Mój syn stał się pantoflarzem. Ta kobieta rządzi wszystkim, a ja boję się odezwać: ból matki, która nie poznaje własnego dziecka
— Jarek, naprawdę musisz już iść? — zapytałam cicho, patrząc jak mój syn nerwowo zerka na zegarek. Stał w przedpokoju, z butami w ręku, jakby każdy moment spędzony w moim mieszkaniu był dla niego ciężarem. — Magda nie lubi, jak się spóźniam — odpowiedział, unikając mojego wzroku. W jego głosie słyszałam napięcie, którego wcześniej nie znałam. Jeszcze rok temu przychodził do mnie bez zapowiedzi, śmiał się głośno i opowiadał o wszystkim. Teraz był cieniem samego siebie.
Pamiętam dzień, kiedy przyprowadził Magdę po raz pierwszy. Znali się dwa tygodnie, a już mówił o ślubie. Była głośna, pewna siebie, z przesadnym makijażem i napompowanymi ustami. Sukienka, którą miała na sobie, bardziej pasowała do klubu niż na rodzinny obiad. Usiadła naprzeciwko mnie i od razu zaczęła mówić o tym, jak wszystko powinno wyglądać: gdzie zamieszkają, jak urządzą mieszkanie, nawet jakie imię powinni dać przyszłemu dziecku. Jarek patrzył na nią z zachwytem, jakby była jedyną osobą na świecie.
— Mamo, Magda ma świetne pomysły — powtarzał mi potem przez telefon. — Ona wie, czego chce od życia.
A ja? Ja czułam się coraz bardziej zbędna. Próbowałam rozmawiać z Jarkiem, ostrzec go, że to wszystko dzieje się za szybko. Ale on tylko wzdychał i mówił: — Mamo, nie przesadzaj. Jestem dorosły.
Ślub odbył się w pośpiechu. Magda miała na sobie białą suknię z cekinami i buty na niebotycznych obcasach. Jej matka płakała ze wzruszenia, a ja czułam tylko pustkę. Jarek wyglądał na szczęśliwego, ale w jego oczach widziałam cień niepokoju.
Po ślubie wszystko się zmieniło. Magda przejęła kontrolę nad każdym aspektem ich życia. Jarek przestał dzwonić bez powodu. Gdy zapraszałam ich na obiad, zawsze znajdowali wymówkę: „Magda źle się czuje”, „Mamy plany”, „Może innym razem”. Kiedy już przychodzili, Magda narzekała na wszystko: że zupa za słona, że mieszkanie za małe, że nie mam ekspresu do kawy.
Pewnego dnia zadzwoniłam do Jarka z prośbą o pomoc przy naprawie kranu. — Muszę zapytać Magdę — odpowiedział bez zastanowienia. Zapytać Magdę? Mój syn nigdy nie musiał nikogo pytać o zgodę! Poczułam ukłucie w sercu.
Zaczęłam zauważać coraz więcej sygnałów. Jarek przestał spotykać się z dawnymi przyjaciółmi. Nawet jego siostra Ania mówiła: — Mama, Jarek jest jakby nieobecny. Magda decyduje za niego o wszystkim.
Próbowałam porozmawiać z Magdą podczas jednej z ich wizyt.
— Magdo, może chciałabyś pomóc mi w kuchni? — zaproponowałam.
— Nie mam czasu na takie rzeczy — odpowiedziała chłodno i wyciągnęła telefon.
Jarek tylko spuścił głowę.
Wieczorami płakałam w poduszkę. Czułam się winna — może to ja zrobiłam coś źle? Może byłam zbyt opiekuńcza? Może powinnam była pozwolić mu na więcej swobody?
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka:
— Pani Haniu, widziałam Jarka na parkingu. Wyglądał na bardzo zmęczonego…
Serce mi zamarło. Zadzwoniłam do niego natychmiast.
— Synku, wszystko w porządku?
— Tak, mamo… — zawahał się. — Po prostu dużo pracy.
Ale ja wiedziałam, że to nieprawda.
Wkrótce potem dowiedziałam się od Ani, że Magda zabroniła Jarkowi jeździć do mnie bez jej zgody. Podobno powiedziała mu wprost: „Twoja matka za bardzo się wtrąca”.
Zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z Jarkiem sam na sam. Zaprosiłam go na kawę do naszej ulubionej kawiarni z dzieciństwa.
— Synku… co się z tobą dzieje? — zapytałam delikatnie.
Jarek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Mamo… ja… nie wiem już sam. Chcę tylko spokoju.
— Ale czy jesteś szczęśliwy?
Nie odpowiedział. Widziałam łzy w jego oczach.
Po tej rozmowie przez kilka tygodni nie miałam od niego żadnych wieści. Bałam się dzwonić — wiedziałam, że jeśli Magda odbierze telefon, usłyszę tylko chłodne „Nie teraz”.
W końcu przyszły święta Bożego Narodzenia. Zawsze spędzaliśmy je razem całą rodziną. Tym razem dostałam SMS-a: „Nie damy rady przyjechać”.
Siedziałam przy pustym stole i patrzyłam na zdjęcia Jarka z dzieciństwa. Jak to możliwe, że mój syn stał się dla mnie obcy?
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy mogłam go uratować przed tą kobietą? Czy każda matka musi kiedyś pogodzić się z tym, że jej dziecko odchodzi własną drogą — nawet jeśli ta droga prowadzi donikąd?
Może powinnam była walczyć bardziej… A może po prostu pozwolić mu być szczęśliwym na swój sposób? Czy ktoś z was też czuje ten ból matki, która nie poznaje już własnego dziecka?