„Mamo, dość!” – Kiedy cierpliwość się kończy, a granice trzeba postawić nawet najbliższym

– Mamo, proszę, nie teraz! – wykrztusiłam przez zaciśnięte zęby, kiedy zobaczyłam, jak pani Zosia znowu stoi w progu naszej sypialni. Była sobota rano, ledwo zdążyłam sięgnąć po szlafrok, a ona już komentowała, że „w tym domu to nigdy nie ma porządku”. Mój mąż, Tomek, leżał obok i udawał, że śpi. Wiedziałam, że słyszy każde słowo, ale jak zwykle nie zamierzał się wtrącać.

Od miesięcy żyliśmy w tej dziwnej symbiozie – ja, Tomek i jego mama. Po śmierci teścia pani Zosia nie chciała być sama. „To tylko na chwilę” – mówiła wtedy Tomek. „Pomóżmy jej się pozbierać.” Zgodziłam się bez wahania. Przecież to rodzina. Przecież tak trzeba.

Ale ta „chwila” trwała już dziewięć miesięcy. Dziewięć miesięcy codziennych komentarzy o moim gotowaniu („U nas w domu zawsze robiło się rosół na skrzydełkach, nie na piersiach!”), o wychowaniu naszej córki Julki („Nie pozwalaj jej tyle siedzieć przy komputerze!”), o mojej pracy („Kiedyś kobiety miały czas dla rodziny, a nie jakieś tam projekty!”). Dziewięć miesięcy wchodzenia bez pukania do każdego pokoju, przestawiania rzeczy w kuchni i prania Tomka koszul „bo ty i tak nie masz na to głowy”.

Początkowo próbowałam rozmawiać z Tomkiem. „To twoja mama, powiedz jej coś” – prosiłam. On tylko wzdychał: „Daj spokój, ona się martwi. To minie.” Ale nie mijało. Wręcz przeciwnie – z każdym tygodniem pani Zosia czuła się coraz bardziej u siebie. W końcu zaczęła nawet zapraszać swoje koleżanki na kawę do naszego salonu bez pytania mnie o zgodę.

Najgorszy był dzień, kiedy wróciłam z pracy wcześniej i zobaczyłam ją przeglądającą moje szuflady w sypialni. „Szukam igły” – powiedziała bez cienia skruchy. Wtedy po raz pierwszy poczułam coś więcej niż irytację – poczułam upokorzenie i bezsilność.

Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole. Julka oglądała bajki w swoim pokoju.
– Tomek, ja już nie daję rady – powiedziałam cicho.
– Przesadzasz – odpowiedział bez namysłu. – Mama po prostu chce pomóc.
– To nie jest pomoc! To jest kontrola! Ja się tu duszę!
– Przecież to nasz dom…
– Nasz? – przerwałam mu. – Bo ja już nie wiem, czyj on jest.

Tomek milczał. Widziałam w jego oczach strach i zmęczenie. Może też miał dość? Może bał się powiedzieć mamie prawdę?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z panią Zosią. Serce waliło mi jak młotem, dłonie miałam spocone. Siedziała przy stole i obierała ziemniaki.
– Pani Zosiu…
– Tak?
– Chciałabym porozmawiać o… o granicach. O tym, że czasem czuję się tutaj… niewidzialna.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ależ kochanie, ja tylko chcę pomóc! Ty tyle pracujesz, Tomek też…
– Wiem i doceniam to. Ale potrzebuję trochę prywatności. Chciałabym, żeby pani pukała do naszego pokoju. I żeby… żeby nie przestawiać moich rzeczy.
Zamilkła na chwilę.
– Myślałam, że jesteśmy rodziną…
– Jesteśmy. Ale rodzina też potrzebuje granic.

Przez kilka dni było lepiej. Pani Zosia chodziła na palcach, prawie się nie odzywała. Ale potem wszystko wróciło do normy – a nawet gorzej. Zaczęły się ciche dni, obrażone spojrzenia i szeptane rozmowy przez telefon z jej siostrą: „Ona mnie tu nie chce…”

W końcu przyszedł ten dzień. Wracałam zmęczona z pracy i zobaczyłam ją w kuchni z kluczami do naszego mieszkania w ręku.
– Muszę iść do apteki – rzuciła.
– Pani Zosiu… Proszę oddać klucze.
Zamarła.
– Co?
– Proszę oddać klucze do naszego mieszkania.
– Ale…
– Proszę.
Podała mi je powoli, patrząc na mnie jak na obcą osobę.

Wieczorem Tomek był wściekły.
– Jak mogłaś?! To moja matka!
– A ja jestem twoją żoną! Ile jeszcze mam to znosić?
– Ona nie ma gdzie pójść!
– Ma swoje mieszkanie! Przecież to było tylko na chwilę!

Kłóciliśmy się długo. Julka płakała zamknięta w swoim pokoju. Czułam się winna i jednocześnie… wolna? Po raz pierwszy od miesięcy mogłam oddychać pełną piersią.

Minęły dwa tygodnie odkąd pani Zosia wyprowadziła się do siebie. Dzwoni rzadziej, ale za każdym razem rozmowa jest chłodna i pełna wyrzutów. Tomek milczy albo wychodzi z domu pod byle pretekstem. Julka pyta: „Mamo, czy babcia nas już nie kocha?”

Czasem siadam wieczorem przy oknie i zastanawiam się: czy naprawdę jestem egoistką? Czy może po prostu nauczyłam się dbać o siebie? Ile jeszcze można poświęcić dla innych, zanim straci się samą siebie?

Może każda rodzina musi kiedyś przejść przez taki kryzys? Czy wy też musieliście kiedyś postawić granice najbliższym?