Odkryłam, że mój ukochany ma żonę. Zemsta była słodka, ale czy warto było?
— Coś ty taka zamyślona, Anka? — zapytał Marcin, siadając naprzeciwko mnie przy małym stoliku w zatłoczonej kawiarni na Mokotowie. Jego głos był ciepły, jak zawsze, ale tego dnia coś we mnie pękło. Może to przez ten dziwny telefon, który odebrał wczoraj wieczorem, kiedy byliśmy razem. Może przez to, jak nagle się pożegnał i wyszedł, zostawiając mnie z niedopitym winem i tysiącem pytań.
— Nic, po prostu… — zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk jego telefonu. Spojrzał na ekran i od razu zbladł. — Muszę odebrać — rzucił nerwowo i wyszedł na zewnątrz.
Patrzyłam za nim przez szybę. Widziałam, jak gestykuluje, jak nerwowo rozgląda się na boki. Wrócił po kilku minutach, udając spokój.
— Przepraszam, sprawy z pracy — powiedział, ale już mu nie wierzyłam.
Zaczęło się niewinnie. Poznaliśmy się przypadkiem — on zamówił mi kawę, kiedy stałam w kolejce bez portfela. Potem spotykaliśmy się coraz częściej. Rozmawialiśmy o wszystkim: o mojej pracy w wydawnictwie, o jego projektach IT, o marzeniach i lękach. Był czuły, uważny, inny niż wszyscy faceci, których znałam. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Ale od kilku tygodni coś się zmieniło. Marcin coraz częściej odwoływał spotkania w ostatniej chwili. Zaczął unikać rozmów o przyszłości. Nigdy nie zapraszał mnie do siebie — zawsze spotykaliśmy się na mieście albo u mnie.
Pewnego dnia postanowiłam sprawdzić, czy moje przeczucia są słuszne. Znalazłam go na Facebooku — miał zablokowany profil, ale zdjęcie profilowe mówiło wszystko. Stał tam z kobietą i dwójką dzieci. Uśmiechnięci, szczęśliwi. Podpis: „Rodzina to wszystko”.
Serce mi zamarło. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć wszystko w tej kawiarni, rozbić filiżankę o podłogę i uciec. Ale zamiast tego zebrałam się w sobie i postanowiłam działać.
Następnego dnia napisałam do niego: „Musimy porozmawiać”. Spotkaliśmy się wieczorem w parku.
— O co chodzi? — zapytał z udawaną troską.
— O twoją żonę i dzieci — powiedziałam prosto z mostu.
Zbladł. Przez chwilę milczał, potem zaczął coś bełkotać o „skomplikowanej sytuacji”, „braku miłości” i „przypadku”.
— Przypadkiem też kłamałeś mi prosto w oczy przez pół roku? — syknęłam.
Nie odpowiedział. Patrzył tylko na swoje buty.
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez kilka dni nie mogłam spać ani jeść. W głowie kłębiły mi się myśli: jak mogłam być taka naiwna? Jak mogłam nie zauważyć znaków?
Ale potem przyszła złość. Złość na niego i na siebie samą. Postanowiłam, że nie będę ofiarą tej historii.
Zaczęłam szukać kontaktu do jego żony — Magdy. Znalazłam ją na Facebooku. Napisałam krótko: „Musimy porozmawiać o Marcinie”.
Spotkałyśmy się w tej samej kawiarni, gdzie wszystko się zaczęło. Magda była spokojna, elegancka, z tym smutkiem w oczach, który rozpozna każda kobieta zdradzona przez męża.
— Wiedziałam — powiedziała cicho po mojej opowieści. — Ale nie miałam dowodów.
Pokazałam jej nasze wiadomości, zdjęcia, wspólne plany na przyszłość, które snuł Marcin.
— Dziękuję ci — powiedziała tylko i wyszła.
Kilka dni później Marcin zadzwonił do mnie pijany w środku nocy.
— Coś ty narobiła? Magda chce rozwodu! Dzieci płaczą! Zniszczyłaś mi życie!
— Nie ja je zniszczyłam — odpowiedziałam spokojnie. — Sam to zrobiłeś.
Przez kolejne tygodnie dostawałam od niego wiadomości: raz błagał o wybaczenie, raz groził, raz obwiniał mnie za wszystko. Nie odpowiadałam.
W pracy zaczęły się plotki — ktoś widział nas razem, ktoś inny znał Magdę ze szkoły dzieci. Czułam się osaczona i samotna. Nawet moja mama powiedziała: „Może nie powinnaś była się mieszać? To nie twoja sprawa”.
Ale ja wiedziałam jedno: nie mogłam pozwolić, żeby kolejna kobieta żyła w kłamstwie tak jak ja przez te miesiące.
Minęły dwa lata. Marcin wyprowadził się do innego miasta. Magda zaczęła nowe życie — czasem piszemy do siebie krótkie wiadomości. Ja długo nie mogłam nikomu zaufać. Terapia pomogła mi zrozumieć własne błędy i nauczyć się stawiać granice.
Czasem wracam myślami do tamtej kawiarni i pytam samą siebie: czy naprawdę warto było mścić się na kimś, kto sam siebie już ukarał? Czy prawda zawsze jest lepsza od złudzeń?
Może wy mi powiecie: co byście zrobili na moim miejscu? Czy zemsta naprawdę daje ulgę?