Wróciłam ze szpitala z noworodkiem, a w domu zastałam chaos. Czy naprawdę jestem w tym sama?
— Gdzie są pieluchy? — zapytałam, stojąc w progu naszego mieszkania z synkiem w nosidełku. Głos mi drżał, a w oczach czułam łzy, które próbowałam powstrzymać od kilku godzin. W szpitalu wyobrażałam sobie ten moment: wracam do domu, a Michał czeka na nas z uśmiechem, wszystko gotowe, łóżeczko posłane, wanienka napełniona wodą o idealnej temperaturze. Zamiast tego zastałam rozrzucone ubrania, brudne naczynia w zlewie i pustą paczkę chusteczek na komodzie.
Michał podrapał się po głowie i spojrzał na mnie niepewnie. — Myślałem, że jeszcze mamy — mruknął, jakby to była najmniej istotna sprawa na świecie. — Przecież dopiero co kupowaliśmy.
— Michał, przecież mówiłam ci przez telefon, żebyś przygotował wszystko! — głos mi się załamał. — Przecież wracamy z noworodkiem!
Synek zaczął płakać. Mój własny płacz był już tuż pod powierzchnią. Próbowałam go uspokoić, ale ręce mi się trzęsły. Michał stał jak sparaliżowany.
— Daj mi go na chwilę — powiedział niepewnie, ale widziałam, że nie wie nawet, jak go dobrze podtrzymać. Oddałam mu dziecko i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się tam na chwilę i pozwoliłam sobie na kilka cichych łez.
W głowie miałam chaos: czy ja naprawdę jestem w tym sama? Czy to ja mam być tą silną, ogarniającą wszystko osobą? Przecież to nasz wspólny syn. W szpitalu położne mówiły: „Nie bój się prosić o pomoc”. Ale jak prosić o pomoc kogoś, kto nawet nie zauważa problemu?
Wróciłam do pokoju. Michał siedział na kanapie z synkiem na kolanach i patrzył na niego jak na obcego. — Może zamówię pizzę? — zaproponował niepewnie.
— Michał, ja nie potrzebuję pizzy. Potrzebuję wsparcia! — wybuchłam. — Potrzebuję czystych pieluch, czystego mieszkania i twojej obecności! Nie rozumiesz?
Zamilkł. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, którą przerywało tylko kwilenie naszego dziecka.
Wieczorem próbowałam ogarnąć mieszkanie jedną ręką, drugą trzymając synka przy piersi. Michał siedział przy komputerze i przeglądał coś bezmyślnie. W końcu nie wytrzymałam.
— Czy ty naprawdę myślisz, że to wszystko zrobi się samo? Że ja mam być matką i sprzątaczką?
Spojrzał na mnie z wyrzutem: — Przecież dopiero wróciliście. Nie wiedziałem, że to takie trudne.
— A myślałeś w ogóle o tym? — zapytałam gorzko.
Cisza. W tej ciszy poczułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
Noc była koszmarem. Synek budził się co godzinę, a Michał spał w drugim pokoju „żeby się wyspać do pracy”. Rano obudziłam się z bólem głowy i łzami w oczach. Znowu sama.
Zadzwoniła mama. — Jak tam? — zapytała cicho.
— Mamo, ja nie daję rady — wyszeptałam. — Michał… on chyba nie rozumie, co się dzieje.
— Kochanie, mężczyźni czasem potrzebują czasu…
— Ale ja nie mam czasu! Ja potrzebuję pomocy teraz!
Mama przyjechała po godzinie. Pomogła mi posprzątać, ugotowała rosół i przez chwilę poczułam się jak dziecko, którym ktoś się opiekuje. Michał wrócił z pracy i spojrzał na nas zdziwiony.
— O, mama przyszła ratować sytuację? — rzucił ironicznie.
— Tak, bo ktoś musi — odpowiedziałam ostro.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Synek spał w końcu spokojnie w łóżeczku.
— Michał… ja nie dam rady sama — powiedziałam cicho. — Jeśli nie zaczniesz mi pomagać, to… nie wiem, co będzie dalej.
Spojrzał na mnie długo. Widziałam w jego oczach strach i zagubienie.
— Przepraszam — powiedział w końcu. — Ja… ja naprawdę nie wiedziałem, że to aż tak wygląda.
— To może zacznij pytać. Zacznij się uczyć. Bo ja już nie mam siły być matką dla wszystkich.
Przez kolejne dni było trochę lepiej. Michał zaczął pomagać przy kąpieli synka, czasem sam wychodził po zakupy. Ale wciąż czułam się samotna w tym wszystkim. Każda noc była walką o przetrwanie.
Czasem patrzę na mojego synka i zastanawiam się: czy on kiedyś poczuje się tak samotny jak ja teraz? Czy rodzicielstwo zawsze jest takie trudne? Czy naprawdę musimy być silne za dwoje?
A może ktoś z was miał podobnie? Jak sobie poradziliście? Czy to minie?