Zdrada, która rozdarła naszą rodzinę – jak żyć dalej po odejściu męża i rozstaniu córki?
– Mamo, on już nie wróci. – Głos Julki drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Siedziałyśmy na kanapie w naszym salonie, wśród porozrzucanych chusteczek i kubków po zimnej herbacie. W tej samej chwili mój telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran: „Przepraszam, nie wracam. Tomek”. To był mój mąż, z którym byłam dwadzieścia lat. Przez chwilę miałam wrażenie, że świat się zatrzymał.
Nie wiem, co bolało bardziej – łzy mojej córki czy świadomość, że zostałam porzucona przez człowieka, któremu ufałam bezgranicznie. Julka wtuliła się we mnie, a ja nie miałam siły nawet jej pocieszyć. Czułam się pusta, jakby ktoś wyrwał mi serce i zostawił tylko echo wspomnień.
Jeszcze tydzień temu planowałyśmy wspólny wyjazd nad morze. Tomek obiecał, że tym razem pojedziemy wszyscy razem, że odpoczniemy od codzienności. Julka cieszyła się na spotkanie z Kubą – swoim chłopakiem od dwóch lat. Byli nierozłączni, a ja cieszyłam się ich szczęściem. Dziś obie zostałyśmy same.
– Mamo, co teraz zrobimy? – zapytała cicho Julka.
Nie wiedziałam. Przez głowę przelatywały mi setki myśli: jak powiedzieć o tym rodzicom? Co powiem w pracy? Jak poradzę sobie z kredytem na mieszkanie? Ale najbardziej bolało mnie to, że nie potrafiłam być silna dla własnej córki.
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– Aniu, wszystko w porządku? Słyszałam od sąsiadki, że Tomek wyjechał?
– Mamo… Tomek mnie zostawił. Zostawił nas. – Głos mi się załamał.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Przyjedźcie do nas na weekend. Nie możecie być same.
Ale czy ucieczka do rodziców rozwiąże nasze problemy? Julka zamknęła się w swoim pokoju i nie chciała rozmawiać. Ja siedziałam przy stole i patrzyłam na zdjęcie ślubne. Przypomniałam sobie przysięgę: „Na dobre i na złe”. Jak łatwo można złamać te słowa jednym SMS-em.
Następnego dnia poszłam do pracy. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem, ale nikt nie odważył się zapytać wprost. W kuchni spotkałam Kasię.
– Aniu, jeśli chcesz pogadać… jestem tu.
Poczułam ulgę. W końcu mogłam wyrzucić z siebie ból:
– Kasia, on po prostu napisał SMS-a. Po dwudziestu latach! Nawet nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.
Kasia przytuliła mnie mocno.
– To nie twoja wina. On jest tchórzem.
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Julką.
– Córeczko, wiem, że ci ciężko… Ale musimy być dla siebie wsparciem.
Julka spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Ty nic nie rozumiesz! Kuba był wszystkim, a teraz… teraz nie mam nikogo!
Zamknęła się w łazience i długo płakała pod prysznicem.
Zaczęły się dni pełne milczenia i wzajemnych pretensji. Ja byłam zbyt zajęta własnym bólem, by zauważyć cierpienie Julki. Ona zamknęła się w sobie, przestała wychodzić z domu, zawaliła sprawdzian z matematyki. W szkole zadzwoniła do mnie wychowawczyni:
– Pani Aniu, Julka jest ostatnio bardzo przygaszona. Może warto porozmawiać z psychologiem?
Poczułam się jak najgorsza matka na świecie.
W weekend pojechałyśmy do moich rodziców do Olsztyna. Mama przygotowała rosół i ulubione naleśniki Julki. Tata próbował rozśmieszyć wnuczkę starymi dowcipami, ale ona tylko patrzyła w okno.
Wieczorem mama usiadła ze mną przy herbacie:
– Aniu, musisz być silna dla Julki. Ona patrzy na ciebie i widzi tylko smutek.
– Ale ja nie umiem… – szepnęłam.
– Umiemy więcej niż nam się wydaje. Spróbuj znaleźć coś dla siebie. Może terapia? Może nowe hobby?
Po powrocie do Warszawy zapisałam nas obie na terapię rodzinną. Pierwsze spotkanie było trudne – dużo łez, wzajemnych żali i pretensji. Ale terapeutka powiedziała coś ważnego:
– Musicie nauczyć się być razem w bólu, ale też razem szukać radości.
Zaczęłyśmy chodzić na długie spacery po Łazienkach. Rozmawiałyśmy o wszystkim – o szkole, o pracy, o tym, co nas boli i czego się boimy. Powoli zaczynałyśmy odzyskiwać siebie nawzajem.
Pewnego dnia Julka przyszła do mnie z zeszytem:
– Mamo, napisałam list do Kuby. Nie wyślę go, ale musiałam to zrobić.
Przeczytałam jej słowa pełne żalu i tęsknoty. Przytuliłam ją mocno:
– Jestem z ciebie dumna. To pierwszy krok do wybaczenia sobie i jemu.
Ja też napisałam list do Tomka – nie wysłałam go nigdy. Wylałam w nim cały swój gniew i rozczarowanie, ale też wdzięczność za wspólne lata i za to, że mam Julkę.
Minęły miesiące. Nadal boli – czasem bardziej niż bym chciała przyznać. Ale nauczyłyśmy się z Julką rozmawiać o uczuciach i wspierać się nawzajem. Zaczęłyśmy chodzić razem na jogę, gotować nowe potrawy i planować małe wycieczki po Polsce.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy da się jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi? A może najważniejsze to nauczyć się ufać samej sobie?
Czy ktoś z Was przeżył podobny ból? Jak poradziliście sobie po zdradzie lub rozstaniu? Co pomogło Wam odzyskać równowagę?