To nie jego dziecko! — krzyczała teściowa. Potem wrócił z pierścionkiem w ręku… Za późno
„To nie jego dziecko!” — wrzeszczała teściowa, a jej głos odbijał się echem od ścian naszego małego mieszkania na Pradze. Stałam w kuchni, trzymając w dłoniach talerz z łososiem, który właśnie wyjęłam z piekarnika. Świece już się paliły, wino chłodziło się w lodówce, a ja czułam, jak serce wali mi jak oszalałe. Michał miał zaraz wrócić z pracy. Dziś miałam mu powiedzieć, że zostaniemy rodzicami.
Ale zamiast niego w drzwiach pojawiła się ona — jego matka, pani Halina. Weszła bez pukania, jakby to było jej mieszkanie. Zawsze tak robiła. Nigdy mnie nie lubiła, ale tego wieczoru była jak burza. „To nie jego dziecko!” — powtórzyła jeszcze głośniej, patrząc mi prosto w oczy. „Wiem, co robisz! Myślisz, że nie widzę? Michał nie jest głupi!”
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. „Pani Halino, proszę… To nieprawda…” — zaczęłam cicho, ale ona już była w swoim żywiole.
„Widziałam cię z tym twoim kolegą! Zawsze się śmiejecie, szepczecie coś po kątach! Myślisz, że Michał tego nie zauważy? On jest za dobry dla ciebie! Ty tylko chcesz go wykorzystać!”
Łzy napłynęły mi do oczu. Wiedziałam, o kim mówi — o Pawle, moim przyjacielu z pracy. Michał znał Pawła od lat, nigdy nie miał do niego pretensji. Ale pani Halina od początku próbowała nas skłócić.
„Proszę wyjść” — powiedziałam drżącym głosem. „To jest mój dom.”
„Twój dom?!” — prychnęła. „To mieszkanie Michała! I zaraz się przekonasz, że nie będziesz tu długo!”
Wybiegła trzaskając drzwiami. Usiadłam na krześle i rozpłakałam się na dobre. Wszystko było gotowe na ten wieczór: kolacja, świece, nawet muzyka w tle. A teraz czułam się jak intruz we własnym życiu.
Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Michał spóźniał się już ponad godzinę. W końcu zadzwonił telefon.
— Cześć, kochanie… — usłyszałam jego zmęczony głos.
— Michał… — zaczęłam, ale przerwał mi.
— Mama do mnie dzwoniła… Powiedziała…
— Michał, proszę cię… To nieprawda! — łkałam już bezwiednie.
— Muszę pomyśleć… Daj mi trochę czasu.
Rozłączył się.
Siedziałam tak przez kolejne dwie godziny, patrząc na stygnącego łososia i gasnące świece. W końcu zebrałam się w sobie i napisałam mu wiadomość: „Czekam na ciebie. Musimy porozmawiać.”
Nie odpisał.
Następnego dnia nie wrócił do domu. Nie odbierał telefonu. Próbowałam do niego pisać, dzwonić do jego przyjaciół — nikt nic nie wiedział albo nie chciał powiedzieć.
Minął tydzień. W pracy wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem, bo plotki szybko się rozchodzą. Paweł próbował mnie pocieszać, ale czułam tylko coraz większą pustkę i wstyd.
W końcu zadzwoniła moja mama.
— Aniu, musisz coś zrobić. Nie możesz tak siedzieć i płakać! Jedź do niego! Powiedz mu prawdę!
Zebrałam się w sobie i pojechałam do mieszkania jego rodziców pod Warszawą. Otworzyła mi pani Halina.
— Czego tu chcesz? — zapytała lodowatym tonem.
— Chcę porozmawiać z Michałem.
— Nie ma go tu dla ciebie! — zamknęła mi drzwi przed nosem.
Wróciłam do domu i po raz pierwszy pomyślałam o tym, żeby odejść na zawsze. Ale wtedy poczułam pierwsze ruchy dziecka. To dało mi siłę.
Minął miesiąc. Michał nie dawał znaku życia. Zaczęłam układać sobie życie na nowo — sama. Zapisałam się do szkoły rodzenia, znalazłam wsparcie u koleżanek z pracy i u mamy.
Aż pewnego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi.
Otworzyłam i zobaczyłam Michała. Stał z bukietem tulipanów i małym pudełeczkiem w dłoni.
— Aniu… Przepraszam… — zaczął cicho.
Patrzyłam na niego bez słowa.
— Mama… Ona… Wmówiła mi różne rzeczy… Ale ja wiem, że to moje dziecko… Wiem to teraz…
Wyciągnął pierścionek zaręczynowy.
— Chciałem cię prosić o rękę tamtego wieczoru… Ale byłem głupi…
Łzy popłynęły mi po policzkach.
— Michał… Za późno…
— Proszę… Daj mi szansę…
— Nie mogę już ufać… Zostawiłeś mnie wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam…
Stał tak jeszcze chwilę, potem odwrócił się i wyszedł. Zostałam sama z pierścionkiem w dłoni i łzami na policzkach.
Czasem zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po takim rozczarowaniu? Czy rodzina zawsze musi być ważniejsza niż własne serce? Może powinnam była mu wybaczyć… A może dobrze zrobiłam? Co wy byście zrobili na moim miejscu?