„Chciałam, by mąż płacił mi za wychowanie naszej córki. Czy opieka nad dzieckiem to nie praca?”

– Znowu nie ma obiadu? – głos Pawła odbił się echem od ścian kuchni, kiedy wrócił z pracy. Stałam przy zlewie, z rękami w pianie, próbując domyć kubek po kakao naszej czteroletniej Julki. W głowie miałam mętlik, a w oczach łzy. – Przepraszam, nie zdążyłam… Julka miała dziś gorączkę, potem nie chciała jeść, a potem… – zaczęłam tłumaczyć się automatycznie, ale on już był w przedpokoju, rzucając teczkę na podłogę.

Od miesięcy czułam się jak cień samej siebie. Każdy dzień wyglądał tak samo: pobudka o szóstej, śniadanie dla Julki, potem zabawa, sprzątanie, pranie, gotowanie, zakupy, lekarz, bajki, płacz, tulenie… I tak w kółko. Paweł wracał zmęczony z pracy i oczekiwał ciepłego obiadu oraz uśmiechniętej żony. A ja? Ja byłam zmęczona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Wieczorem, gdy Julka już spała, usiadłam na kanapie i zebrałam się na odwagę.

– Paweł… musimy porozmawiać – zaczęłam cicho.

Spojrzał na mnie z irytacją. – O czym?

– O tym, że czuję się jak służąca we własnym domu. Cały dzień pracuję przy Julce i w domu. Ty dostajesz za swoją pracę pensję. Ja nie dostaję nic. Chciałabym… żebyś płacił mi za opiekę nad naszą córką.

Przez chwilę patrzył na mnie jak na wariatkę. – Żartujesz sobie? Przecież to twoja rola! Siedzieć z dzieckiem! Ja zarabiam na nas wszystkich!

Poczułam, jak coś we mnie pęka. – To nie jest siedzenie! To jest praca dwadzieścia cztery godziny na dobę! Nie mam urlopu, nie mam wolnych weekendów. Nawet jak jestem chora, muszę się nią zajmować! Czy to naprawdę nic nie znaczy?

Paweł wzruszył ramionami. – Każda matka tak ma. Moja mama też siedziała w domu i nie narzekała.

– Może dlatego była wiecznie smutna i zgorzkniała? – wypaliłam ostrzej niż chciałam.

Zapadła cisza. Paweł wstał i wyszedł do sypialni bez słowa. Ja zostałam sama z poczuciem winy i bezsilności.

Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie, ale atmosfera była ciężka jak nigdy. Paweł unikał mnie wzrokiem, a ja czułam się coraz bardziej niewidzialna. Julka wyczuwała napięcie i była marudna.

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama.

– Coś się stało? Słyszę po głosie… – zapytała troskliwie.

Opowiedziałam jej wszystko. Westchnęła ciężko.

– Wiesz, ja też tak miałam z twoim ojcem. Nigdy nie docenił tego, co robiłam w domu. Ale wtedy nikt nie mówił o tym głośno. Dziś kobiety mają prawo walczyć o swoje.

– Ale czy to nie przesada? Żądać pieniędzy od własnego męża?

– To nie chodzi o pieniądze, tylko o szacunek. O uznanie twojej pracy – powiedziała stanowczo mama.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę przesadzam? Czy może to świat jest tak skonstruowany, że praca kobiet w domu jest niewidzialna?

Kolejne dni były coraz trudniejsze. Paweł zaczął wracać coraz później z pracy. Unikaliśmy rozmów. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do niego list:

„Paweł,
Nie chcę być twoją służącą ani darmową opiekunką do dziecka. Chcę być partnerką. Chcę być doceniona za to, co robię każdego dnia dla naszej rodziny. Jeśli nie potrafisz tego zrozumieć, nie wiem, czy dam radę dalej tak żyć.”

Zostawiłam list na stole i wyszłam z Julką na spacer do parku. Siedziałyśmy na ławce pod kasztanem, a ona bawiła się liśćmi.

– Mamusiu, dlaczego jesteś smutna? – zapytała nagle.

Przytuliłam ją mocno i łzy popłynęły mi po policzkach.

Kiedy wróciłyśmy do domu, Paweł siedział przy stole z kartką w ręku. Spojrzał na mnie inaczej niż zwykle – jakby pierwszy raz zobaczył we mnie człowieka.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Zawsze wydawało mi się, że skoro zarabiam pieniądze, to robię wystarczająco dużo dla rodziny… Ale masz rację. Ty też pracujesz. I to ciężej niż ja.

Usiedliśmy razem i długo rozmawialiśmy o tym, co znaczy partnerstwo w małżeństwie. Paweł zaproponował, że zacznie przelewać mi co miesiąc część swojej pensji „na moje wydatki”, ale ja odmówiłam.

– Nie chodzi o pieniądze – powiedziałam przez łzy. – Chodzi o to, żebyś widział we mnie partnerkę i szanował moją pracę.

Od tamtej pory zaczęliśmy dzielić obowiązki inaczej. Paweł częściej zostawał z Julką sam, gotował obiady w weekendy i pytał mnie o zdanie w sprawach domowych. Nasza relacja powoli zaczęła się zmieniać.

Czasem jednak wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: ile jeszcze kobiet czuje się niewidzialnych we własnych domach? Czy naprawdę musimy walczyć o uznanie tego, co robimy każdego dnia? Czy świat kiedyś doceni pracę matek tak samo jak każdą inną?