Mama podzieliła majątek niesprawiedliwie. Czy powinnam walczyć o równość dla mojego męża?

– „To wszystko, co mam do powiedzenia. Tomek dostaje dom, samochód i działkę w Bieszczadach. Waldek… dla ciebie zostaje mieszkanie po babci i trochę oszczędności.”

Słowa mojej teściowej, pani Zofii, rozbrzmiały w salonie jak wyrok. Siedziałam obok męża, czując, jak jego dłoń drży pod stołem. Tomek – jego młodszy brat – uśmiechał się z satysfakcją, a reszta rodziny patrzyła na nas z mieszaniną współczucia i ciekawości. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Nawet zegar na ścianie jakby przestał tykać.

– „Mamo, ale… dlaczego?” – Waldek próbował zachować spokój, ale głos mu się łamał.

– „Bo Tomek zawsze był bliżej mnie. Pomagał mi, kiedy tata zachorował. Ty wyjechałeś do Warszawy i miałeś własne życie.”

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przecież to nieprawda! Waldek wyjechał, bo musiał pracować, żebyśmy mogli kupić mieszkanie i utrzymać dzieci. Przez lata wysyłał pieniądze rodzicom, dzwonił codziennie, a kiedy teść umierał, to właśnie Waldek był przy nim do końca. Ale tego nikt nie chciał pamiętać.

Tomek spojrzał na nas z góry:

– „Nie ma co się obrażać, bracie. Każdy dostał to, na co zasłużył.”

Zacisnęłam pięści pod stołem. Chciałam coś powiedzieć, ale Waldek ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej. Wiedziałam, że walczy ze łzami.

Po powrocie do domu długo milczeliśmy. Dzieci bawiły się w swoim pokoju, a my siedzieliśmy w kuchni przy zimnej herbacie.

– „Może to ja jestem winny?” – wyszeptał Waldek. – „Może faktycznie byłem za mało obecny?”

– „Nie mów tak! Robiłeś wszystko, co mogłeś. To niesprawiedliwe!”

Walczyłam ze sobą – czy powinnam namawiać go do walki o swoje? Czy może lepiej odpuścić i nie rozbijać rodziny jeszcze bardziej? Przecież dzieci kochają babcię, a ja nie chcę ich stawiać w niezręcznej sytuacji.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie szwagierka, Anka – żona Tomka.

– „Słuchaj, wiem, że jesteście wkurzeni, ale taka jest decyzja mamy. Tomek naprawdę jej pomagał.”

– „A Waldek? On też robił wszystko dla rodziny!”

– „Może powinniście po prostu to zaakceptować?”

Zacisnęłam zęby. Łatwo mówić komuś, kto dostał wszystko.

Wieczorem Waldek siedział na balkonie i patrzył w dal.

– „Nie chcę walczyć z rodziną o pieniądze” – powiedział cicho. – „Ale boli mnie to. Czuję się jak ktoś gorszy.”

Przypomniałam sobie wszystkie święta spędzone razem, wspólne wakacje nad morzem, rozmowy do późna w nocy. Czy to wszystko naprawdę nic nie znaczyło? Czy miłość matki można przeliczyć na metry kwadratowe i złotówki?

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła moje rozkojarzenie.

– „Coś się stało?”

Opowiedziałam jej całą historię.

– „U nas było podobnie” – westchnęła. – „Mój brat dostał dom po rodzicach, bo był najstarszy. Ja dostałam tylko pierścionek po babci. Do dziś nie rozmawiamy.”

Zaczęłam czytać fora internetowe, szukać porad prawnych. Okazało się, że mamy prawo do zachowku – ale czy warto iść do sądu przeciwko własnej matce? Czy to nie zniszczy resztek relacji?

W weekend odwiedziliśmy teściową. Dzieci biegały po ogrodzie, a my usiedliśmy z panią Zofią przy stole.

– „Mamo, chcemy porozmawiać” – zaczął Waldek.

– „Wiem, o co chodzi” – westchnęła ciężko. – „Nie chcę was skrzywdzić. Ale Tomek był tu zawsze…”

– „Mamo, ja też byłem twoim synem” – głos Waldka drżał. – „Może nie zawsze fizycznie obecny, ale zawsze myślałem o was.”

Teściowa spuściła wzrok.

– „Może powinnam to jeszcze przemyśleć…”

Wyszliśmy bez odpowiedzi. W drodze powrotnej Waldek milczał. Ja czułam tylko pustkę i żal.

Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Spotkania rodzinne stały się chłodne i wymuszone. Dzieci pytały, dlaczego nie jeździmy już tak często do babci.

Czasem budzę się w nocy i myślę: czy powinnam była walczyć bardziej? Czy może lepiej było odpuścić dla spokoju dzieci? Czy rodzina naprawdę jest ważniejsza niż sprawiedliwość?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o równość w rodzinie nawet za cenę konfliktu?