Kiedy dom przestaje być domem – teściowa, która nie zna granic
– Znowu przyszłaś bez zapowiedzi, mamo? – zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu, kiedy klucz w zamku przekręcił się po raz kolejny tego tygodnia. Barbara, moja teściowa, weszła do przedpokoju z siatkami pełnymi zakupów, jakby to był jej własny dom. – Przecież mówiłam, że zawsze możesz przyjść – rzuciła do mnie z uśmiechem, który miał być ciepły, ale czułam w nim nutę wyższości.
Nie pamiętam już, kiedy ostatnio czułam się u siebie. Od kiedy Barbara pożyczyła nam pieniądze na wkład własny do mieszkania na warszawskim Ursynowie, wszystko się zmieniło. Z początku byłam wdzięczna – bez niej nie byłoby nas tu, nie byłoby tego miejsca, które miało być naszym azylem. Ale bardzo szybko okazało się, że jej hojność ma swoją cenę.
– Zrobiłam wam bigos i upiekłam sernik – powiedziała, rozpakowując torby na naszym kuchennym blacie. – W lodówce znowu pusto. Ty w ogóle gotujesz coś dla mojego syna?
Patryk, mój mąż, schował się w sypialni pod pretekstem pracy zdalnej. Wiedziałam, że nie chce konfrontacji. Zawsze powtarzał: „Daj spokój, mama chce dobrze”. Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona.
Barbara nie tylko wpadała bez zapowiedzi – miała też klucz do naszego mieszkania. Czasem przychodziła rano, czasem wieczorem. Potrafiła wejść nawet wtedy, gdy byliśmy w łazience albo oglądaliśmy film w piżamach. Zdarzyło się nawet, że przyszła z sąsiadką i oprowadzała ją po naszym salonie, pokazując „jak to młodzi sobie urządzili”.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zastałam ją przeglądającą nasze dokumenty na stole. – Szukałam rachunku za prąd – powiedziała bez skrupułów. – Chciałam sprawdzić, czy nie przepłacacie.
Czułam się jak intruz we własnym domu. Każda rozmowa z Patrykiem kończyła się kłótnią. – To twoja matka! Powiedz jej w końcu, żeby dała nam spokój! – krzyczałam przez łzy.
On tylko wzdychał i mówił: – Przecież pomogła nam. Nie możemy jej teraz zamknąć drzwi przed nosem.
Zaczęłam unikać własnego mieszkania. Wracałam późno z pracy, chodziłam na długie spacery po parku, byle tylko nie spotkać Barbary. Czułam się winna – przecież to dzięki niej mamy dach nad głową. Ale czy naprawdę muszę płacić za to swoją prywatnością?
Wszystko osiągnęło apogeum w dzień moich urodzin. Marzyłam o spokojnym wieczorze tylko z Patrykiem. Tymczasem Barbara przyszła już o szesnastej z tortem i całą rodziną. – Przecież to twój dom – powiedziała głośno do wszystkich gości. – Bez nas by go nie było!
Patryk patrzył na mnie bezradnie. Widziałam w jego oczach strach i poczucie winy. Po kolacji wybuchłam.
– Mamo, proszę cię… To jest NASZ dom! Chcemy mieć trochę prywatności! Nie możesz przychodzić kiedy chcesz!
Barbara spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Ale ja tylko pomagam! Myślałam, że się cieszysz…
Przez chwilę zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na mnie jak na czarną owcę rodziny.
Po tamtym wieczorze relacje jeszcze bardziej się pogorszyły. Barbara zaczęła robić mi drobne uszczypliwości przy każdej okazji: „Widzisz Patryku, kiedyś to kobiety dbały o dom…”, „Może powinnam częściej tu zaglądać, skoro tak trudno ci ogarnąć wszystko sama?”
Czułam się coraz bardziej samotna i niezrozumiana. Nawet moja mama mówiła: „Nie przesadzaj, Barbary już nie zmienisz”.
W końcu postanowiłam działać. Zmieniłam zamki w drzwiach pod pretekstem zgubienia klucza. Patryk był wściekły.
– Co ty robisz?! Przecież ona się obrazi!
– Może czas najwyższy – odpowiedziałam cicho.
Barbara przyszła następnego dnia i nie mogła wejść do środka. Zadzwoniła do Patryka z płaczem.
– Twoja żona wyrzuciła mnie z waszego życia! Po co ja wam pomagałam?!
Patryk przez kilka dni nie odzywał się do mnie słowem. W domu panowała cisza jak przed burzą.
Ale pierwszy raz od miesięcy poczułam ulgę. Wreszcie mogliśmy być sami.
Dziś wiem, że granice są ważniejsze niż dług wdzięczności. Ale czy można je postawić bez rozbijania rodziny? Czy każda pomoc musi mieć swoją cenę?
Czasem patrzę na Patryka i pytam siebie: czy naprawdę warto było poświęcić spokój dla własnych czterech ścian? Czy dom to miejsce czy ludzie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?