Jak rozstać się z klasą – historia Agnieszki
– Piotr, co to ma znaczyć?! – mój głos drżał, a dłonie ściskały krawędź stołu tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Stał przede mną, zaskoczony, jakby nie rozumiał, o co pytam. Ale ja już wiedziałam wszystko. Wystarczyła jedna wiadomość na Messengerze, która pojawiła się na ekranie jego komputera, gdy próbowałam znaleźć plik do pracy. „Tęsknię za tobą, kochanie. Kiedy znowu się zobaczymy?” – napisała jakaś Marta.
W tej chwili świat mi się zawalił. Przez chwilę miałam nadzieję, że to może głupi żart, pomyłka, ale serce już wiedziało. Piotr nie patrzył mi w oczy. – Agnieszka… To nie tak… – zaczął, ale nie dokończył. Wybiegłam z kuchni, czując jak łzy palą mi policzki.
Jeszcze rano byłam zwyczajną żoną i matką dwóch córek – Zosi i Oli. Pracowałam zdalnie jako księgowa, Piotr prowadził własną firmę budowlaną. Nasze życie było przewidywalne: śniadania w biegu, wieczorne bajki dla dziewczynek, czasem wspólny film. Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Może nie szaleńczo zakochani jak kiedyś, ale przecież to normalne po tylu latach razem?
Przez kilka dni chodziłam jak we śnie. Piotr próbował rozmawiać, tłumaczyć się, ale ja nie chciałam słuchać. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego?” Dlaczego mnie? Dlaczego teraz? Czy byłam złą żoną? Czy czegoś mu brakowało? Zaczęłam analizować każdą rozmowę, każde spojrzenie, każde wyjście Piotra z domu. Czy naprawdę nie zauważyłam niczego podejrzanego?
Najgorsze były wieczory. Kiedy dziewczynki zasypiały, a ja zostawałam sama ze swoimi myślami. Przeglądałam zdjęcia z wakacji nad morzem, urodzin Zosi, świąt Bożego Narodzenia. Na każdym byliśmy razem – uśmiechnięci, szczęśliwi. Czy to wszystko było kłamstwem?
Pewnej nocy usłyszałam cichy płacz Oli przez ścianę. Weszłam do jej pokoju i zobaczyłam, jak tuli misia do piersi. – Mamusiu, dlaczego tata jest smutny? – zapytała szeptem. Poczułam gulę w gardle. Nie mogłam jej powiedzieć prawdy. – Tata jest zmęczony pracą, kochanie – skłamałam, głaszcząc ją po włosach.
W końcu zebrałam się na odwagę i poprosiłam Piotra o rozmowę. Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, jakbyśmy mieli omówić rachunki za prąd, a nie rozpad naszego małżeństwa.
– Piotrze… czy ty ją kochasz? – zapytałam cicho.
Zamilkł na chwilę. – Nie wiem… Wszystko się pogmatwało… Marta pojawiła się w pracy… Było mi z nią łatwiej… Ty zawsze byłaś taka silna…
Zabolało mnie to bardziej niż sama zdrada. Czy naprawdę bycie silną kobietą to powód do zdrady? Czy powinnam była udawać słabszą?
– Chcę rozwodu – powiedziałam w końcu. Głos mi nie drżał. Byłam spokojna i zdecydowana.
Piotr spuścił głowę. – Rozumiem… Przepraszam cię za wszystko.
Rozpoczęła się długa i bolesna droga przez formalności i rozmowy z dziećmi. Najtrudniej było powiedzieć dziewczynkom prawdę. Zosia miała dziewięć lat i była bardzo wrażliwa.
– Mamusiu, czy tata już nas nie kocha? – zapytała któregoś wieczoru.
– Tata was bardzo kocha, ale my z tatą nie możemy już być razem – odpowiedziałam najdelikatniej jak umiałam.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Piotr spał na kanapie w salonie, ja w sypialni z dziewczynkami. Każdy dzień był walką o normalność: śniadania, szkoła, praca, zakupy. Czułam się jak aktorka w kiepskim teatrze.
Moja mama przyjechała do nas na kilka dni. Siedziałyśmy wieczorem przy herbacie.
– Agnieszko, jesteś silna. Dasz sobie radę – powiedziała cicho.
– Ale ja nie chcę być silna! Chcę być szczęśliwa! – wybuchłam płaczem.
Mama przytuliła mnie mocno. – Szczęście jeszcze przyjdzie…
Rozwód przebiegł spokojnie – bez awantur i wzajemnych oskarżeń. Ustaliliśmy opiekę nad dziećmi i podział majątku. Piotr wyprowadził się do wynajmowanego mieszkania na drugim końcu miasta.
Przez długi czas czułam pustkę i żal. Zazdrościłam koleżankom ich rodzinnych zdjęć na Facebooku, wspólnych wyjazdów i świąt. Bałam się przyszłości – czy dam radę sama wychować dwie córki? Czy jeszcze kiedyś komuś zaufam?
Pewnego dnia spotkałam Martę w sklepie spożywczym. Stałyśmy przy kasie obok siebie. Spojrzała na mnie niepewnie.
– Przepraszam… Nie chciałam… – wyszeptała.
Nie odpowiedziałam jej nic. Po prostu wyszłam ze sklepu z podniesioną głową.
Minęły miesiące. Powoli zaczęłam odzyskiwać siebie. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, więcej czasu spędzałam z dziewczynkami na spacerach i wycieczkach rowerowych.
Któregoś wieczoru usiadłyśmy razem na balkonie i patrzyłyśmy na zachód słońca.
– Mamusiu, jesteśmy szczęśliwe? – zapytała Ola.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Tak, kochanie… Myślę, że tak…
Czasem zastanawiam się, czy można rozstać się z klasą? Czy można wybaczyć zdradę i żyć dalej bez nienawiści? Może siła kobiety polega właśnie na tym, żeby umieć odejść z godnością i zacząć od nowa?