Ultimatum Magdy: Gorzka prawda o zdradzie, długach i walce o córkę – czy można jeszcze zaufać?
– Magda, musisz mi zaufać! – głos Marka drżał, a ja patrzyłam na niego przez łzy, które już dawno przestały być ciche.
Stałam w kuchni naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie, ściskając w dłoni wyciąg z konta. Serca nie dało się oszukać – wiedziałam, że coś jest nie tak od miesięcy. Ale dopiero dziś zobaczyłam czarno na białym: znikające pieniądze, kredyty, których nie podpisywałam, przelewy na nieznane konta.
– Zaufać? – powtórzyłam z goryczą. – Po tym wszystkim? Po tych wszystkich kłamstwach? Marek, ja nawet nie wiem, kim jesteś!
Wtedy usłyszałam cichy płacz z pokoju obok. Nasza siedmioletnia Zosia tuliła pluszowego misia, słysząc każde słowo. Przez chwilę chciałam rzucić wszystko i po prostu ją przytulić, ale nie mogłam – musiałam wiedzieć prawdę.
– Magda, ja… To wszystko dla nas. Chciałem, żebyśmy mieli lepiej. Firma nie szła, więc pożyczyłem trochę tu, trochę tam… Potem już nie mogłem się wyplątać.
– A te przelewy do tej… tej Pauliny? – wykrztusiłam, czując jak serce ściska mi się z bólu.
Marek spuścił wzrok. Milczenie było odpowiedzią.
W jednej chwili zobaczyłam całe nasze życie jak przez brudną szybę: wspólne wakacje nad Bałtykiem, święta u teściów w Radomiu, wieczory przy winie i rozmowy o przyszłości. Wszystko to okazało się iluzją.
Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Marek próbował rozmawiać, tłumaczyć się, przynosił kwiaty i obietnice poprawy. Ale ja już nie wierzyłam w żadne słowo. Najgorsze było to, że musiałam być silna dla Zosi – ona patrzyła na mnie wielkimi oczami i pytała: „Mamusiu, dlaczego tata płacze?”
W końcu podjęłam decyzję: rozwód. Wiedziałam, że czeka mnie piekło – Marek był uparty i dumny, a jego rodzina od początku mnie nie akceptowała. Teściowa dzwoniła codziennie:
– Magdo, nie rób tego dziecku! Marek popełnił błąd, ale przecież każdy zasługuje na drugą szansę.
– A ja? – pytałam szeptem. – Ja też zasługuję na szansę?
Rozprawy sądowe ciągnęły się miesiącami. Marek nagle zaczął walczyć o opiekę nad Zosią, chociaż wcześniej ledwo miał dla niej czas. Przed sądem udawał idealnego ojca:
– Proszę wysokiego sądu, zawsze byłem zaangażowany w wychowanie córki. To Magda odsuwała mnie od rodziny.
Czułam się jak w złym śnie. Adwokatka tłumaczyła mi procedury, a ja patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i widziałam kobietę zmęczoną, zgaszoną, ale zdeterminowaną. Wiedziałam jedno: nie pozwolę, by Zosia cierpiała przez nasze błędy.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem na łóżku. Zosia przytuliła się do mnie i zapytała:
– Mamusiu, czy tata już nas nie kocha?
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Kochanie, tata cię kocha. Ale czasem dorośli robią rzeczy, których dzieci nie rozumieją. Najważniejsze jest to, że zawsze będę przy tobie.
Zosia zasnęła wtulona we mnie. Wtedy po raz pierwszy poczułam ulgę – wiedziałam, że choćby nie wiem co się działo, dla niej muszę być silna.
Ale życie nie zamierzało mi odpuścić. Komornik zajął nasze konto – Marek zostawił mnie z długami na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Musiałam sprzedać samochód i większość biżuterii po babci. Pracowałam na dwa etaty: rano w szkole jako nauczycielka polskiego, wieczorami korepetycje online.
Przyjaciele mówili:
– Magda, podziwiamy cię! Jak ty to wszystko znosisz?
A ja uśmiechałam się przez łzy i odpowiadałam:
– Nie mam wyboru.
Czasem w nocy budziłam się zlana potem i myślałam: „Czy to wszystko moja wina? Może powinnam była wcześniej zauważyć sygnały?”
Najtrudniejsze były spotkania z Markiem podczas przekazywania Zosi. Udawał przed nią troskliwego ojca, ale gdy tylko zostawaliśmy sami, szeptał przez zaciśnięte zęby:
– Jeszcze pożałujesz tego rozwodu.
Bałam się go – tej jego nowej twarzy pełnej nienawiści i żalu. Ale jeszcze bardziej bałam się o przyszłość Zosi.
Po roku walki sąd przyznał mi pełną opiekę nad córką. Marek miał widzenia co drugi weekend. Wyszedł z sali rozpraw bez słowa, a ja poczułam ulgę i pustkę jednocześnie.
Dziś minęły dwa lata od tamtych wydarzeń. Nadal spłacam długi po Marku i czasem budzę się z lękiem o jutro. Ale Zosia rośnie na mądrą i empatyczną dziewczynkę. Często pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy po takiej zdradzie można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi?
Może ktoś z was zna odpowiedź? Czy naprawdę warto wierzyć w miłość po takim upadku?