„Cześć! Jestem żoną. Czy mogę wejść?” – Wieczór, który rozbił moje małżeństwo
– Cześć! Jestem żoną. Czy mogę wejść?
Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak drzwi akademika zatrzasnęły się za mną. Stałam na korytarzu, z kluczami w dłoni, a świat wokół mnie jakby zamarł. Właśnie wróciłam z meczu siatkówki, na który Jurek – mój mąż – namawiał mnie od tygodni. Nie chciałam iść. Byłam zmęczona po pracy w szkole, miałam do sprawdzenia klasówki, a głowa bolała mnie od porannej kłótni z Jurkiem o to, kto odbierze Zosię z przedszkola. Ale poszłam. Dla świętego spokoju.
Mecz był nudny. Jurek cały czas rozmawiał z kolegami z pracy, a ja siedziałam obok, udając zainteresowanie. W przerwie wyszłam na korytarz zadzwonić do mamy, która opiekowała się Zosią. I wtedy zobaczyłam ją – wysoką brunetkę w czerwonym płaszczu, która podeszła do portiera i powiedziała: „Cześć! Jestem żoną. Czy mogę wejść?”
Zamarłam. Przez chwilę myślałam, że to jakiś żart. Ale portier spojrzał na nią i zapytał: „A do kogo?”
– Do Jurka Nowaka – odpowiedziała pewnym głosem.
Serce mi stanęło. Przecież to mój mąż! Wbiegłam do środka, nie wiedząc, co powiedzieć. Ona spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– Ty też jesteś żoną Jurka? – zapytała cicho.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. W głowie miałam mętlik. Przez chwilę stałyśmy naprzeciwko siebie w milczeniu, aż portier chrząknął nerwowo.
– Może panie wyjaśnią sobie to na zewnątrz? – rzucił.
Wyszłyśmy na chłodny wieczór. Brunetka przedstawiła się jako Marta. Powiedziała, że zna Jurka od lat i że są małżeństwem od trzech lat. Pokazała obrączkę. Ja też pokazałam swoją.
– To chyba musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem.
Usiadłyśmy na ławce przed akademikiem. Marta opowiedziała mi swoją historię – jak poznała Jurka na studiach w Krakowie, jak wyjechali razem do Anglii, jak wrócili do Polski i zaczęli nowe życie w Warszawie. Wszystko się zgadzało… poza jednym szczegółem: ja byłam żoną Jurka od pięciu lat, mieliśmy córkę Zosię i mieszkaliśmy razem na Ochocie.
– Może to jakaś pomyłka? – próbowałam się bronić.
Marta pokazała zdjęcia: Jurek z nią na wakacjach w Tatrach, Jurek trzymający jej rękę na ślubie cywilnym, Jurek całujący ją pod choinką w ich mieszkaniu.
Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Próbowałam zadzwonić do Jurka, ale nie odbierał telefonu. Marta patrzyła na mnie ze współczuciem.
– Myślisz, że on nas obie oszukuje? – zapytała cicho.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko we mnie krzyczało: „To niemożliwe! Przecież znam mojego męża!” Ale czy naprawdę go znałam?
Wróciłam do domu późno w nocy. Mama już spała na kanapie, Zosia wtulona w pluszowego misia oddychała spokojnie. Usiadłam w kuchni i patrzyłam w ścianę. Telefon milczał.
Rano Jurek wrócił do domu jak gdyby nigdy nic.
– Gdzie byłaś? – zapytał z lekkim wyrzutem.
– Spotkałam Martę – powiedziałam cicho.
Zbladł. Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczał.
– Kasia… To nie tak…
Ale nie dokończył. Zaczął płakać. Powiedział, że kocha nas obie, że nie potrafił wybrać, że bał się samotności po śmierci ojca i że Marta była dla niego wsparciem w trudnych chwilach na emigracji. Ale potem poznał mnie i nie potrafił zakończyć tamtej relacji.
Siedzieliśmy długo w milczeniu. W głowie miałam tysiące pytań: Jak mógł mnie tak oszukać? Jak mogłam tego nie zauważyć? Czy Zosia będzie musiała dorastać bez ojca?
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak w zawieszeniu. Jurek próbował wszystko naprawić – chodził na terapię, pisał listy do mnie i do Marty, próbował rozmawiać z Zosią tak, żeby nie czuła się winna. Ale ja nie potrafiłam mu zaufać. Każda rozmowa kończyła się płaczem albo krzykiem.
Mama powtarzała: „Daj mu szansę, dla dziecka”. Ale ja nie byłam pewna, czy chcę żyć z kimś, kto potrafił prowadzić podwójne życie przez tyle lat.
Marta dzwoniła czasem wieczorami. Rozmawiałyśmy długo o tym, jak bardzo nas zranił. Zaczęłyśmy się wspierać – paradoksalnie to ona rozumiała mnie najlepiej.
W końcu podjęłam decyzję: wyprowadziłam się z Zosią do mamy na wieś pod Radomiem. Jurek odwiedza nas co drugi weekend. Zosia pyta czasem: „Mamo, dlaczego tata nie mieszka już z nami?”
Nie wiem, co jej odpowiedzieć.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę można znać drugiego człowieka? Czy można jeszcze zaufać po takim kłamstwie?
A Wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć zdradę aż tak głęboką?