Kiedy miłość boli: Co kryje się pod powierzchnią trzydziestu lat małżeństwa?

– Naprawdę to robisz? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Mark stał w przedpokoju z walizką w ręku, a jego oczy unikały mojego spojrzenia. Przez trzydzieści lat byliśmy razem. Trzydzieści lat wspólnych śniadań, kłótni o drobiazgi, śmiechu przy niedzielnych obiadach. A teraz wszystko miało się skończyć przez nią – Magdę, jego dawną przyjaciółkę ze studiów.

– Przepraszam, Aniu. Muszę spróbować… być szczęśliwy – powiedział cicho i wyszedł, zostawiając mnie z ciszą, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

Początkowo nie mogłam uwierzyć. Siedziałam na kanapie, patrzyłam na jego puste miejsce w łóżku i zadawałam sobie pytania: Gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to ja byłam niewystarczająca? W głowie odtwarzałam nasze wspólne chwile – pierwszy pocałunek pod blokiem na Pradze, narodziny naszej córki Oli, wspólne wakacje nad Bałtykiem. Wszystko wydawało się teraz kłamstwem.

Ola przyjechała do mnie po kilku dniach. Przytuliła mnie mocno i powiedziała:

– Mamo, nie płacz przez tatę. On nie zasługuje na twoje łzy.

Ale ja płakałam. Płakałam nocami, kiedy nikt nie widział. Płakałam pod prysznicem, w samochodzie, nawet w sklepie między półkami z makaronem. Czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.

Najgorsze przyszło później. Zaczęły do mnie docierać plotki – sąsiadka z dołu powiedziała mi, że widziała Marka z Magdą już kilka miesięcy wcześniej. Koleżanka z pracy wspomniała mimochodem, że Markowi od dawna coś nie pasowało w naszym małżeństwie. Zaczęłam grzebać w jego rzeczach – znalazłam stare listy od Magdy, zdjęcia z wyjazdów służbowych, o których nigdy mi nie mówił.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie Magda.

– Aniu, wiem, że to trudne… – zaczęła niepewnie.

– Nie dzwoń do mnie więcej – przerwałam jej zimno i odłożyłam słuchawkę.

Nie spałam tej nocy. W głowie miałam tysiące myśli. Czy przez te wszystkie lata Mark naprawdę mnie kochał? Czy byłam tylko wygodą? A może to ja byłam ślepa na sygnały?

Zaczęłam analizować nasze życie kawałek po kawałku. Przypomniałam sobie momenty, kiedy Mark wracał późno z pracy i tłumaczył się korkami. Wieczory, kiedy siedział zamknięty w gabinecie pod pretekstem ważnych maili. Może już wtedy coś się działo?

Ola próbowała mnie pocieszać:

– Mamo, jesteś silniejsza niż myślisz. Tata popełnił błąd, ale to nie twoja wina.

Ale ja czułam się winna. Czułam się stara, nieatrakcyjna i niepotrzebna. Przez kilka tygodni żyłam jak cień samej siebie – nie miałam siły gotować, sprzątać ani nawet rozmawiać z ludźmi.

Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra Basia.

– Anka, zbieraj się. Idziemy na spacer.

Nie miałam ochoty wychodzić z domu, ale Basia była uparta jak zawsze. Poszłyśmy do parku Skaryszewskiego. Siedziałyśmy na ławce i patrzyłyśmy na dzieci bawiące się na placu zabaw.

– Wiesz co? – zaczęła Basia. – Zawsze byłaś tą odpowiedzialną. Tą, która wszystko ogarnia, dba o wszystkich dookoła. Może czas zadbać o siebie?

Te słowa zapadły mi w pamięć. Może rzeczywiście przez te wszystkie lata zapomniałam o sobie? Może za bardzo skupiłam się na Marku i Oli, a zapomniałam o własnych marzeniach?

Zaczęłam powoli wracać do życia. Zapisałam się na jogę w domu kultury. Kupiłam sobie nową sukienkę – czerwoną, choć zawsze uważałam, że to nie mój kolor. Zaczęłam spotykać się z koleżankami na kawie i śmiać się znowu z głupot.

Mark czasem dzwonił – pytał o Olę, o psa, o rachunki za mieszkanie.

– Aniu… może kiedyś pogadamy spokojnie? – zaproponował raz nieśmiało.

– Nie wiem, Marku. Na razie muszę poukładać sobie wszystko w głowie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Najtrudniejsze były święta Bożego Narodzenia. Ola postanowiła spędzić Wigilię ze mną i swoją babcią. Przy stole zabrakło Marka – jego żartów o karpiu i narzekania na makowiec mojej mamy. Ale pierwszy raz od dawna poczułam spokój.

Kilka miesięcy później spotkałam Marka przypadkiem w sklepie spożywczym.

– Aniu… Wyglądasz dobrze – powiedział z lekkim uśmiechem.

– Dziękuję – odpowiedziałam spokojnie i minęłam go bez żalu.

Dziś wiem jedno: zdrada boli jak nic innego na świecie. Ale czasem trzeba przejść przez piekło, żeby odnaleźć siebie na nowo. Może Mark był moją przeszłością, ale przyszłość należy już tylko do mnie.

Czy można wybaczyć zdradę? Czy lepiej zamknąć ten rozdział raz na zawsze? Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet siedzi wieczorami na kanapie i pyta siebie: „Gdzie popełniłam błąd?”