W domu mój mąż wybrzydza, u swojej mamy zjada wszystko – czyja to wina?

– Znowu zrobiłaś to mięso za suche, Aniu. Ile razy mam ci mówić, że wolę bardziej soczyste? – głos Pawła odbił się echem po naszej małej kuchni. Stałam przy zlewie, z nożem w ręku, próbując nie pokazać po sobie, jak bardzo mnie to zabolało. To był już trzeci raz w tym tygodniu, kiedy usłyszałam podobny komentarz. Ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że gotowanie dla niego przestało sprawiać mi przyjemność. Każdy posiłek był jak egzamin, który zawsze oblewam.

Ale najgorsze było to, co działo się u jego mamy. Wystarczyło przekroczyć próg mieszkania teściowej, a Paweł zamieniał się w zupełnie inną osobę. – Mamo, ale to pyszne! – wołał z entuzjazmem, nakładając sobie kolejną porcję bigosu. – Jak ty to robisz, że zawsze wychodzi ci tak dobrze? – pytał z podziwem, a ja siedziałam obok i czułam się coraz mniejsza. Czasem miałam wrażenie, że robi to specjalnie przy mnie.

Pamiętam jedną niedzielę szczególnie wyraźnie. Siedzieliśmy przy stole, a teściowa podawała kolejne dania: schabowy, ziemniaki z koperkiem, ogórki kiszone. Paweł jadł wszystko z apetytem i nawet nie spojrzał na mnie. W pewnym momencie teściowa zwróciła się do mnie: – Aniu, a ty nie jesz? – Zjem później – odpowiedziałam cicho, bo w gardle miałam gulę. Paweł spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem: – Widzisz, mamo? Ania chyba nie lubi domowego jedzenia. Może za dużo eksperymentuje w kuchni.

Po powrocie do domu nie wytrzymałam. – Dlaczego u twojej mamy jesz wszystko bez słowa, a w domu ciągle narzekasz? – zapytałam drżącym głosem. Paweł wzruszył ramionami: – Bo u mamy wszystko smakuje jak kiedyś. Ty zawsze próbujesz coś zmieniać.

Nie mogłam spać tej nocy. Przewracałam się z boku na bok i analizowałam każde jego słowo. Czy naprawdę jestem tak beznadziejna w kuchni? Przecież gotuję według przepisów jego mamy, nawet dzwoniłam do niej po rady! Może problem leży gdzie indziej?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra Marta. – Anka, co się dzieje? Brzmisz na przygnębioną. – Opowiedziałam jej wszystko. Westchnęła: – Wiesz co? Może Paweł po prostu nie potrafi odciąć pępowiny od swojej mamy. Może to nie chodzi o jedzenie.

Zaczęłam obserwować Pawła uważniej. Zauważyłam, że nie tylko przy stole zachowuje się inaczej w obecności swojej mamy. Tam jest pewny siebie, dowcipny, rozluźniony. W domu często jest spięty i krytyczny. Czy to możliwe, że porównuje mnie do niej nie tylko w kuchni?

Któregoś wieczoru postanowiłam porozmawiać z teściową. Zaprosiłam ją na kawę pod pretekstem poproszenia o przepis na jej słynny sernik. Siedziałyśmy w salonie, a ja zebrałam się na odwagę:
– Pani Zofio… czy Paweł zawsze był taki wybredny?
Teściowa roześmiała się serdecznie:
– Oj nie! On zawsze jadł wszystko, co mu dałam. Nawet jak coś mi nie wyszło, mówił tylko: „Mamo, następnym razem będzie lepsze”.
Zaskoczyło mnie to.
– A teraz… często narzeka na moje gotowanie.
Zofia spojrzała na mnie uważnie:
– Może czuje się przytłoczony? Może chce ci pokazać, że tęskni za domem?

Nie wiedziałam już sama, co myśleć. Próbowałam rozmawiać z Pawłem jeszcze kilka razy, ale zawsze kończyło się kłótnią lub jego milczeniem.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę Pawła przez telefon:
– Mamo, Ania znowu zrobiła makaron z jakimś dziwnym sosem… Nie wiem, czemu nie może gotować normalnie.
Poczułam się zdradzona i upokorzona. Łzy napłynęły mi do oczu. Wyszłam z mieszkania bez słowa i poszłam przed siebie.

Spacerowałam długo po parku i myślałam o naszym małżeństwie. Czy naprawdę chcę żyć w cieniu jego mamy? Czy jestem gotowa ciągle walczyć o jego uznanie?

Wieczorem wróciłam do domu i powiedziałam Pawłowi prosto w oczy:
– Albo zaczniemy rozmawiać jak dorośli ludzie i szanować siebie nawzajem, albo nie widzę sensu w tym związku.
Paweł był zaskoczony moją stanowczością. Przez chwilę milczał, potem powiedział:
– Nie wiedziałem, że aż tak cię to boli.
– Bo nigdy nie chciałeś tego usłyszeć – odpowiedziałam.

Od tamtej pory zaczęliśmy chodzić na terapię dla par. To nie było łatwe – Paweł długo nie chciał przyznać się do swoich błędów. Ale powoli zaczyna rozumieć, że jego zachowanie raniło mnie bardziej niż myślał.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet żyje w cieniu swoich teściowych? Ile z nas codziennie walczy o akceptację i uznanie? Czy naprawdę musimy być kopią matek naszych mężów? A może warto w końcu zawalczyć o siebie?