Po 16 latach wraca mój były mąż – chory i bezradny. Synowie są przeciwni. Co robić?

— Nie wierzę, że tu przyszedłeś — powiedziałam, patrząc na Andrzeja stojącego w progu mojego mieszkania. Był cień dawnego siebie: wychudzony, z siwymi włosami i oczami, które kiedyś błyszczały pewnością siebie, a dziś były pełne lęku i pokory.

— Wiem, że nie mam prawa… — zaczął cicho, spuszczając wzrok. — Ale nie mam już nikogo. Lekarze mówią… — urwał, jakby nie miał siły dokończyć.

Szesnaście lat. Tyle minęło od dnia, kiedy spakował walizkę i wyszedł, zostawiając mnie z dwoma małymi synami i długami po jego nieudanych interesach. Przez lata nie odezwał się ani razu. Nie płacił alimentów, nie przysyłał życzeń na urodziny chłopców. Zniknął jak kamień w wodę. A teraz stał przede mną, prosząc o dach nad głową.

— Mama, nie możesz mu pozwolić tu zostać! — krzyczał Bartek, mój starszy syn, kiedy tylko dowiedział się o sytuacji. — On nas zostawił! Przez niego miałem piekło w szkole! Pamiętasz, jak musieliśmy się przeprowadzić do babci na wieś, bo nie było nas stać na czynsz?

Młodszy, Michał, był cichy, ale jego spojrzenie mówiło wszystko. Zawsze był wrażliwszy, ale teraz widziałam w nim gniew i rozczarowanie.

— Mamo, on cię zranił. Nas wszystkich zranił. Po co mu pomagać? — zapytał wieczorem, kiedy siedzieliśmy przy kuchennym stole.

Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: Andrzej śmiejący się z chłopcami na placu zabaw; Andrzej krzyczący na mnie po kolejnej porażce w pracy; Andrzej wychodzący bez słowa wyjaśnienia. I ja — młoda kobieta z dwójką dzieci, która musiała nauczyć się być silna.

Rano zadzwoniłam do mojej siostry.

— Anka, co mam robić? On jest chory. Lekarz mówi o nowotworze. Nie ma nikogo poza mną…

— A ty masz siebie — odpowiedziała twardo. — I masz synów. Pamiętasz, jak płakałaś po nocach? Jak nie miałaś na chleb? On wtedy nie myślał o tobie.

Ale czy ja potrafię być tak obojętna? Przez lata uczyłam synów empatii i przebaczenia. Czy teraz mam pokazać im coś innego?

Wieczorem Andrzej zadzwonił domofonem. Stał pod blokiem z jedną torbą.

— Mogę wejść? Tylko na chwilę…

Wpuściłam go. Usiadł na kanapie i przez chwilę milczeliśmy.

— Przepraszam — powiedział nagle. — Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę. Ale boję się umierać sam.

Poczułam łzy pod powiekami. Przez tyle lat marzyłam o tych słowach. Ale teraz one bolały bardziej niż milczenie.

Bartek wszedł do pokoju i spojrzał na ojca z pogardą.

— Myślisz, że kilka słów wszystko naprawi? Że mama powinna ci wybaczyć?

Andrzej spuścił głowę.

— Nie oczekuję wybaczenia. Proszę tylko o kilka tygodni…

Bartek wybiegł trzaskając drzwiami.

Zostałam sama z decyzją: pomóc człowiekowi, który mnie skrzywdził, czy stanąć po stronie synów?

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Bartek przestał się do mnie odzywać, Michał zamknął się w swoim pokoju. Andrzej spał na kanapie w salonie i większość czasu milczał lub kaszlał w łazience.

Pewnego wieczoru usiadłam z synami przy stole.

— Chcę was wysłuchać — powiedziałam cicho. — Wiem, że to trudne dla was wszystkich. Ale jeśli go wyrzucę… czy będę lepsza od niego?

Bartek spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

— Mamo, on cię zostawi znowu. Może nie fizycznie, ale zostawi ci ból. Ja tego nie zniosę drugi raz.

Michał dodał:

— Może on potrzebuje pomocy, ale my też jej potrzebujemy. Chcemy mieć mamę dla siebie.

Zrozumiałam wtedy, że każda decyzja będzie miała swoją cenę.

Następnego dnia Andrzej poprosił mnie o rozmowę.

— Jeśli to dla was za trudne… pójdę do hospicjum. Ale chciałem jeszcze raz zobaczyć was wszystkich razem.

Zadzwoniłam do opieki społecznej i dowiedziałam się o możliwości umieszczenia go w ośrodku dla chorych przewlekle.

Ostatni wieczór spędziliśmy razem przy stole. Nikt nie mówił wiele, ale czułam ciężar tej chwili.

Kiedy Andrzej wychodził rano z mieszkania, spojrzał na mnie i wyszeptał:

— Dziękuję za wszystko…

Synowie przytulili mnie mocno. Wiedziałam już, że wybrałam ich dobro ponad własne sumienie.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś taką krzywdę? Czy serce matki powinno być zawsze otwarte – nawet wtedy, gdy rozum mówi „nie”? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?