Zaczęłam śledzić męża, bo podejrzewałam romans. Prawda okazała się dużo bardziej szokująca…
— Gdzie byłeś tak długo? — zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał. Stałam w kuchni, opierając się o blat, a w dłoniach ściskałam kubek z zimną już herbatą. Adam nawet nie spojrzał mi w oczy. Zdjął płaszcz, powiesił go na wieszaku i rzucił krótkie: — Miałem spotkanie w pracy, przeciągnęło się.
Nie uwierzyłam mu. Od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Adam, mój mąż od piętnastu lat, zawsze był przewidywalny jak zegarek. Praca, dom, dzieci, czasem piwo z kolegami. Ale od jakiegoś czasu zaczął znikać pod różnymi pretekstami. Wracał późno, czasem przynosił na ubraniach obcy zapach — nie ten znany mi od lat: kawa, papierosy, słodkie perfumy? Przez lata byliśmy sobie bliscy, choć nie było już w nas tej młodzieńczej namiętności. Ale ufałam mu. Przynajmniej do tej pory.
Zaczęłam go śledzić. Najpierw nieporadnie — sprawdzałam jego telefon, przeglądałam kieszenie marynarki. Nic. Potem zaczęłam być bardziej zorganizowana. Kupiłam tanią kartę SIM i wysyłałam mu SMS-y z nieznanego numeru, żeby sprawdzić jego reakcje. Zainstalowałam aplikację do lokalizacji na jego telefonie pod pretekstem „dbania o bezpieczeństwo”. Czułam się podle, ale nie mogłam inaczej.
Pewnego piątkowego wieczoru powiedział, że musi zostać dłużej w pracy. Postanowiłam pojechać za nim. Siedziałam w starym oplu na parkingu pod jego biurem i patrzyłam, jak wychodzi z budynku. Nie szedł jednak do samochodu. Ruszył pieszo w stronę dworca PKP. Serce waliło mi jak młotem.
Szłam za nim w bezpiecznej odległości. Wsiadł do pociągu podmiejskiego do Pruszkowa. Wysiadł po dwóch stacjach i skierował się do starej kamienicy przy ul. Kościuszki. Stałam pod bramą i patrzyłam, jak dzwoni domofonem. Po chwili drzwi się otworzyły i… zobaczyłam starszą kobietę — może sześćdziesięcioletnią — która go przytuliła.
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To nie była żadna kochanka. To była kobieta, której nigdy wcześniej nie widziałam.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie miałam tysiące scenariuszy: może to matka, o której nigdy nie mówił? Może jakaś dawna opiekunka? A może jednak coś ukrywa przede mną?
W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z Adamem otwarcie.
— Adam — zaczęłam pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały — musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
— O czym?
— O tej kobiecie z Pruszkowa.
Zbladł momentalnie. Przez chwilę milczał, a potem usiadł ciężko na krześle.
— Śledziłaś mnie?
— Tak — odpowiedziałam cicho. — Bo myślałam, że mnie zdradzasz.
Adam ukrył twarz w dłoniach.
— To nie jest kochanka — powiedział w końcu drżącym głosem. — To moja matka.
Zamarłam.
— Twoja matka? Przecież mówiłeś, że twoja mama zmarła dziesięć lat temu!
Adam spojrzał na mnie z bólem.
— Tak mówiłem… Bo tak było łatwiej. Ona mnie zostawiła, kiedy miałem pięć lat. Wyjechała za granicę i przez lata nie dawała znaku życia. Ojciec kazał mi zapomnieć o niej i tak zrobiłem… Ale kilka miesięcy temu odezwała się do mnie przez Facebooka. Jest chora na raka i wróciła do Polski.
Siedziałam w ciszy, próbując poukładać sobie wszystko w głowie.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś?
— Bałem się twojej reakcji… Bałem się też własnych uczuć. Nie wiedziałem, czy potrafię jej wybaczyć… Ale kiedy zobaczyłem ją po tylu latach… Nie mogłem jej zostawić samej.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nagle poczułam się winna — przez te wszystkie podejrzenia, przez śledzenie go jak detektywkę z taniego serialu.
Przez następne tygodnie Adam coraz częściej znikał z domu. Pomagał matce w szpitalu, załatwiał lekarzy, robił zakupy. Ja zostałam sama z dziećmi i własnymi myślami. Z jednej strony rozumiałam go — chciał nadrobić stracone lata z matką, której tak bardzo mu brakowało przez całe życie. Z drugiej strony czułam się opuszczona i zdradzona na zupełnie innym poziomie niż wcześniej przypuszczałam.
W domu zaczęły narastać napięcia. Dzieci pytały: „Gdzie tata?”, „Czemu tata jest smutny?”. Moja teściowa — matka Adama — zadzwoniła raz do mnie i poprosiła o spotkanie.
Poszłam do niej z duszą na ramieniu.
— Pani Aniu — zaczęła cicho — wiem, że to wszystko jest trudne dla pani i dla Adama… Ale proszę mi wierzyć, ja też cierpię. Wiem, że byłam złą matką… Ale teraz naprawdę potrzebuję rodziny.
Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu. Widziałam w jej oczach ból i żal za stracone lata.
Wróciłam do domu rozbita emocjonalnie jak nigdy wcześniej.
Adam wrócił późno tego wieczoru. Usiadł obok mnie na kanapie i położył mi dłoń na ramieniu.
— Przepraszam cię za wszystko… Za kłamstwa, za tajemnice… Ale nie potrafiłem inaczej.
Przytuliłam go mocno i oboje płakaliśmy długo w ciszy.
Od tamtej pory nasze życie zmieniło się całkowicie. Adam coraz więcej czasu spędzał z matką, ja próbowałam pogodzić się z nową sytuacją i odbudować nasze małżeństwo na nowo — tym razem bez tajemnic.
Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć wszystko? Czy rodzina to tylko więzy krwi, czy może coś więcej? A może każdy z nas nosi w sobie tajemnice, które prędzej czy później wychodzą na światło dzienne?