To wszystko nie miało sensu. Myślałem, że… że jeszcze mogę być kimś innym. Ale to była iluzja.

Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim tego samego człowieka, z którym dzieliłam życie — i zupełnie obcego zarazem.

— Chcesz wrócić? — zapytałam bez emocji.

— Tak… Jeśli mi pozwolisz.

Wtedy wybuchłam:

— A co ze mną? Przez trzydzieści lat byłam twoją żoną, matką twojego syna! Zostawiłeś mnie jak starą gazetę! Myślisz, że wystarczy przeprosić i wszystko będzie jak dawniej?

Andrzej spuścił głowę.

— Nie wiem… Ale chciałbym spróbować to naprawić.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o wspólnych świętach, o cichych wieczorach przed telewizorem, o tym, jak razem płakaliśmy po śmierci mojej mamy. Ale też o upokorzeniu i samotności ostatnich miesięcy.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra.

— Anka, nie pozwól mu wrócić! Zasługujesz na coś lepszego!

Ale czy naprawdę zasługuję? Czy po pięćdziesiątce można jeszcze zacząć od nowa?

Tomek przyszedł wieczorem.

— Mamo… Jeśli chcesz mu wybaczyć, to twoja decyzja. Ale pamiętaj: ja zawsze będę po twojej stronie.

Popłakałam się wtedy pierwszy raz od odejścia Andrzeja.

Spotkałam się z nim jeszcze raz w parku. Siedzieliśmy na ławce pod kasztanem.

— Andrzej… Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Ale wiem jedno: nie chcę już żyć w kłamstwie ani w strachu przed samotnością. Muszę najpierw wybaczyć sobie — powiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

— Poczekam tyle, ile trzeba.

Minęły kolejne tygodnie. Andrzej dzwonił czasem, proponował spotkania. Ja uczyłam się żyć dla siebie: zaczęłam malować akwarele, jeździć rowerem po mieście, spotykać się z koleżankami z pracy na kawie.

Nie wiem jeszcze, jak zakończy się ta historia. Może kiedyś mu wybaczę. Może nie. Ale wiem jedno: życie potrafi zaskoczyć nawet wtedy, gdy wydaje się już poukładane na zawsze.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można naprawdę zacząć od nowa po zdradzie? Czy warto dawać drugą szansę komuś, kto nas zranił? Co wy byście zrobili na moim miejscu?