„Podzielmy rachunek, proszę” – Moja historia o randkach, czerwonych flagach i szacunku do siebie
– Podzielmy rachunek, proszę – powiedział Michał, nawet nie patrząc mi w oczy. W tej chwili czas jakby się zatrzymał. Siedzieliśmy w małej, przytulnej restauracji na Powiślu, a ja czułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez chwilę nie wiedziałam, czy dobrze usłyszałam. Przecież to była jego propozycja – zaprosił mnie na kolację, sam wybrał miejsce, nawet napisał, że „wszystko jest na jego głowie”.
Zanim odpowiedziałam, w głowie przeleciały mi wszystkie rozmowy z przyjaciółkami o randkach, o tym, jak trudno dziś spotkać kogoś, kto naprawdę szanuje drugą osobę. Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Nie pozwól, żeby ktoś cię traktował jak opcję”.
– Jasne – odpowiedziałam cicho, starając się nie pokazać rozczarowania. Michał uśmiechnął się lekko i zaczął dzielić kwotę na kalkulatorze w telefonie. Wtedy poczułam coś dziwnego – nie chodziło o pieniądze. Chodziło o gest, o to, że od początku tej znajomości coś było nie tak.
Poznaliśmy się przez aplikację randkową. Michał wydawał się inny niż wszyscy – miał poczucie humoru, był elokwentny, pisał długie wiadomości. Po kilku tygodniach rozmów zaproponował spotkanie. Przygotowywałam się do tej randki jak do egzaminu – nowa sukienka, starannie ułożone włosy, lekki makijaż. Chciałam zrobić dobre wrażenie, ale też zobaczyć, czy to wszystko ma sens.
Od początku wieczoru czułam się trochę nieswojo. Michał spóźnił się dwadzieścia minut i nie przeprosił. W trakcie rozmowy często zerkał na telefon, a kiedy kelnerka przyniosła menu, od razu zapytał: – Co bierzesz? Ja zamawiam steka.
Próbowałam prowadzić rozmowę, ale miałam wrażenie, że Michał bardziej interesuje się swoim odbiciem w lustrze niż mną. Opowiadał głównie o sobie – o pracy w korporacji, o planach na wakacje w Hiszpanii, o swoim nowym samochodzie. Kiedy próbowałam wtrącić coś o sobie, przerywał mi albo zmieniał temat.
W pewnym momencie zapytałam:
– A co dla ciebie jest najważniejsze w relacji?
Michał wzruszył ramionami:
– W sumie nie wiem. Lubię mieć wolność i nie lubię zobowiązań.
Wtedy powinna mi się zapalić czerwona lampka. Ale tłumaczyłam sobie: może jest zestresowany? Może to tylko pierwsze spotkanie?
Kiedy kelnerka przyniosła rachunek i Michał wypowiedział te cztery słowa – „Podzielmy rachunek, proszę” – poczułam się jakby ktoś mnie zignorował. Nie chodziło o pieniądze. Chodziło o szacunek do drugiej osoby i o to, czy ktoś potrafi być hojny nie tylko materialnie, ale też emocjonalnie.
Po powrocie do domu długo nie mogłam zasnąć. W głowie przewijały mi się sceny z wieczoru i pytania: Czy wymagam za dużo? Czy to ja jestem przewrażliwiona? Zadzwoniłam do mojej siostry Kasi.
– Kasia, czy to normalne? – zapytałam.
– Ola, nie jesteś przewrażliwiona. Jeśli ktoś od początku pokazuje brak zaangażowania i szacunku, to nie jest facet dla ciebie.
Przypomniałam sobie inne randki – te niezręczne milczenia przy stoliku, te wymuszone uśmiechy i poczucie winy, kiedy mówiłam „nie”. Ile razy godziłam się na kompromisy tylko po to, żeby nie zostać sama? Ile razy tłumaczyłam czyjeś złe zachowanie brakiem doświadczenia albo stresem?
Następnego dnia Michał napisał:
„Dzięki za spotkanie. Może następnym razem pójdziemy na spacer?”
Odpisałam krótko:
„Dziękuję za wieczór. Myślę, że mamy inne oczekiwania.”
Nie odpisał już więcej.
Kilka dni później spotkałam się z mamą na kawie. Opowiedziałam jej o całej sytuacji. Mama spojrzała na mnie z troską:
– Ola, pamiętaj: lepiej być samej niż z kimś, kto cię nie szanuje.
Te słowa zostały ze mną na długo. Zaczęłam zastanawiać się nad swoimi granicami i nad tym, czego naprawdę chcę od relacji. Czy naprawdę chcę kogoś tylko po to, żeby nie być sama? Czy jestem gotowa czekać na kogoś, kto będzie mnie traktował z szacunkiem?
Od tamtej pory inaczej patrzę na randki i relacje. Już nie godzę się na bylejakość ani na kompromisy kosztem siebie. Wiem, że zasługuję na więcej niż podzielony rachunek i rozmowę o niczym.
Czasem myślę: ile kobiet codziennie godzi się na mniej niż zasługują? Ile z nas tłumaczy sobie brak szacunku „nowoczesnością” albo „równouprawnieniem”? Czy naprawdę chodzi tylko o pieniądze?
Może czasem wystarczy jedno zdanie przy stole, żeby zobaczyć prawdę o sobie i swoich potrzebach.
Czy wy też mieliście takie sytuacje? Gdzie stawiacie swoje granice? Czy warto czekać na kogoś, kto naprawdę nas doceni?