Moje pierwsze małżeństwo rozpadło się w dramatycznych okolicznościach. Potem pojawił się Amerykanin – czy druga szansa na miłość naprawdę istnieje?
– Mamo, dlaczego płaczesz? – zapytała Zosia, patrząc na mnie wielkimi, brązowymi oczami. Siedziałam na podłodze w kuchni, oparta o lodówkę, z głową schowaną w dłoniach. Właśnie przeczytałam wiadomość od Andrzeja: „Przyleć do mnie, pokażę ci Amerykę. Może tu odnajdziesz szczęście?”
To był ten moment, kiedy poczułam, że muszę coś zmienić. Po rozwodzie z Pawłem nie wierzyłam już w miłość. On odszedł nagle, zostawiając mnie z długami i dzieckiem. Zosia miała wtedy cztery lata i nie rozumiała, dlaczego tata już nie wraca do domu. Ja też nie rozumiałam. Przez kilka miesięcy żyłam jak w letargu – praca, przedszkole, dom, łzy w poduszkę nocą.
Andrzeja poznałam przez internet. Najpierw pisał po polsku z błędami, potem przeszliśmy na angielski. Był czuły, zabawny, wydawał się inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Opowiadał o swoim życiu w Chicago, o polskich korzeniach i tęsknocie za krajem. Po kilku miesiącach rozmów zaproponował, żebym przyjechała do niego z Zosią na wakacje.
Mama była sceptyczna. – Nie znasz go naprawdę. Co jeśli to oszust? – powtarzała.
– Mamo, muszę spróbować. Tu już nic mnie nie trzyma – odpowiedziałam cicho.
Sprzedałam kilka rzeczy, pożyczyłam pieniądze od siostry i kupiłam bilety. Zosia była podekscytowana: „Mamo, polecimy samolotem! Będziemy mieszkać w Ameryce jak w bajce!”
Lot był długi i męczący. Andrzej odebrał nas z lotniska – wysoki, przystojny, uśmiechnięty. Przez pierwsze dni wszystko wydawało się cudowne: spacery po mieście, polskie sklepy, nowi znajomi. Andrzej był czuły dla Zosi, kupował jej lody i zabierał do parku.
Ale już po tygodniu coś zaczęło się zmieniać. Coraz częściej znikał wieczorami, tłumacząc się pracą. Ja zostawałam sama w obcym kraju, bez znajomych i wsparcia. Zosia pytała: „Mamo, kiedy wrócimy do domu?”
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez telefon:
– Nie mogę teraz rozmawiać, ona jest w domu… Tak, przyjechała z dzieckiem… Nie wiem jeszcze, co zrobię.
Serce mi zamarło. Kiedy zapytałam Andrzeja o tę rozmowę, wybuchł:
– Przesadzasz! To tylko kolega z pracy!
Ale zaczęłam zauważać coraz więcej niepokojących sygnałów: damskie perfumy na jego koszuli, wiadomości na Messengerze od „Kasi z pracy”, której nigdy mi nie przedstawił.
Pewnej nocy nie wrócił do domu. Siedziałam na kanapie z Zosią śpiącą obok mnie i czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Rano wrócił pijany.
– Co ty sobie wyobrażasz? Że będziesz tu rządzić? To mój dom!
Zrozumiałam wtedy, że popełniłam błąd. Nie miałam dokąd pójść – pieniądze się kończyły, a powrót do Polski wydawał się niemożliwy.
Zadzwoniłam do siostry:
– Anka, ja tu nie dam rady… On jest zupełnie inny niż myślałam…
– Wracaj do domu! – usłyszałam w słuchawce.
Ale jak wrócić bez pieniędzy? Andrzej coraz częściej wybuchał złością, krzyczał na mnie przy Zosi. Pewnego dnia usłyszałam:
– Jesteś tylko kolejną naiwną Polką! Myślałaś, że cię tu urządzę? Mam swoje życie!
Wtedy podjęłam decyzję. Poszłam do polskiej parafii i poprosiłam o pomoc. Ksiądz znalazł dla nas tymczasowe schronienie u starszej pani, pani Haliny.
Siedziałyśmy z Zosią na jej kanapie, a ona głaskała mnie po głowie:
– Dziecko, nie jesteś sama. Wiele kobiet tu przeżyło podobne historie.
Po tygodniu udało mi się zebrać pieniądze na bilet powrotny dzięki zbiórce wśród Polonii. Andrzej nawet nie przyszedł się pożegnać.
Wróciłyśmy do Polski późną jesienią. Mama płakała ze szczęścia na lotnisku.
– Najważniejsze, że jesteście całe i zdrowe – powiedziała.
Przez długi czas nie mogłam dojść do siebie po tej przygodzie. Czułam się upokorzona i oszukana – przez Andrzeja i przez własne marzenia o lepszym życiu.
Zosia wróciła do przedszkola. Ja znalazłam pracę w sklepie spożywczym i powoli odbudowywałam swoje życie.
Czasem pytam siebie: czy warto było ryzykować wszystko dla iluzji szczęścia? Czy druga szansa na miłość naprawdę istnieje? A może lepiej nauczyć się być szczęśliwą samej ze sobą?
Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy warto jeszcze wierzyć ludziom po takim zawodzie?