Mąż zostawił mnie po 30 latach. A po 3 latach wrócił i poprosił o drugą szansę: Nie wiedziałam, co zrobić…
– Elżbieta, muszę ci coś powiedzieć – głos Piotra drżał, a ja czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Stał w kuchni, opierając się o blat, patrzył gdzieś w bok, jakby nie mógł znieść mojego wzroku. Był marzec, śnieg topniał za oknem, a w domu pachniało jeszcze obiadem. – Odchodzę.
Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba nic. W głowie miałam tylko szum, jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk świata. Po trzydziestu latach wspólnego życia, po dzieciach, po świętach, po codziennych kłótniach i pojednaniach – Piotr po prostu spakował walizkę i wyszedł. Zostawił mi kartkę na stole: „Przepraszam. Muszę spróbować żyć inaczej.”
Przez pierwsze tygodnie żyłam jak w amoku. Syn, Tomek, dzwonił codziennie: – Mamo, jak się trzymasz? – pytał, ale nie umiałam odpowiedzieć szczerze. Córka, Ania, przyjeżdżała z zakupami i gotowała obiady, których nie miałam siły jeść. Wszyscy wokół mnie krzątali się, jakby bali się zostawić mnie samą choćby na chwilę. Ale samotność była we mnie – głęboka, cicha i przerażająca.
Najgorsze były noce. Leżałam w łóżku i słyszałam tykanie zegara. Przypominałam sobie nasze początki: jak Piotr podrywał mnie w pracy, jak śmialiśmy się z jego kiepskich żartów przy kawie w bufecie. Jak pierwszy raz powiedział „kocham cię”, nieśmiało, jakby bał się własnych uczuć. Myślałam o tym wszystkim i nie mogłam zrozumieć: dlaczego? Co zrobiłam źle?
Po kilku miesiącach zaczęły docierać do mnie plotki. Sąsiadka spotkała Piotra z jakąś kobietą na rynku. Ktoś inny widział ich razem w kawiarni. Bolało mnie to bardziej niż sama jego nieobecność. Zdrada – to słowo rozbrzmiewało mi w głowie jak wyrok.
Próbowałam się pozbierać. Zaczęłam chodzić na spacery do parku, zapisałam się na zajęcia z jogi dla seniorów. Poznałam kilka kobiet w podobnej sytuacji – rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, śmiałyśmy się z własnych nieporadności. Powoli uczyłam się żyć sama ze sobą.
Minęły trzy lata. Dzieci ułożyły sobie życie – Tomek wyjechał do Warszawy, Ania wyszła za mąż i spodziewała się dziecka. Ja nauczyłam się cieszyć drobiazgami: nową książką, zapachem świeżo upieczonego chleba, rozmową z sąsiadką przez płot.
Aż pewnego dnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i… zobaczyłam Piotra. Stał na progu, starszy, jakby zmęczony życiem. W rękach trzymał bukiet tulipanów – moich ulubionych.
– Elżbieta… – zaczął cicho. – Wiem, że nie mam prawa tu być. Ale muszę cię prosić o rozmowę.
Wpuściłam go do środka. Usiadł przy stole, tam gdzie zawsze siadał przez tyle lat. Przez chwilę milczeliśmy.
– Popełniłem błąd – powiedział w końcu. – Myślałem, że znajdę szczęście gdzie indziej. Ale tylko straciłem wszystko… Ciebie… dzieci… siebie samego.
Patrzyłam na niego i czułam w sobie burzę emocji: gniew, żal, tęsknotę… i coś jeszcze – może cień nadziei?
– Dlaczego wróciłeś? – zapytałam cicho.
– Bo tylko przy tobie czuję się sobą – odpowiedział bez wahania.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez trzy lata budowałam swoje życie od nowa – cegiełka po cegiełce. Czy mogę tak po prostu pozwolić mu wrócić? Czy można odbudować coś, co zostało tak boleśnie zburzone?
Dzieci były w szoku, gdy im powiedziałam.
– Mamo! On cię zostawił! Jak możesz mu wybaczyć? – krzyczała Ania przez telefon.
– To twoje życie, ale pamiętaj, ile łez przez niego wylałaś – mówił Tomek spokojniej, ale czułam jego rozczarowanie.
Sama nie wiedziałam, co czuję. Z jednej strony chciałam go odepchnąć, zamknąć drzwi raz na zawsze. Z drugiej – serce biło szybciej na myśl o wspólnych porankach przy kawie, o spacerach po lesie…
Piotr próbował wszystko naprawić: pomagał w domu, gotował obiady (choć zawsze przypalał ziemniaki), przynosił kwiaty bez okazji. Był inny – bardziej cichy, pokorny… jakby naprawdę zrozumiał swój błąd.
Ale czy to wystarczy? Czy można zaufać komuś, kto raz już zawiódł?
Czasem patrzę na Piotra i widzę tego chłopaka sprzed lat – pełnego życia i marzeń. Innym razem widzę człowieka, który mnie zranił bardziej niż ktokolwiek inny.
Nie wiem jeszcze, jaką decyzję podejmę. Może czas naprawdę leczy rany? Może warto dać drugą szansę? A może są rzeczy, których nie da się już naprawić?
Czy wy potrafilibyście wybaczyć? Czy można jeszcze zaufać po tylu latach bólu?