Dlaczego Mój Mąż Uważa, Że Nie Jestem Wystarczająco Dobrą Kucharką: Opowieść o Rodzinnych Oczekiwaniach i Cichej Buncie

— Marta, a może byś spróbowała zrobić to tak jak Lejla? Ona zawsze dodaje trochę imbiru do zupy dyniowej, przez co smakuje zupełnie inaczej — powiedział mój mąż, Ivan, odkładając łyżkę na stół z lekkim westchnieniem. Siedział naprzeciwko mnie, w naszej małej kuchni na warszawskim Mokotowie, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka. To nie był pierwszy raz, kiedy słyszałam porównanie do Lejli. Lejla — nasza wspólna znajoma, która gotuje jak z najlepszych programów kulinarnych. Zawsze uśmiechnięta, zawsze pewna siebie. A ja? Ja tylko próbuję nie przypalić ziemniaków i nie zapomnieć o soli.

W tej chwili miałam ochotę rzucić ściereczką i wybiec z mieszkania. Ale zamiast tego uśmiechnęłam się blado i powiedziałam: — Może następnym razem spróbuję. — W środku jednak wrzałam. Czy naprawdę jestem aż tak beznadziejna? Czy moje starania nic nie znaczą? Przecież codziennie gotuję dla naszej rodziny, próbuję nowych przepisów, szukam inspiracji. Ale dla Ivana to zawsze za mało.

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty i zaczęłam rozmyślać. Moja mama zawsze powtarzała: „Dobra żona to ta, która potrafi nakarmić rodzinę i sprawić, że dom pachnie obiadem.” Ale czy to naprawdę wszystko? Czy jestem tylko kucharką w swoim własnym domu?

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moją zamyśloną minę. — Coś się stało? — zapytała delikatnie.

— Nic takiego… — zaczęłam, ale po chwili dodałam: — Ivan znowu porównywał moje gotowanie do Lejli. Czasem mam wrażenie, że nigdy nie będę wystarczająco dobra.

Kasia pokiwała głową ze zrozumieniem. — Wiesz, mój mąż kiedyś robił to samo. Aż w końcu powiedziałam mu, że jeśli tak bardzo mu smakuje u jego mamy, to niech tam jeździ na obiady. Musisz postawić granice.

Granice… To słowo krążyło mi po głowie przez cały dzień. Czy ja w ogóle mam jakieś granice? Czy potrafię powiedzieć „dość”? Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Ivanem.

— Ivan, muszę ci coś powiedzieć — zaczęłam niepewnie, gdy siedzieliśmy przy stole po kolacji.

— Co się stało? — spojrzał na mnie zaskoczony.

— Czuję się źle, kiedy porównujesz mnie do Lejli. Staram się jak mogę, ale mam wrażenie, że nigdy nie będę dla ciebie wystarczająco dobra.

Przez chwilę milczał. — Nie chciałem cię zranić… Po prostu lubię jej kuchnię.

— Rozumiem, ale ja też mam swoje pomysły i styl. Chciałabym, żebyś to docenił.

W jego oczach pojawiło się coś na kształt zrozumienia, ale temat szybko uciekł w codzienność. Następnego dnia znów usłyszałam: — Może byś dodała trochę więcej czosnku? Lejla tak robi.

Zaczęłam się buntować w sobie coraz bardziej. Przestałam pytać Ivana o zdanie na temat obiadu. Gotowałam to, na co miałam ochotę ja i dzieci. Kiedyś zrobiłam pierogi z kaszą gryczaną i twarogiem — coś, czego Ivan nie znosił od dziecka. Dzieci były zachwycone. Ivan skrzywił się i odsunął talerz.

— Nie musisz jeść — powiedziałam spokojnie. — Ja też czasem chcę czegoś innego.

To był mały bunt, ale poczułam się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczęłam więcej rozmawiać z dziećmi o tym, co lubią jeść. Razem szukaliśmy przepisów w internecie, eksperymentowaliśmy w kuchni. Śmialiśmy się z nieudanych wypieków i cieszyliśmy się tymi udanymi.

Ivan coraz częściej jadał poza domem albo zamawiał jedzenie na wynos. Z jednej strony bolało mnie to — przecież chciałam być dla niego ważna. Z drugiej strony czułam ulgę: wreszcie mogłam być sobą w kuchni i poza nią.

Pewnego wieczoru zadzwoniła Lejla. — Marta, słyszałam od Ivana, że masz do mnie żal…

Zamarłam. — Nie mam do ciebie żalu — odpowiedziałam szczerze. — Po prostu czasem trudno być porównywaną do kogoś takiego jak ty.

Lejla westchnęła. — Wiesz, ja też mam swoje problemy. Moje dzieci nie chcą jeść niczego poza makaronem z serem, a mąż twierdzi, że przesadzam z przyprawami. Każda z nas ma swoje bitwy.

Rozmowa z Lejlą otworzyła mi oczy. Zrozumiałam, że każdy dom ma swoje ciche wojny i kompromisy. Że nie jestem sama w tej walce o akceptację i własne miejsce.

Kilka tygodni później Ivan wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Wszedł do kuchni i zobaczył mnie tańczącą z córką między garnkami i patelniami.

— Co dziś na obiad? — zapytał łagodniej niż zwykle.

— Zupa pomidorowa według mojego przepisu — odpowiedziałam z uśmiechem.

Spróbował i nic nie powiedział. Ale tym razem nie czekałam na pochwałę ani krytykę. Gotowałam dla siebie i dla dzieci. Dla nas.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kompromisów mogę zawrzeć zanim całkiem zatracę siebie? Czy naprawdę musimy spełniać wszystkie oczekiwania innych kosztem własnych pragnień? Może czasem warto być swoim własnym szefem kuchni — nie tylko w kuchni, ale i w życiu.