Zatruty prezent: historia miłości, długu i zdrady w rodzinie

– Marta, musisz mi zaufać – głos mamy drżał, a jej oczy błądziły po kuchennych kafelkach, jakby szukała tam odpowiedzi na pytania, których nie chciała zadać na głos.

Stałam oparta o blat, ściskając w dłoni kopertę. Była ciężka od niewypowiedzianych słów i jeszcze cięższa od pieniędzy, które w niej tkwiły. To miał być prezent na moje trzydzieste urodziny. Zamiast radości poczułam tylko niepokój.

– Mamo, skąd te pieniądze? – zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi.

Mama odwróciła się do okna. – To nie jest ważne. Ważne, żebyś miała dobry start z Pawłem. Na mieszkanie, na życie…

Paweł wszedł do kuchni z uśmiechem. – Coś się stało?

– Nic – odpowiedziałam zbyt szybko. – Mama dała nam prezent.

Paweł spojrzał na kopertę z zachwytem. – Twoja mama jest niesamowita! Moja by nigdy…

Nie słuchałam go już. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego mama wyglądała, jakby właśnie oddała mi kawałek własnego serca?

Przez kilka tygodni żyliśmy jak w bajce. Wynajęliśmy mieszkanie na Pradze, zaczęliśmy planować ślub. Paweł był szczęśliwy, ja próbowałam być. Ale coś nie dawało mi spokoju. Mama coraz rzadziej odbierała telefon, tata unikał mnie wzrokiem podczas rodzinnych obiadów.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej. Zastałam Pawła przy komputerze, rozmawiał przez telefon:

– Tak, oddam wszystko do końca miesiąca… Nie, ona nic nie wie…

Zamarłam w progu. Kiedy skończył rozmowę, spojrzał na mnie blady.

– Kto to był? – zapytałam.

– Nikt ważny – odparł szybko. – Praca.

Nie uwierzyłam mu. Tego wieczoru nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie układały się coraz mroczniejsze scenariusze.

Następnego dnia pojechałam do rodziców bez zapowiedzi. Zastałam mamę zapłakaną przy stole.

– Marta… – zaczęła, ale głos jej się załamał.

– Powiedz mi prawdę – poprosiłam. – Skąd były te pieniądze?

Mama długo milczała. W końcu wyciągnęła z szuflady stary zeszyt i podała mi go drżącymi rękami.

– Twój ojciec… miał długi. Hazard. Pożyczyliśmy od sąsiada, pana Zbyszka. Myśleliśmy, że oddamy szybko… Ale potem przyszły twoje urodziny i Paweł mówił, że nie macie za co zacząć życia…

Zatkało mnie. – Czyli ten prezent… to były pieniądze z długu?

Mama skinęła głową.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł czekał na mnie w kuchni.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam zimno.

Opowiedziałam mu wszystko. O długu ojca, o panu Zbyszku, o tym, że nasz start był kupiony czyimś strachem i wstydem.

Paweł spuścił głowę.

– Marta… Ja też mam długi. Próbowałem to ukryć przed tobą. Myślałem, że jakoś się ułoży…

Poczułam się jak w pułapce. Wszyscy wokół mnie kłamali: rodzice, narzeczony. Każdy chciał dobrze, a wyszło jak zawsze.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poskładać swoje życie na nowo. Paweł obiecał pójść na terapię dla zadłużonych. Ojciec zaczął pracować na dwa etaty, żeby spłacić pana Zbyszka. Mama zamknęła się w sobie.

Ale ja nie potrafiłam już nikomu zaufać.

Któregoś dnia zadzwoniła do mnie siostra:

– Marta, musisz wrócić do domu. Tata trafił do szpitala.

Pojechałam natychmiast. Tata leżał blady na szpitalnym łóżku. Gdy zobaczył mnie w drzwiach, rozpłakał się jak dziecko.

– Przepraszam cię… Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić…

Usiadłam przy nim i pierwszy raz od lat pozwoliłam sobie płakać razem z nim.

Po powrocie do mieszkania Paweł czekał z walizką przy drzwiach.

– Nie chcę cię ciągnąć na dno razem ze sobą – powiedział cicho. – Muszę to wszystko poukładać sam.

Nie zatrzymałam go. Może pierwszy raz w życiu poczułam ulgę.

Dziś mieszkam sama w kawalerce na Ochocie. Pracuję dużo, czasem za dużo, żeby nie myśleć o tym wszystkim, co się wydarzyło. Rodzina powoli odbudowuje wzajemne zaufanie, ale blizny zostały.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć tym, którzy nas zdradzili? Czy miłość jest silniejsza niż dług wdzięczności i ból zawiedzionego zaufania? Co Wy o tym myślicie?