Brat, który przestał ze mną rozmawiać: Opowieść o zazdrości, rodzinie i utraconej bliskości
– Znowu ty wszystko dostajesz pierwsza! – krzyknął Michał, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Jego głos drżał od złości, a ja poczułam, jak serce ściska mi się w piersi. Stałam przy oknie, patrząc na nowiutkiego czerwonego Fiata Punto, który od dziś miał być mój. Powinnam się cieszyć – przecież to był prezent na osiemnaste urodziny, o którym marzyłam od miesięcy. Ale w tej chwili czułam tylko ciężar spojrzenia Michała i jego słowa, które rozcinały ciszę jak brzytwa.
Michał był ode mnie starszy o dwa lata. Zawsze byliśmy blisko – razem uciekaliśmy na wagary, razem płakaliśmy po śmierci naszego psa, razem śmialiśmy się z głupich żartów taty. Ale odkąd skończył liceum i nie dostał się na wymarzoną informatykę w Warszawie, coś w nim pękło. Stał się cichy, zamknięty w sobie, coraz częściej zamykał się w swoim pokoju z laptopem i słuchawkami na uszach. Rodzice martwili się o niego, ale nie wiedzieli, jak do niego dotrzeć. Ja próbowałam – czasem przynosiłam mu herbatę, czasem siadałam obok i pytałam o gry, w które grał. Odpowiadał półsłówkami albo wcale.
W dniu moich urodzin rodzice byli wyjątkowo podekscytowani. Mama upiekła mój ulubiony sernik z malinami, tata przyniósł balony i śmiał się głośno, jakby chciał zagłuszyć napięcie wiszące w powietrzu. Michał pojawił się tylko na chwilę – wręczył mi książkę o podróżach i uciekł do siebie. Dopiero później dowiedziałam się od mamy, że bardzo chciał mieć samochód, ale rodzice uznali, że to ja bardziej go potrzebuję do dojazdów na uczelnię.
Od tamtej pory Michał przestał ze mną rozmawiać. Mijał mnie na korytarzu bez słowa, nie odpowiadał na wiadomości, nawet nie patrzył mi w oczy przy stole. Próbowałam z nim rozmawiać:
– Michał, proszę cię… Możemy pogadać? – zapytałam pewnego wieczoru, stając w progu jego pokoju.
– Nie mam o czym – odpowiedział chłodno, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.
– To nie moja wina… Nie prosiłam o ten samochód.
– Ale go przyjęłaś – rzucił przez zaciśnięte zęby.
Zamknęłam za sobą drzwi i rozpłakałam się po cichu. Czułam się winna – jakbym ukradła mu coś więcej niż tylko szansę na własne auto. Jakbym zabrała mu resztki nadziei na normalność, której tak bardzo potrzebował.
Rodzice próbowali udawać, że wszystko jest w porządku. Mama powtarzała: „To minie, rodzeństwo zawsze się kłóci”, ale widziałam jej łzy, gdy myślała, że nikt nie patrzy. Tata coraz częściej wychodził na długie spacery z psem i wracał zamyślony. W domu panowała cisza – taka ciężka i gęsta, że czasem miałam ochotę krzyczeć.
Pewnego dnia wróciłam późno z uczelni. W kuchni siedział Michał z tatą. Rozmawiali cicho, ale gdy weszłam do środka, obaj zamilkli. Michał spojrzał na mnie z wyrzutem i wyszedł bez słowa.
– Musisz mu dać czas – powiedział tata zmęczonym głosem. – On czuje się pominięty…
– Ale przecież to nie ja decydowałam! – wybuchłam. – Czemu wszyscy patrzą na mnie jak na winowajczynię?
Tata tylko westchnął i pogładził mnie po głowie.
Minęły tygodnie. Próbowałam wszystkiego: zostawiałam Michałowi karteczki z żartami, zapraszałam go na przejażdżkę samochodem („Możesz prowadzić!”), nawet upiekłam jego ulubione ciasto marchewkowe. Nic nie działało. Czułam się coraz bardziej samotna w naszym domu pełnym ludzi.
W końcu przyszedł dzień, kiedy nie wytrzymałam.
– Michał! – zatrzymałam go na schodach. – Proszę cię… Powiedz mi chociaż, co mam zrobić!
Spojrzał na mnie długo i ciężko.
– Oddaj mi ten samochód – powiedział cicho.
Zamarłam. Wiedziałam, że to niemożliwe – rodzice kupili go na moje nazwisko, potrzebowałam go do dojazdów na uczelnię oddaloną o 30 kilometrów od domu. Ale przez chwilę naprawdę chciałam mu go oddać. Chciałam cofnąć czas.
– Nie mogę… Przepraszam…
Odszedł bez słowa.
Od tamtej pory już nawet nie próbował udawać obojętności – po prostu mnie ignorował. W domu rozmawiał tylko z rodzicami, a i to rzadko. Ja zamknęłam się w sobie. Przestałam wychodzić ze znajomymi, coraz częściej płakałam nocami do poduszki. Zaczęły się problemy ze snem i nauką – nie mogłam się skupić na niczym innym niż na tym, co straciłam.
W końcu mama zabrała mnie na długi spacer po lesie.
– Wiem, że ci ciężko – powiedziała cicho. – Ale czasem ludzie muszą przejść przez swoje żale sami…
– Ale przecież jesteśmy rodziną! Powinniśmy sobie pomagać!
Mama uśmiechnęła się smutno.
– Rodzina to nie zawsze gwarancja szczęścia…
Dziś minął już prawie rok od tamtych wydarzeń. Michał nadal ze mną nie rozmawia. Czasem mijamy się w kuchni albo na podjeździe – wtedy czuję ukłucie w sercu i tęsknotę za dawnym bratem. Próbuję żyć dalej: studiuję, pracuję dorywczo w kawiarni, spotykam się ze znajomymi. Ale nic nie jest już takie samo.
Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy jeden samochód naprawdę może zniszczyć więź budowaną przez całe życie? A może to tylko pretekst do ujawnienia głębszych ran?
Czasem patrzę na zdjęcia z dzieciństwa i pytam siebie: czy jeszcze kiedyś odzyskam mojego brata? Czy wy też kiedyś straciliście kogoś bliskiego przez coś pozornie błahe?